Niepodległość, 1983, Numer 18-19

Dzikus Podziemia - M. Poleskiego myśli o programie i organizacji

 
  Odzyskanie niepodległości w wyniku obaleniu ustroju komunistycznego w Polsce i wspólnej z innymi narodami Europy Wschodniej likwidacji imperium sowieckiego, budowy solidarności mieszkańców wszystkich baraków obozu i wypracowanie już dziś przyszłego porządku europejskiego – są celami M. Poleskiego i „N”. To nas łączy i zarazem odróżnia od: Glempa, działaczy katolickich i Wałęsy, TKK, RKW M i Bujaka oraz obliczonej na odzyskanie niepodległości już za niecałe tysiąc lat koncepcji KOS - a.

Wśród trwającego od półtora roku zalewu solidarnościowych pisemek na temat „przybliżenia warunków ugody” (TW) i miłości do Rosji wynikającej ze zrozumienia realiów (A. Michnik), głos Poleskiego korzystnie wyróżnia się i sprawia, że nie czujemy się tak samotnie w walce toczonej z prorokami i maniakami porozumienia. Pozostają między nami jednak dwie zasadnicze różnice: koncepcja roli programów politycznych i koncepcja podziemnego systemu politycznego. Podkreślmy, że różnice dotyczą koncepcji a nie haseł.

I. Program: „Niepodległa i demokratyczna Polska jest tą wizją „ekstremy S”, którą podziela większość społeczeństwa”.

Wmawianiem społeczeństwu na siłę, iż posiada świadomość polityczną nie osiągniemy jego szybkiego upolitycznienia, a jedynie sami pogrążymy się w świat opozycyjnej nierzetelności. Większość społeczeństwa bowiem w okresie odnowy miała co najwyżej wizję szczęśliwego pożycia z komunizmem. Gdyby myślano o niepodległości i demokracji, to 13 grudnia nie stanowiłoby dla owej większości szoku lecz sygnał do walki.
Aby podjąć próbę zmiany rzeczywistości najpierw trzeba je opisać. A prawda jest taka, że większość społeczeństwa nie ma żadnych poglądów politycznych, a tym bardziej wizji, ją obecnie to wszystko nie interesuje („teraz trzeba myśleć o sobie, bo wsadzą”).

Odpolitycznienie społeczeństwa przez komunistów spowodowało, że utraciło ono (jeśli kiedykolwiek posiadało) wrażliwość na koncepcje polityczne. Jest natomiast bardzo podatne na hasła i symbole, szuka recepty na własną słabość. I znajduje ją m. in. w haśle – chcemy programu! – ale programu recepty, a nie wyczerpującej koncepcji politycznej. Poleski słusznie oburzony wysuwaniem żądania programu – recepty, która rozwiąże wszystkie programy i sprawi, iż już jutro jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, obudzimy się w wolnej Polsce, bez specjalnego wysiłku z naszej strony i oczywiście bez ponoszenia ofiar, popada jednak w drugą skrajność: zamiast programu rzuca hasła (Solidarność, Niepodległość) i usiłuje wykorzystać mity (symbol „S”), które zresztą lepiej przemawiają do wyobraźni mas, niż jakaś tam koncepcja. Nam natomiast same hasła nie wystarczają. Chcemy nawet nie programu lecz programów /l. m./, gdyż uważamy, że w Polsce należy stworzyć nową tradycję polityczną, nowe, tj. normalne życie polityczne, którego brakuje już drugiemu pokoleniu. Dlatego tak dużą wagę przywiązujemy do politycznych polemik i programów, ale wyznaczamy im rolę odmienną od ogólnie przyjętej. W naszym pojęciu program ma pełnić rolę nie tyle operacyjną (np. w 1983 r. zakładamy partię, w 1984 r. nawiązujemy stosunki z Reaganem), świadomościową. Społeczeństwo bowiem nie tylko po Sierpniu, ale także nadal pozostaje nieświadome swych celów politycznych.

Być może obalenie komunizmu przy pomocy chwytliwych haseł jest nawet łatwiejsze, ale powstaje wówczas problem: co po komunizmie? Co zrobić ze społeczeństwem i co będzie robiło samo społeczeństwo, które już nie żyje w komunizmie ale w dalszym ciągu myśli posługując się komunistycznymi schematami i dawnym systemem wartości, gdyż wcześniej jego przywódcy zrezygnowali z planowego zwalczania bolszewizacji świadomości, by łatwiej kierować masami w walce z ustrojem.

Przykładu dostarcza sama Rosja. Bolszewicy łatwo zdobyli władzę posługując się wyłącznie hasłami (nawet nie swoimi). Odpowiadało to prymitywnym masom, które z braku politycznego wyrobienia początkowo poparły Lenina, a później nie potrafiły mu się przeciwstawić. Co będzie? Na początek łatwo odpowiedzieć; zawiśniemy razem z M. Poleskim na jednej gałęzi, choć my wcześniej, gdyż nie jesteśmy z „Solidarności”. Właśnie redakcja otrzymała elaborat zagorzałego solidarnościowca, który radzi by po obaleniu komunizmu całą władzę przekazać „S”. Najistotniejszy jednak fragment dotyczy rewolucyjnego sądownictwa. Trybunały mają powoływać wyłącznie członkowie „S” w zakładach pracy spośród siebie, przy czym – uwaga! – zalecany też wybór księży, natomiast prawnicy „mogą ostatecznie też być wybierani” (brrr).

Nasz cel jest jasny – nie chcemy tylko niepodległości, ale budowy sprawnego systemu demokracji parlamentarnej. Jej fundament trzeba tworzyć już dziś – na początek w ludzkiej świadomości, stąd potrzeba programu.

Poleski słusznie krytykuje rozumowanie: dajcie nam program, a już my go zrealizujemy! Taka postawa oznacza bowiem najczęściej w praktyce, że co jakiś czas zbiera się 10 osób na wódkę i gromko pokrzykuje jak będzie walczyć z Czerwonym, gdy tylko dostanie program; ponieważ jednak broszury z nadrukiem „Program” nie otrzymuje, a sama nie potrafi zestawić programu w oparciu o toczącą się dyskusję, więc nic nie robi. Gdy wreszcie pojawia się program, raptem okazuje się, że nasi potencjalni konspiratorzy oczekiwali na coś zupełnie innego, a więc znów nie mogą przystąpić do działania. Taka postawa najczęściej bowiem wynika z braku odwagi podjęcia działalności lub braku wytrwałości, do czego ludzie boją się przyznać przed sobą. Kto chce działać, ten będzie działał z programem czy bez. Ale żeby działać sensownie trzeba mieć koncepcję. Trzeba rozumieć dlaczego należy postępować tak lub inaczej, żeby zachować konsekwencję i wierność przyjętym wartościom. Przecież nam chodzi o wychowanie przyszłych kadr politycznych i państwowych dla niepodległej Polski.

Ani dla ludzi podziemia, ani dla rozpoczynających knucie nie jest obojętne czy dana osoba działać będzie w organizacji niepodległościowej, czy też w TW będzie „przybliżała warunki ugody”, czy będzie drukowała i kolportowała program likwidacji komunizmu w bloku ze Związkiem Radzieckim na czele, czy też kolejną 495 wersję warunków porozumienia i szczęśliwego pożycia z Czerwonym.

Knujący musi mieć argumenty i pewną wizję rozwoju wypadków oraz własnego zachowania, by mógł sam działać i przekonywać innych. Nie samo działanie więc, ale działanie z określonym programem.

Poleski twierdzi, że wizję programu już mamy, natomiast brak jest nam organizacji /l. p./ zdolnej do realizacji celów politycznych. Że brak organizacji /l. m./ to oczywiste, ale czy mamy wizję i program? Naszym zdaniem – Nie! Na polu programowo – świadomościowym braki są jeszcze większe, niż na organizacyjnym. Naszym zdaniem ogromna większość grup konspiracyjnych, a więc elity politycznej społeczeństwa, nie ma ani wizji, ani programu, o czym świadczy poruszanie się wyłącznie między pojęciami: kompromis – ugoda – porozumienie i nieustanne traktowanie komunistów jako władzy wprawdzie złej ale własnej, nie okupacyjnej (np. te tony listów do Sejmu).

Poleski wymienia przykładowo szereg działań do podjęcia już od dziś: organizacja sieci łączności, mały sabotaż, koła samokształceniowe, biblioteki, komórki wywiadu, dywersja psychologiczna, pomoc opozycji w wojsku i milicji, przygotowanie się do akcji czynnej samoobrony zakładów pracy, szkolenie kadry zawodowych konspiratorów, prowadzenie aktualnej polityki niepodległościowej wobec krajów ościennych i wrogów naszych wrogów itd. Czy zostaną one podjęte? Odpowiedź zdaniem Poleski tkwi w sferze organizacji. Innymi słowy, jeśli się w wystarczającym stopniu zorganizujemy, to je podejmiemy. Jest to jednak półprawda. Tu nie wystarczy być zorganizowanym, aby tak się stało określona koncepcja walki z komunizmem musi wyprzeć wszystkie dotychczasowe ugodowe kalkulacje. Kto chce kompromisu nie będzie organizował sabotażu, TKK natychmiast go potępi za zerwanie z pacyfizmem i chrześcijaństwem, a L. Wałęsa za szkodzenie gospodarce. Kto chce dogadywać się z Rosją Sowiecką, nie będzie popierał czynnie opozycji w demoludach. Kto uważa PRL za Państwo Polskie, nie będzie prowadził polityki niepodległościowej na forum międzynarodowym (przykładem Biuro Koordynacji „S” w Brukseli) itd. Potrzebny jest bodziec psychologiczny i intelektualny do zerwania z dotychczasową platformą walki i podjęcia określonych działań organizacyjnych np. nawiązanie kontaktu z opozycją w ZSRR, utworzenie Polskiej Reprezentacji Narodowej zagranicą itp.

Komisja Krajowa (ściślej Wałęsa) w marcu 1981 roku dysponowała organizacją, a mimo to zrezygnowała z przeprowadzenia strajku. Przecież nie przeszkodził temu brak przygotowań organizacyjnych, ale brak, a raczej fałszywa świadomość polityczna przywódców, doradców i części mas członkowskich. Dać organizację takim ludziom w ręce, to zmarnować ją.

Poleski pisze: „Szansy wybicia się na niepodległość nie da kunktatorstwo (zwlekanie), poszukiwanie kompromisu w rokowaniach, próby ugody społecznej z komunizmem. Tak jak w powstaniu listopadowym szansę daje tylko wojna prewencyjna”, a dalej, że komunistom „nie można przeciwstawić pozytywistycznych koncepcji lat 76 – 80”. Zgoda. To samo głosimy od półtora roku. Ale nie wystarczy powiedzieć, że jest się przeciw koncepcjom ugodowym, trzeba jeszcze wskazać jakie są koncepcje i kto je wysuwa.

Operacja ta politycznie niewygodna (patrz dzieje „N”) jest jednak konieczna ze względu na odpolitycznienie społeczeństwa. Poleski nie dokonuje jej jednak. Po pierwsze, by się nie narazić opozycyjnemu establishmentowi, a po drugie dlatego, że wszystkie swe nadzieje wiąże z tymi, którzy nieustannie poszukują potępianej przezeń drogi kompromisu (patrz II Organizacja).

II. Organizacja – w następnym numerze „N”