Niepodległość, 1983, Numer 24

Piętaszek (ucywilizowany Dzikus Podziemia) - Co robić?

 
 

Wiele osób przeżywa obecnie okres zagubienia i zwątpienia. Nie wie co robić, skoro wiele form działania – symbolicznych i pozorowanych (strajk 60 sekundowy, strajk tajny – żeby nikt nie wiedział, że strajkujemy itp.) – uległo kompromitacji. Tym osobom chcemy zaproponować „coś do zrobienia” na obecne czasy. Uważamy po prostu, że owo „robienie” polega na dziś na: myśleniu – dyskutowaniu (krytyce) – pisaniu. Naszą propozycję spróbujemy wyjaśnić poniżej.

W 1956 r. hasłem opozycji była naprawa socjalizmu, który się „wypaczył” (te miliony pomordowanych); formą działania zaś tworzenie rad robotniczych w zakładach pracy, walka grupy „prawdziwych socjalistów”, czyli reformistów o stanowiska wewnątrz partii oraz podjęcie ograniczonej współpracy z systemem przez katolików niezależnych. Oczywiście, znalazły się w szeregach opozycji grupy, uważające, iż celem walki powinno być obalenie komunizmu. Ale miały one znaczenie marginalne i szybko zostały zakrzyczane. Powszechnie aprobowano wówczas represje wobec nie-komunistów. Większość opozycji walczyło o prawo do swobód dla grup opowiadających się w zasadzie za systemem, który jest z gruntu dobry. I co działo się dalej?

Otóż przez 14 lat (1956 – 1970) naprawiano socjalizm. W 1966 roku nauczkę otrzymał Kościół (który ustami Prymasa Wyszyńskiego wezwał w roku 1957 do „głosowania bez skreśleń”), w 1968 – inteligencja socjalistyczno-reformistyczna a w 1970 – robotnicy.

Z jakimi hasłami wystąpili robotnicy Wybrzeża w 1970 r., czego chcieli, do czego dążyli? Transparent wywieszony w stoczni „Warskiego” głosił „NASZ STRAJK JEST STRAJKIEM EKONOMICZNYM, NIE POLITYCZNYM”. A wiec po 14 latach podjęto TE SAME HASŁA, co w 1956 r.: znów chciano polepszać socjalizm i życie w socjalizmie. Przez 14 lat, na płaszczyźnie politycznej, społeczeństwo nie podjęło samodzielnych działań. Dlaczego? Dlatego, że te 14 lat zmarnowano na dyskusje: Czy socjalizm jest reformowalny, co w nim zreformować można, a co trzeba?

A zatem, przez cały czas, elita – ta znacząca i słyszalna w kraju i za granicą – przyjmowała za punkty wyjścia obecny ustrój. Mogła więc się poruszać tylko w jego ramach i spekulować na walkach wewnątrzpartyjnych.

Jeśli bunt robotniczy 1970 r. został politycznie obezwładniony, to dlatego, że ludzie atakujący czołgi i komitety nie wysuwali hasła walki z komunizmem. Tego zaś nie mogli uczynić, gdyż wcześniej - w ciągu owych 14 zmarnowanych lat, nikt takiego celu społeczeństwu nie uświadomił, nikt o takim celu głośno nie dyskutował.

W 1970 r., podobnie jak w 1956, partia miała pełną kontrolę nad ruchem: co więcej, wiele osób, nadających kierunek buntowi (w 1970 r.) działało w porozumieniu z frakcjami partyjnymi. Nic dziwnego, że wobec takiego stanu umysłów i pieniądzom kapitalistów, Gierkowi udało się przekupić społeczeństwo. Po pięciu latach (w 1976 r.) przyszło otrzeźwienie.

Porównajmy teraz, jak zmieniały się poglądy Polaków, a z nimi cele, do których dążyli w latach 1956 – 70 i 1976 – 80. O ile w pierwszym okresie nie nastąpiły praktycznie żadne zmiany, a triumfy święcił umysłowy zastój, o tyle w ciągu czterech lat działalności opozycji jawnej dokonaliśmy ogromnego skoku. Jeśli w 1980 r. strajkująca Polska nie wysuwała już hasła naprawy partii komunistycznej lecz tworzenia organizacji z samej definicji niezależnej od systemu (akurat pod firmą Wolnych Związków Zawodowych) i dopiero później, po wymuszeniu na komunistach ustępstw, dogadania się z nimi – to zawdzięczamy to intensywnemu myśleniu, dyskutowaniu i pisaniu w latach 1976 – 80. To, co wówczas pisano, zadecydowało o tym, o co w roku 1980 walczono.

Jednakże rozwój polityczny społeczeństwa nie skończył się na myśli (ugoda – kompromis) i formach organizacyjnych („Solidarność”) roku 1980: podobnie jak wcześniej nie zatrzymał się na zawsze na osiągnięciach roku 1956 (reformizm w partii i rady robotnicze). Na wydarzenia Października i Sierpnia należy patrzeć z perspektywy historycznej i traktować je jako pewien, zamknięty już, etap dojrzewania politycznego – zbierania doświadczeń w walce z komunizmem. Dla ludzi 1956 r. takim doświadczeniem były rady robotnicze. Czy to znaczy, że mieliśmy już do końca komunizmu walczyć o ich utworzenie? Kiedy rady stały się nieskutecznym narzędziem walki z systemem, zostały zapomniane i w roku 1980 nikt już do nich nie nawiązywał.

Przypomnijmy jak opornie szła sprawa samorządów wzorowanych przecież na radach. W 1980 r. stworzono o wiele lepszy instrument – „Solidarność”. Ale z czasem i on okazał się już nieskuteczny w walce o obalenie ustroju, choć może mu nadal szkodzić. Czy to znaczy, że mamy już na zawsze pozostać na etapie roku 1980 i zrezygnować ze stworzenia kolejnego, a raczej kolejnych, jeszcze lepszych narzędzi, zdolnych do likwidacji komunizmu? Oczywiście, że dla przeciętnego Polaka, który dzięki „Solidarności” poczuł się obywatelem, człowiekiem o prawach jak każdy inny, wartościową jednostką, organizacja stała się symbolem wszystkiego co najlepsze. Widzi on w „Solidarności” Polskę, a nie jedno z narzędzi walki o Polskę. Polityk jednak nie może tkwić w mitach, gdyż polem jego walki jest rzeczywistość – komunizm, a nie mitologia społeczna.

Równocześnie ze zmianami na płaszczyźnie organizacyjnej, postępowała, choć powoli, ewolucja myśli politycznej. W latach 1956 – 70 chciano naprawić socjalizm. W 1980 – 81 r. już chciano go podkopać, ale – niestety – tylko częściowo, a następnie z tak osłabionym zawrzeć ugodę. Czy mamy znów zatrzymać się w myśleniu i przez najbliższe 100 lat pleść koszałki opałki o dialogu i ugodzie? RWE może do woli apelować do komunistów, bo nadaje do Monachium, ale my mieszkamy w Polsce i następnych 40 lat przodującego ustroju, ani chybi, nie przetrzymamy. I oto dochodzimy do sedna sprawy. Nie wiemy, czy najbliższa konfrontacja nastąpi z okupantem w roku 1986, czy w 1996, ale o tym, jakie będą cele i formy organizacyjne tej walki ZADECYDUJEMY TERAZ. Od tego, czy przełamiemy zastój umysłowy w solidarnościowej bibule, zależy czy rok 1986 będzie powtórzeniem roku 1980, w takim sensie w jakim rok 1979 był powtórzeniem 1956, czy też będzie czymś nowym, tak jak nowym był Sierpień 1980 roku.

W tym miejscu, wydaje się niezbędnym ponowne określenie naszego stosunku do dorobku myśli korowskiej i jej szczytowego osiągnięcia – koncepcji społeczeństwa podziemnego. Podkreślmy, że popieramy wszelkie działania samopomocowe (np. zbieranie składek i udzielanie zapomóg). Podstawą trwałości komunistycznej władzy jest bowiem niszczenie więzi społecznych; doprowadzenie do sytuacji, w której każdy boi się każdego (porównaj ZSRR), a więc przygotowanie zbiorowego oporu jest niemożliwe. Przykładowo w Czechosłowacji prawie każdy słucha Głosu Ameryki, ale nikt nie przyzna się do tego przed znajomym, lub sąsiadem, nie przekaże żadnej informacji, a co najwyżej zacytuje „RUDE PRAVO”. Przeciwnicy komunizmu, którzy nie potrafią nawiązać ze sobą kontaktu, nie są groźni dla systemu. Nie wynika z tego jednak, że odbudowanie więzi społecznej jest równoznaczne z obaleniem ustroju, jak wydaje się teoretykom grup towarzyskich i akcji samopomocowej. Więź społeczna umożliwia budowę i funkcjonowanie kanałów informacyjnych i łączności wewnątrz społeczeństwa; ale to stworzy jedynie warunki, w których dopiero możliwe będzie podjęcie działalności politycznej. Wcześniej nie można jej prowadzić, gdyż trudno nawet sobie wyobrazić obieg myśli, wśród poddanych, którzy nie mają ze sobą żadnej łączności. Tylko działalność polityczna przygotowuje świadomościowo, a opozycyjna elita organizacyjnie, społeczeństwo do likwidacji obecnego ustroju.

W Polsce jednak, dzięki „Solidarności” więzi społeczne zostały w dużej mierze odbudowane. Dlatego nieporozumieniem, wręcz poważnym błędem, jest:
1) zatrzymywanie się na etapie działań społecznych i traktowanie działalności społecznej jako najlepszego moralnie, politycznie i taktycznie, sposobu walki z komunizmem, sposobu posiadającego wyższość nad działaniami politycznymi, który w pełni zaspokaja wszelkie aktualne potrzeby społeczeństwa i opozycji;
2) świadome głoszenie hasła zastąpienia działań politycznych społecznymi;
3) traktowanie działań społecznych nie jako metody pomocnej przy tworzeniu więzi społecznych, lecz jako rzeczywistego i skutecznego sposobu rozwiązywania aktualnych problemów. (1)

Niestety, jak się wydaje, w/w błędy stanowią nieuleczalne błędy opozycji solidarnościowej. Opozycja zmarnowała już dwa lata na odgrzewaniu starych pomysłów; niektórzy cofnęli się nawet do lat swojej młodości – do roku 1956! Podkreślmy jeszcze raz: NIE TĘDY DROGA! To, o czym będziemy myśleć, dyskutować i pisać w latach 1983 – 85, zadecyduje o tym, jak i o co będziemy walczyć w 1986 roku.

Kolejny problem, to: O czym mamy myśleć? Z kim i jak dyskutować? Myśleć mamy o WOLNEJ POLSCE. To jest większa wartość niż „Solidarność”, rady robotnicze, ustawy o samorządach, cenzurze, czy szkolnictwie wyższym w brzmieniu przedgrudniowym.

W sferze myślenia jest najwięcej do zrobienia. Bowiem przyszłe cele, rozwiązania polityczne, gospodarcze, społeczne, obraz przyszłych stosunków krajowych i międzynarodowych, o które warto walczyć, muszą najpierw powstać w umysłach – zostać uświadomione.

Na drwiny Rakowskiego o walce o Kijów należy odpowiedzieć zdobyciem Kijowa i zdruzgotaniem Moskwy… ale MYŚLĄ – GŁOWĄ! Co opozycja polska zrobiła do tej pory, by uświadomić Polakom potrzebę sojuszu z UKRAINĄ, zapoznać ich z historią i problemami UKRAINY – dosłownie NIC. A sprawy litewskie, czeskie, słowackie? Jak mamy tworzyć program rozkładu imperium sowieckiego, skoro w ogóle nie poruszamy tak istotnych, a przecież wstępnych kwestii… tylko skarżymy się, że Czerwoni nie przestrzegają ustawy o cenzurze! A wystarczyłoby tylko trochę odwagi, odwagi pisania na tematy, które inni boją się poruszać.

A co zrobiła opozycja polska, by uświadomić Polakom, jak powinny wyglądać stosunki gospodarcze, polityczne i społeczne w normalnej (tj. kapitalistycznej) Polsce – NIC! Po co społeczeństwo polskie ma walczyć o WOLNĄ POLSKĘ, skoro nie wie, jaka ona będzie lub wyobraża sobie, że będzie to dobry komunizm (z Wałęsą zamiast komunistów); państwo, które rozwiąże wszystkie problemy – da, zapewni, uwolni itp.

Z kim jednak o tym wszystkim dyskutować? Jedno jest pewne: Kto chce WOLNEJ POLSKI, ten nie dyskutuje z komunistami, gdyż na ten temat nie mają oni NIC do powiedzenia. Czym zajmuje się jednak większość pism opozycyjnych? Przede wszystkim nieustannymi narzekaniami na wiarołomstwo (zlikwidowanie, a nie odwieszenie, jak obiecali 13 grudnia, „Solidarności”, nieprzestrzeganie ustaw o cenzurze, samorządzie itp.) złą wolę (nierealizowanie porozumień gdańskich, złą realizację ustawy o nowych związkach zawodowych), nieudolność (przede wszystkim gospodarczą), nieszczerość (mówią o porozumieniu, a nie chcą z nami rozmawiać) itp. itd. I to się nazywa krytyką komunizmu.

O czym ma jednak dyskutować z Czerwonymi ktoś, dla kogo komunizm jest jedynie eksponatem w Muzeum Zbrodni? Otóż niepodległościowiec będzie dyskutował tylko z innym niepodległościowcem; trudno przecież, żeby o model WOLNEJ POLSKI kłócił się z jej wrogami. Nie będzie też on tracił czasu na krytyki np. § 125, z zarządzenia 594 władz okupacyjnych, skoro odrzuca cały system. Po prostu komunizm nie może być dla nas partnerem.

A zatem pozostają spory i dyskusje we własnym gronie. Ale owo „własne grono”, ci inni z opozycji demokratycznej, muszą mieć własne poglądy, aby można było z nimi dyskutować. Większość opozycji takich poglądów NIE MA, gdyż jej celem nie jest WOLNA POLSKA, lecz Polska ugody z komunistami. Ta druga perspektywa, oczywiście, zwalnia z konieczności wypracowania sprecyzowanych idei odnoszących się do gospodarki czy polityki międzynarodowej.

Wielu jednak stawia pytanie: „Po co mamy się ze sobą spierać, skoro komuniści nas atakują? Trzeba się jednoczyć, a nie dzielić!” Słusznie – ale zjednoczenie wcale nie oznacza poniechania sporów czy dyskusji. Zjednoczeni musimy być wobec komunistów, tzn. np. nie wchodzić do PRON-ów. Nie tworzyć nowych ZZ w oparciu o ustawę z 8 października, nie występować w TV, nie wchodzić w żadne układy z okupantem. Natomiast, gdyby owych dyskusji, krytyk i sporów wewnątrz opozycji nie było, to społeczeństwo nie uzyska nigdy samoświadomości politycznej.

Przykładowo, cieszymy się z nagrody NOBLA dla Lecha Wałęsy, uważamy to za duży sukces Jego i Polski. Na NOBLA Lech Wałęsa zasłużył sobie już dawno, ale czy to znaczy, że mamy ukrywać różnice polityczne, które nas dzielą; przestać o nich głośno mówić i pisać, skrywać je we własnym gronie? Ależ my z dyskusji o polityce żyjemy. Zaprzestanie sporów politycznych oznaczałoby zamknięcie jedynego tego typu pisma w Polsce i rezygnacji z upolitycznienia opozycji demokratycznej. Od publikacji deklaracji pokojowych i list kolaborantów są inne pisma, a każdy czytelnik ma przecież prawo wyboru.

Poza tym, dlaczego właśnie MY, w imię fałszywej lojalności, mielibyśmy zamilknąć? Może zamilkliby zwolennicy ugody i kompromisu? Przecież oni, tak jak i my, też naruszają jedność.

Praktycznym skutkiem braku dyskusji politycznej wewnątrz opozycji, jest brak politycznego kierownictwa podziemia (TKK nawet nie udaje, że nim jest). Musiałoby ono bowiem powstać w wyniku sojuszu różnych ugrupowań niepodległościowych. Jednak, aby te w pełni się ukształtowały, wcześniej musi powstać myśl polityczna. A do tego potrzebne jest: myślenie – dyskutowanie (krytyka) – pisanie. I wróciliśmy do punktu wyjścia.

Pozostaje jeszcze do wyjaśnienia, jak należy dyskutować i krytykować. Demokratów poznać nie po tym, że nikogo nie krytykują, a zwłaszcza nie krytykują TKK i Wałęsy, lecz po tym, że krytykują, NAWET OSTRO, ale TYLKO NA PAPIERZE. Mówiąc dosadniej – można (choć lepiej nie) nawet „opluwać”, byle jawnie, a nie za plecami. Jeżeli jakieś koncepcje uważamy za głupie i/lub szkodliwe, to piszemy, ze są głupie i/lub szkodliwe, a nie plotkujemy po zakładach pracy, że ich autorzy to agenci UB. I dlatego mamy prawo nazywać się demokratami, mimo, że z większością opozycji się nie zgadzamy.

W konkluzji, na pytanie postawione w tytule artykułu, odpowiadamy: Myśleć o wolności, szukać idei (l. mn.) i wieść o nie spory.

Przypisy:
(1) Przykładowo, załatwienie prywatnych wczasów 200 rodzin robotniczych u 200 rodzin chłopskich, służy nawiązywaniu łączności, wymianie poglądów i doświadczeń, ale taka organizacja wczasów w komunizmie nie rozwiąże problemu wypoczynku rodzin robotniczych. Bowiem, by problem rozwiązać, konieczne są inne warunki ustrojowe – złamanie monopolu państwa, czyli LIKWIDACJI KOMUNIZMU!