Niepodległość, 1983, Numer 24

Między pacyfizmem a terroryzmem - czyli odpowiedź najbardziej powściągliwego członka redakcji na list "Czytelniczki"

 
 

Po pierwsze, chcielibyśmy przeprosić Panią za błędy ortograficzne, którymi tak naszpikowane są numery „N”. Musimy przyznać, że z ortografią i interpunkcją w naszych tekstach mamy pewne kłopoty. Naprawdę staramy się robić staranną korektę, ale czasami coś przegapiamy. Będziemy się starać, by błędów, zwłaszcza ortograficznych było jak najmniej, lecz nie możemy obiecać, że nie będzie ich wcale.

Nasz stosunek do „SOLIDARNOŚCI” wyjaśniliśmy na początku naszej odpowiedzi. Chcemy tylko dodać, że wolne tempo podziemnych polemik (list datowany jest 8.08.83, odpowiedź piszemy w listopadzie, a wydrukujemy w grudniu) sprawia, że wiele spraw się dezaktualizuje. „S” nie jest już na przykład taka jak przed 4 miesiącami.

Ponownie przeczytaliśmy odpowiedź „Najbardziej zajadłego członka redakcji” na list Milusia („N” 18/19, czerwiec-lipiec ’83). Jako żywo, nie znajdujemy w niej aprobaty dla poglądu Milusia, że takie „wypadki” jak śmierć Pyjasa czy Przemyka powinny zdarzać się „sowieciarzom z SB”. Nasza wina, że nie napisaliśmy tego wyraźnie. Nie względy „dyplomatyczne” – już sam tytuł „Dupą do przodu” nie ma nic wspólnego z dyplomacją – o tym zdecydowały. Po prostu, pisaliśmy wtedy przede wszystkim o cierpiętniczym pacyfizmie i masochistycznym obyczaju prowadzenia demonstracji non violence (bez użycia przemocy) – byliśmy pod wrażeniem braku nawet elementarnej samoobrony podczas majowych zajść.

Milczenie na temat terroryzmu nie oznacza wszakże jego aprobaty. Nasz stosunek do tego zjawiska doczekał się obszerniejszego potraktowania w numerze 23 (listopad ’83), w formie odpowiedzi na list „CZYTELNIKA”. Napisaliśmy tam m. in., że nasz zdecydowany sprzeciw wobec wszelkich zachęt do terroryzmu wynika nie z pobudek moralnych, lecz z pragmatyzmu. Wiadomo, że chętnych do kibicowania terroryzmowi nie brakuje, gorzej jest jednak (i za to chwała Bogu) z wykonawcami. Terroryzm jest mało skutecznym środkiem w walce o cele polityczne. Aby był skuteczny wymaga nowoczesnych środków technicznych i przeszkolonych wykonawców. Bardziej boleśnie uderza w demokracje niż w kraje totalitarne. Jest wreszcie zawsze zagrożony zinfiltrowaniem przez ubecką agenturę, stopniową utratę bazy społecznej i staczaniem się w kierunku zwykłego bandytyzmu. Zdecydowanie uważamy, że zamiast bezrozumnych czynów potrzebna jest w Polsce mądra myśl polityczna.

Chcielibyśmy (aby uniknąć nieporozumień) dodać, że wszelkie nasze rozważania na temat terroryzmu tj. stosowania siły fizycznej, nie dotyczą jej specyficznej formy, jaką jest SAMOOBRONA (ochrona lokali, demonstracji, ludzi).

Swoją drogą, jesteśmy ciekawi, skąd u naszych Czytelników – i jak myślimy – sympatyków – taka łatwość w posądzaniu nas o terroryzm. Być może nasz radykalizm w sferze intelektualnej jest rozszerzony na radykalizm czynów. To ciekawe, ale najbardziej kontrowersyjne wg nas tezy głoszone na łamach „N”, nie spotkały się jak dotąd z żadną reakcją. Ani pozytywną, ani negatywną. Wszyscy nabrali wody w usta. Chodzi nam o nasze poglądy na temat pożądanego kształtu politycznego przyszłej wolnej Europy Wschodniej i Środkowej, konieczności przezwyciężania podziałów i niezbędności porozumienia z Ukrainą, Białorusią, Litwą i innymi narodami tego regionu. W bieżącym numerze, kilkanaście stron wcześniej, napisaliśmy: „Na drwiny Rakowskiego o walce o Kijów należy odpowiedzieć zdobyciem Kijowa i zdruzgotaniem Moskwy… ale MYŚLĄ – GŁOWĄ”. Piszemy o tym od dawna, mocno zaakcentowaliśmy te idee w ZAŁOŻENIACH PROGRAMOWYCH i nic – głucha cisza.

Tak głucha, że dla napisania tych słów musieliśmy skorzystać z pretekstu, jakim stała się dla nas polemika między redaktorem naczelnym francuskiego emigracyjnego „NARODOWCA”, Michałem Kwiatkowskim a redaktorem naczelnym paryskiego tygodnika „SOLIDARNOŚĆ” – Andrzejem Kowalczykiem. Znamy tylko nieliczne cytaty z tej polemiki, przytoczone w nr 45/114 tygodnika PZKS-u „ŁAD” z dn. 6.XI.83 r. jako przykład, jak „stara emigracja uczy tych najmłodszych (solidarnościowców – przy. „N”) realizmu politycznego”.