Niepodległość, 1983, Numer 21

Antoni Wichrzyciel - Kryzys przywództwa

 
  „Ale ja zawsze szedłem na zwycięstwo” Lech Wałęsa (11.12.81)

Od początku wojny obserwujemy w opozycji polskiej kryzys przywództwa. Rozumie to już większość społeczeństwa, skoro w odpowiedzi na pytanie: „Kogo chciałbyś widzieć następcą Jaruzelskiego?” 53% odpowiada, że ktoś taki nie istnieje. (ankieta „Paris Match” publikowana w „KOS”ie). Nasi liderzy nie sprawdzają się coraz bardziej, wyraźnie nie dorośli do zadań, które postawiła przed nimi historia, a nowych przywódców nie widać.

Najbardziej znanym politykiem opozycyjnym jest Lech Wałęsa. Mimo uporczywych oświadczeń Urbana, mimo naszej krytyki, Lech Wałęsa pozostaje, dzięki środkom masowego przekazu, polską publiczną osobą Nr 1. Każdy wywiad, nawet telefoniczny z nim, natychmiast jest powielany w zachodnich radiostacjach i znany bardzo wielu ludziom w Polsce, a także zachodnim ośrodkom opiniotwórczym. Poglądy prasy podziemnej (w tym „N”) bardzo rzadko są tak szeroko propagowane. Osoba publiczna powinna pamiętać o wadze słowa, ba – nawet gestu. Należy także pamiętać, że często milczenie jest lepsze, zwłaszcza, gdy nie ma się nic do powiedzenia. Wiemy wszyscy, że od 13 grudnia nie mamy pozytywnego programu działania. Lech Wałęsa zachowuje się tak, jakby o tym nie wiedział. Powoduje to katastrofalne skutki dla polskiej opozycji.

Pierwszym zarzutem, jaki stawiamy Lechowi Wałęsie, jest nieustanne „szarpanie” ludzi; zapowiadanie i wzywanie do akcji, mobilizacja, a następnie szybki odwrót, demobilizacja i pacyfikowanie nastrojów. Wałęsa, uprawiając taką politykę „szarpie” wprawdzie również komunistów, ale znacznie bardziej męczy społeczeństwo polskie, powodując zniechęcenie, apatię, odwrót od opozycji i załamanie ducha oporu.

W rocznicę założenia WZZ na Śląsku, Wałęsa zapowiedział swój przyjazd na zaproszenie Świtonia. Oficjalnie poparł jego inicjatywę – zamówienie mszy świętej i manifestację – po czym Pan Mietek oświadczył, iż „samochód się zepsuł i Lech nie mógł pojechać” – a wszyscy udawali, że jest to w pełni uzasadnione wytłumaczenie, zapominając o pociągach, które jeszcze czasami w Polsce kursują. Podobnie Lech Wałęsa zachował się 1 maja 1983 roku; najpierw głośno zapewniał, że będzie z robotnikami, a następnie poszedł o godz. siódmej rano na mszę i… zamknął się w domu. Decyzję TKK o uczczeniu rocznicy Sierpnia, Lech Wałęsa uznał za zbyt słabą i zapowiedział swoje wystąpienie pod pomnikiem stoczniowców w dniu 22 sierpnia. Gdy zaś nadszedł czas, oświadczył, że rezygnuje z wystąpienia, gdyż w obecnej sytuacji groziłoby mu to aresztowaniem! W tym kraju wiele osób robi rzeczy, za które grozi znacznie więcej niż kilkudniowy areszt. Wyobraźmy sobie, co by było, gdyby w 1916 r. Piłsudski oświadczył, że złoży przysięgę na wierność Cesarzowi Niemiec, bo nie chce iść do więzienia!

Wałęsa stale mobilizuje ludzi, stwarza atmosferę oczekiwania na hasło do walki i… wychodzi ze stoczni boczną furtką. Jeśli nie chce owego hasła rzucić, to po co mobilizuje ludzi? I dlaczego stale się wycofuje?

Wygłoszenie przemówienia pod Pomnikiem postawiłoby komunistów na z góry przegranej pozycji. Zarówno bowiem brak reakcji jak i zatrzymanie Wałęsy byłoby dla nich porażką polityczną. Tylko rezygnacja Wałęsy z wystąpienia postawiła czerwonych panami placu boju.

Jeśli komuniści mimo to atakują Wałęsę, to oczywiście nie ze względu na jego koncepcje polityczne, które są dla władz nad wyraz korzystne, ale dlatego, że w osobie Wałęsy chcą zniszczyć symbol niezależnego ruchu związkowego i mit „Solidarności”. Ów mit i symbol są bowiem w obecnej sytuacji jeszcze nadal niebezpieczne dla komunizmu. Czy z tego wynika, że mamy za wszelką cenę i w niezgodzie z prawdą podtrzymywać ów symbol i mit tylko dlatego, że komuniści jeszcze się go boją? Naszym zdaniem: NIE, gdyż na dłuższą metę nie stanowią one zagrożenia dla komunizmu i nie zniszczą go. Czerwoni uprawiają politykę przeczekiwania, gaszenia pożarów i łatania dziur – walcząc przede wszystkim z tym, co na dziś wydaje się im najniebezpieczniejsze – dając nam tym samym czas, który powinniśmy wykorzystać na tworzenie niezależnych programów politycznych – narzędzi likwidacji komunizmu i budowy demokratycznego i niepodległego państwa.

Naszym zdaniem autorytet bez koncepcji wcześniej czy później upadnie sam. Jeżeli jednak przedtem zrezygnujemy z tworzenia nowych autorytetów, opartych na rzeczywistym działaniu, a nie zaprzeszłych posługach, symbole ustępując z placu boju pozostawią po sobie jedynie pustkę. A pustki przecież nie my chcemy, lecz komuniści.