Niepodległość, 1983, Numer 20

Dzikus Podziemia - Polska reprezentacja narodowa

 
  Obecnie za granicą całością propagandy na rzecz „S” kieruje Biuro Koordynacyjne „S” z siedzibą w Brukseli. Linia polityczna reprezentowana przez BK”S” jest nie tylko niezadowalająca, ale wręcz szkodliwa z punktu widzenia nurtu niepodległościowego naszej opozycji. Dzieje się tak z sześciu przyczyn:

1. BK”S” musi unikać wszelkiego bardziej konkretnego akcentowania swej politycznej identyczności, ze względu na instytucje dotujące BK”S”, a są wśród nich związki zawodowe, partie polityczne i organizacje społeczne o orientacji politycznej od skrajnej lewicy do skrajnej prawicy. Wiąże się z tym problem następujący. Na Zachodzie związki zawodowe mają różne orientacje i związane są z różnymi partiami politycznymi. Gdyby BK”S” ogłosił się centralą związków zawodowych o różnych orientacjach, wówczas mógłby otrzymywać pomoc od wszystkich, skoro jednak jest przedstawicielstwem jednego związku, musi podkreślać swą apolityczność. Podkreślając zaś apolityczność nie może występować w roli przedstawicielstwa narodowego, które z kolei musi mieć charakter wyłącznie polityczny. Jest to wewnętrzna sprzeczność nie do pogodzenia. Różne organizacje poprzez swoje kontakty z TKK i BK”S” zmuszają je do podejmowania decyzji daleko wykraczających poza ramy związkowe, często politycznych, co znów stoi w sprzeczności z:
a. głoszoną apolitycznością,
b. brakiem upoważnienia od nowopowstających w kraju organizacji politycznych dla BK”S”-u.

2. BK”S” jako prawny (posiadający pełnomocnictwa) i uznany (m. in. Przez Międzynarodową Organizację Pracy) przedstawiciel „S” może realizować, niezależnie od swej woli, jedynie taką linię, jaką aktualnie akceptuje Tymczasowa Komisja Koordynacyjna w kraju, tzn. ugodową. Oficjalnie członkowie BK”S” muszą zatem zapewniać cały świat tylko o tym, że celem walki prowadzonej w podziemiu w kraju jest porozumienie i kompromis z komunistami, legalna działalność związków zawodowych (niekoniecznie „Solidarności”) w zakresie wyznaczonym przez komunistów oraz pozostanie Polski w bloku sowieckim. Jest to zadowalające z punktu widzenia TKK, ale nie ze stanowiska obozu niepodległościowego.

3. BK”S” ze względu na oficjalne uznanie przez MOP może trzymać się wyłącznie płaszczyzny związkowej, co dla niepodległościowców jest niezadowalające, ale dla MOP jedyne do przyjęcia, gdyż organizacja ta skupia przedstawicieli związków zawodowych, pracodawców i władz państwowych. BK”S” uznane za przedstawicielstwo „Solidarności”, która z kolei została uznana (zresztą całkowicie bezpodstawnie) za związek zawodowy i w takim charakterze występowała po sierpniu, może poruszać się wyłącznie na tej płaszczyźnie, jeśli nie chce stracić poparcia MOP-u. Jednocześnie zaś Zachód uważa BK”S” za reprezentację nie związku lecz narodu, do czego oczywiście BK”S” nie ma żadnego prawa, gdyż został wyznaczony (skład personalny) przez ugodową TKK, a nie przez wszystkie kierunki polskiej opozycji demokratycznej.

4. BK”S” jako przedstawicielstwo związkowe podlega takim samym ograniczeniom jak „S” w Polsce, dopiero przekształcenie „S” (oficjalne) ze związku w organizację lub organizacje (l. m.) polityczną (polityczne) umożliwiłoby BK”S”-owi podjęcie działań na płaszczyźnie politycznej. To zaś jest niemożliwe, gdyż TKK nie chce i nie potrafi określić się jako organizacja polityczna.

5. Ludzie działający w BK”S” wyjechali z Polski przed 13 grudnia, zatrzymując się w rozwoju świadomości politycznej na etapie działalności społecznej KOR i polityki porozumienia i kompromisów prowadzonej przez legalną „S” w okresie odnowy („rozmowy jak Polak z Polakiem”). Ludzie ci prywatnie również nadal są zwolennikami ugodowej polityki.

6. Pozycja BK”S” zależna jest od utrzymania mitu „S”: 10 milionów działających w podziemiu na rozkaz TKK. Dlatego BK”S” nigdy nie zauważy nurtu niepodległościowego, który krytykuje TKK za ugodowość. BK”S” musi głosić, że jest reprezentantem jedynej siły sprzeciwu wobec komunizmu w Polsce, w przeciwnym wypadku utraci część dotacji. A trzeba pamiętać, że utrzymanie aparatu BK”S” jest ogromnie kosztowne. Nie wynika to oczywiście ze złośliwości czy zachłanności pracowników Biura, ale z prostego faktu, ze utrzymanie każdego oficjalnego przedstawicielstwa jest potwornie kosztowne. Pojawienie się natomiast jakiejkolwiek innej siły niż podziemna „S” będzie obniżało pozycję i prestiż BK”S” (Biuro utraci monopol, będzie „jednym z” a nie „jedynym”). Przykładowo, ktoś może zechcieć dać pieniądze na akcję niepodległościową, a nie na TKK i już suma ta nie przejdzie przez ręce działaczy z Brukseli, lecz w całości dotrze do kraju i to do rąk ludzi, których BsK”S” nie uznało za godnych pomocy.

TKK i „RKW”M” reprezentują linię ugodową, ale nie mają już monopolu na walkę z komunizmem, bowiem poza zwolennikami kompromisu w polskiej opozycji demokratycznej powoli i z trudem wyodrębniają się grupy niepodległościowe, tworzą się zręby ruchu niepodległościowego w oparciu zarówno o struktury wyrosłe na bazie „S” jak i obok niej. Zachód natomiast nic o tym nie wie, że polska opozycja jest zróżnicowana, nie wie, że jej część toczy walkę nie o porozumienie, lecz o NIEPODLEGŁOŚĆ Polski i likwidację imperium sowieckiego, nie wiedząc zaś nie może pomagać. Sytuacja ta wynika z monopolistycznej pozycji BK”S” i stosowaniu przezeń OSOBISTEJ CENZURY, jeszcze ostrzejszej niż przez wiodący w tej dziedzinie prym w kraju tygodnik „Mazowsze”.

Najważniejszy jest jednak fakt, że dla ruchu niepodległościowego nie jest obojętne JAKIE poglądy i programy będą przez Polaków głoszone na Zachodzie. Przytoczmy dwa przykłady.

W Polsce dochodzi do akcji protestu. E. Smolar z polskiej sekcji BBC zwołuje konferencję prasową, aby wyjaśnić dziennikarzom londyńskim sens polskich wypadków i przekonuje ich, że w kraju toczy się walka o porozumienie, kompromis i ugodę z komunistycznym okupantem! Słowo NIEPODLEGŁOŚĆ nawet nie pada! Leopold Tyrmand pisze natomiast w pierwszym numerze przeznaczonego dla niemieckiego czytelnika kwartalnika „Kontinent” wprost: „Celem obecnej polskiej walki, która w tak dramatyczny sposób znalazła swój wyraz w Gdańsku, jest fizyczna niepodległość”.

Dla obozu niepodległościowego nie mogą być obojętne wypowiedzi tak znaczących przedstawicieli polskiej emigracji jak E. Smolar. Przecież w oparciu o ich informacje dziennikarze kształtują zachodnią opinię publiczną. Przykładowo, z Biuletynu Informacyjnego Biura Paryskiego „S” korzysta nie tylko prasa i radio francuskie, ale także prasa wydawana przez emigrantów z krajów socjalistycznych, z którymi mamy razem prowadzić walkę o niepodległość, a którzy stale są przekonywani w Paryżu, iż w Polsce zmagania z komunizmem toczą się o porozumienie i ugodę!

Tego, co napisaliśmy nie należy jednak interpretować jako przekreślenia sensu istnienia i działania BK”S”-u. Naszym celem nie jest krytyka BK”S”-u za to czym być nie może i nie będzie, lecz wskazanie na konieczność UZUPEŁNIENIA PRZEDSTAWICIELSTWA ZAGRANICZNEGO „S” O INSTYTUCJĘ, KTÓRA DZIAŁAŁABY WYŁĄCZNIE NA PŁASZCZYŹNIE POLITYCZNEJ I BYŁABY REPREZENTANTEM SYSTEMU NIEPODLEGŁOŚCIOWYCH PARTII POLITYCZNYCH W KRAJU. Nie podlegając ograniczeniom typu związkowego prowadziłaby polską politykę zagraniczną, propagowała cele polityczne nurtu niepodległościowego opozycji krajowej. Ruch niepodległościowy nie może bowiem zrezygnować z własnego przedstawicielstwa w imię utrzymania fikcyjnej jedności całej opozycji siłą utrzymywanej w związkowym kaftanie, gdyż oznaczałoby to rezygnację z prowadzenia propagandy niepodległościowej w wolnym świecie.

Nie mamy nic przeciwko temu, żeby związkowi ugodowcy, stanowiący część, ale tylko część „ruchu solidarnościowego” mieli swe agendy na Zachodzie. Nie znaczy to jednak, że mamy rezygnować z tworzenia własnego ośrodka w wolnym świecie, Powracamy więc do wielokrotnie poruszanej przez nas sprawy powołania Polskiej Reprezentacji Narodowej (PRN).

Emigranci z państw bałtyckich powołali Komitety Wolnej Litwy, Łotwy i Estonii za aprobatą i pomocą USA, gdyż wolny świat nie uznaje włączenia tych państw do ZSRR. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by Polacy na Zachodzie utworzyli podobne ciało, choć nasza sytuacja jest inna niż narodów bałtyckich, bowiem rządy zachodnie uznają oficjalnie rząd PRL.

Utworzenie Komitetu Wolnej Polski (KWP) nastąpiłoby więc wbrew woli Aliantów. Rzecz jednak w tym, że nie mogliby oni sprzeciwić się tej inicjatywie, ponieważ stanęliby wówczas jawnie po stronie ZSRR i wykazali własną słabość. Polityka polega m. in. na stawianiu również potencjalnych czy taktycznych sojuszników wobec faktów dokonanych i zmuszaniu ich do korzystnych dla nas (Polski) zachowań, nawet wbrew intencjom tychże!

Utworzenie Komitetu Wolnej Polski, skupiającego jakąś część Polaków na obczyźnie, mogłoby stanowić pierwszy krok na drodze wiodącej do powołania Polskiej Reprezentacji Narodowej. Ta ostatnia byłaby jednak czymś znacznie szerszym i ważniejszym niż KWP, gdyż stanowiłaby PRZEDSTAWICIELSTWO, a nie komitet utworzony przez ludzi dobrej woli chcących walczyć o niepodległość i demokratyczne państwo polskie. Ponadto nazwa PRN wskazywałaby, że instytucja ta reprezentuje NARÓD, a więc wszystkich czujących się Polakami i myślących po polsku bez względu na miejsce tymczasowego lub stałego zamieszkania oraz wyznawane przekonania polityczne.

Polską Reprezentację Narodową winni utworzyć:
1. Przedstawiciele krajowych organizacji niepodległościowych wysłani z Polski lub wskazani na emigracji przez organizacje konspiracyjne.
2. Przedstawiciele Rządu Londyńskiego – symbolu polskiej państwowości, ich udział jest konieczny ze względu na potrzebę zachowań ciągłości polskiej państwowości.
3. Przedstawiciele organizacji emigracyjnych (emigracja).
4. Przedstawiciele organizacji polonijnych (np. Polonia skupiona wcześniej w KWP).

Trzeba przyjąć, iż część narodu polskiego mieszka i będzie mieszkać na stałe poza obszarem etnicznym, a w przyszłości poza granicami niepodległego państwa polskiego. Liczebność tej części narodu będzie też stale rosła, nawet po odzyskaniu niepodległości, gdyż emigracja jest zjawiskiem stałym i normalnym. Ludzie ci poczuwając się do związków z narodem polskim powinni być traktowani jako równoprawna część narodowej wspólnoty, a więc otrzymać równy głos w sprawach polskich.

Celem PRN byłoby przekreślenie układów jałtańskich. Cóż jednak oznaczałoby w praktyce zerwanie przez państwa zachodnie owych układów? Otóż musiałoby ono polegać na wycofaniu uznania dyplomatycznego dla tzw. rządu PRL i przeniesienie go na egzekutywę wybraną przez PRN. PRN pełniłaby rolę Sejmu na wychodźstwie, a jej egzekutywa rolę reprezentantki władz państwowych, których odpowiedniki znajdowały się w kraju pod okupacją.

Przykładu takiej organizacji na emigracji dostarczyli Palestyńczycy. Dlaczego Polacy nie potrafią zdobyć się na to, czego dokonali Palestyńscy Arabowie, którzy przecież nigdy nie posiadali własnego państwa, ani żadnych tradycji niepodległościowych (naród palestyński tak naprawdę uformował się dopiero po powstaniu państwa żydowskiego, w opozycji do niego). Odpowiedź jest prosta: Palestyńczycy są przekonani, że pokonają Izrael i wszystko robią w tym kierunku, polscy ugodowi opozycjoniści zaś są przekonani, że zostaną pokonani przez ZSRR, jeżeli podejmą z nim walkę, pozostaję więc im tylko zabieganie o porozumienie, o krótszą pałkę. Jak długo jednak ugodowcy będą narzucali całej opozycji i całemu społeczeństwu swój sposób myślenia, swój strach i polityczną niemoc?

Przypis:
(1) Pismo wydawane przez Kornelię Gerstenmaier publikuje wypowiedzi wybitnych opozycjonistów z krajów socjalistycznych, nie należy mylić go z rosyjskim pismem emigracyjnym o tym samym tytule redagowanym przez pisarza Wł. Maksymowa i publikowanym również w RFN.