Niepodległość, 1983, Numer 18-19

Antoni Wichrzyciel - Przesilenie majowe

 
  „Wkraczają do nas po to, żeby nas
zniszczyć czyli z walką, jaka od
wieków wiecznych ktoś jeden
nachodzi drugiego. A my zamiast
podjąć tę walkę kwilimy, że oni
nie pozwalają nam całować się w
dupę!”
J. Mackiewicz, „Droga Donikąd”

Wszelka nadzieja na autentyczną
demokrację w tym ustroju jest
zwycięstwem kłamliwej propagandy,
jest początkiem klęski wszystkich
zrywów wolnościowych.”
Ks. F. Blachnicki

1 Maja na ulice głównych miast kraju wyszło ponad 120 tys. Polaków by zaprotestować przeciwko komunizmowi. 31 maja zebrały się sowieckie władze administracyjne, by radzić nad sposobami niszczenia narodu i społeczeństwa polskiego. Maj obfitował w wydarzenia polityczne; prześledźmy więc posunięcia głównych osób polskiego dramatu.

Zacisnąć zęby ... pisać listy

30 kwietnia policja zatrzymała B. Sadowską z synem G. Przemykiem na 48 godzin.

1 maja policja napadła na Św. Marcina.

3 maja policja napadła powtórnie Św. Marcina i ciężko pobiła kilka osób, w tym B. Sadowską.

12 maja policja zamordowała G. Przemyka tak, by byli świadkowie mordu.

Wszystkie te działania zostały podjęte na rozkaz Kiszczaka (Jaruzelskiego). Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Napadający nigdy nie ukrywali, że są z policji, chwalili się tym do bitych, a więc zależało im, by wszyscy zdawali sobie z tego sprawę. To był ważny cel, skoro w Św. Marcinie powtórzono ową informację kilkakrotnie. Komuniści chcieli osiągnąć w ten sposób potrójny efekt:
1. Zastraszyć Kościół przed wizytą Papieża i spowodować podział na gotowych do współpracy za cenę zostawienia Kościoła w spokoju (poskromienia rzekomych twardogłowych działających rzekomo na własną rękę) oraz nieugiętych, których później, po cichu i po kolei wyeliminuje się (patrz sprawa ks. Dierżka i kilku innych). W podanych przykładach nie szło o aresztowanie, pobicie i zamordowanie wyżej wymienionych za ich osobistą działalność, ale o aresztowanie, pobicie i zamordowanie jakichkolwiek osób związanych ze Św. Marcinem, aby wywrzeć presję na arcyb. Glempa i Episkopat. Los padł na Grzegorza.
2. Zastraszyć społeczeństwo przed wizytą Papieża i pokazać, że władze nie liczą się z Kościołem, a więc wszelkie próby organizowania protestów pod osłoną Kościoła (Papieża) nie będą tolerowane. Temu właśnie służyła szeptana propaganda w sprawie tzw. środków ostrożności; roztaczanie za pośrednictwem zagranicznych korespondentów i RWE wizji obław, masowych rewizji itp. Prasa „S” skrzętnie podchwyciła ten motyw i pomogła komunistycznej propagandzie. Wmawiając, że mamy być przed i podczas wizyty cicho (a niby dlaczego? Żołnierz nigdy nie oddaje karabinu); opozycja spacyfikowała sama siebie własnymi rękami, a raczej piórami publicystów.  Dalej, chodziło o odstraszenie ludzi od współpracy ze Św. Marcinem i pokazanie, iż kościoły nie są bezpiecznym miejscem schronienia dla nikogo.
3. Dać do zrozumienia opozycji solidarnościowej, intelektualistom i Zachodowi, że władza jest podzielona i znacznie osłabiona, tzn. że Jaruzelski może ją utracić pod naciskiem wszechmocnego „betonu”, o czym najlepiej świadczą zbrodnie popełnione z inspiracji „twardogłowych”. Księża i opozycjoniści, intelektualiści i bankierzy przybywajcie do stóp tronu, udzielajcie pomocy, dawajcie dolary i dusze, szef liberałów w Polsce zagrożony, Kiszczak osaczony, Olszowski i Moskwa nacierają na Kociołku!

Wszystkie trzy cele zostały przez komunistów osiągnięte, o czym najlepiej świadczą artykuły publikowane w maju i czerwcu na łamach „Tygodnika Mazowsze” i KOS – a.

Po śmierci Grzegorza wszystko odbyło się zgodnie z rytuałem, jaki wcześniej ustalił się na pogrzebie Bogdana Włosika w Nowej Hucie, o którym już wszyscy zdążyli zapomnieć (wówczas intelektualiści byli mniej wstrząśnięci więc i żałoba krótsza). Warszawiacy przybyli tłumnie. Policja im nie przeszkadzała, wręcz przeciwnie, pomogła dojechać na cmentarz podstawiając autobusy. Protest wyrażono i wszyscy zadowoleni ze spełnienia patriotycznego obowiązku rozeszli się do domów. Napisano trochę listów do morderców (dawno już tego nie było), opozycja nie wyciągnęła żadnych wniosków (poza D. Warszawskim), komuniści nie mieli żadnych kłopotów. Rozmiar protestu nikogo, Drogi TM–ie, nie przeraził, został on już bowiem wcześniej wkalkulowany w całą operację, a następnie zanalizowany i spacyfikowany m. in. dzięki udanej manipulacji psychologicznej. Cała opozycja włączyła się do akcji uspokajania społeczeństwa dokonując jednocześnie kilku działań pozorowanych – listy wyrażające moralne oburzenie. RKW wezwało różnych Dobraczyńskich, Radosławów czy bardziej sprytnych Gieysztorów, do zajęcia stanowiska w sprawie Przemyka. Zwracając się do w/w potraktowała ich jak równych – zdrajców narodu gotowych publicznie usprawiedliwiać każdą zbrodnię i każdą podłość potraktowano jak partnerów. Wszelkie granice przekroczył jednak Dawid Warszawski. Cóż bowiem radzi czynić najzdolniejszy publicysta KOS–a. Ano mamy podpisywać się pod listem otwartym (KOS 32). Pewnie Jaruzelski nie wie, że ma przeciwko sobie 36 milionów, a jak się dowie, to się zestracha i władzę odda.

Nie, wzywamy do chwytania za broń. Nie czas teraz na to i broni brak. Ale propagowanie postaw męczeńskich (bici, torturowani zaciskajcie zęby i piszcie listy!), obnoszenie się z własna bezsilnością dostarczanie nieustannie okupantowi legitymacji władzy, poprzez choćby próby traktowania go jak strony równorzędnej, do której się zwracamy (czy do Hansa Franka też pisywanie listy?), nie posuwa naprzód ani o centymetr świadomości politycznej społeczeństwa.

O wizycie Ojca Świętego D. Warszawski pisze: „Władze odwołać tej wizyty nie mogą. Oznaczałoby to definitywny krach „linii Glempa”, wejście w jawny i otwarty konflikt z Kościołem; na to dziś jeszcze władza nie może sobie politycznie pozwolić. /.../ ... można jednak spróbować zmusić papieża by odwołał ją sam. Zdarzyć się to może tylko wtedy, gdy zaszantażuje się Go wizją przelewu krwi, zamieszek i masakr podczas jego pobytu w Polsce. By ten ostatni argument wytrącić im z ręki – musimy zacisnąć zęby, a nie pięści”. (KOS 32).

Po pierwsze, komunistom zależy na wizycie bardziej niż Kościołowi, ale udało im się wszystkim wmówić, że wyświadczają wielką łaskę wpuszczając Papieża do kraju. Gdyby komuniści chcieli odwołać wizytę, nie potrzebowaliby specjalnych pretekstów i argumentów, mają bowiem władzę. Oni jednak minimalizowali efekty 1 majowych manifestacji byle tylko zachować fikcję spokoju i bez utraty twarzy oczekiwać przyjazdu Papieża. D. Warszawski natomiast okazał się zwolennikiem wizyty za wszelką cenę, nawet za cenę padnięcia na kolana, co ma zresztą osłodzić typowa akcja pozorowana (pisanie listów).

Po drugie, władza chce by w czasie wizyty był całkowity spokój i D. Warszawski dał się znowu wykorzystać komunistom. Nie dość, że straszą nas w TV, straszą ubecką propagandą szeptaną, jeszcze straszy nas D. Warszawski jakimiś masakrami!

Po trzecie, władza nie jest tak głupia jak w 1953 r., by atakować Kościół frontalnie. Czerwoni chcą wykorzystać Kościół do wzmocnienia własnej pozycji i pogrążenia społeczeństwa w bierności i fatalizmie. Dlatego stosuje się całą gamę środków od spotkań z Arcyb. Glempem i mamiących obietnic do mordowania dzieci.

Powiedzmy jasno. Wizyta Papieża jest dla narodu bardzo cenna z punktu widzenia potrzeb moralnych i religijnych, ale na płaszczyźnie politycznej, a tą się wyłącznie zajmujemy, jest sukcesem komunistów, tylko komunistów. Możemy to napisać bez obaw, że ktoś się obrazi i wycofa swe poparcie, gdyż nikt nas nie popiera. Otoczeni od początku zmową milczenia mamy tylko jeden luksus: możemy mówić prawdę, wszystko co myślimy, więcej, możemy myśleć co chcemy.

Papież miał początkowo przyjechać pod warunkiem ogłoszenia amnestii, teraz przybywa mimo, że tysiące ludzi siedzi w więzieniach, mimo tortur i jawnych mordów. Grozi jedynie, że będzie domagał się amnestii publicznie, i o to właśnie Czerwonemu chodzi. Amnestii nie będzie m. in. dlatego, że komuniści postanowili zademonstrować, że nie liczą się ze zdaniem Ojca Świętego. Chodzi im o wywołanie następującego efektu psychologicznego: skoro oni nic sobie nie robią nawet z Papieża – Polaka, tzn., że nie będą liczyli się z nikim i z niczym, a więc opór jest beznadziejny, porozumienie niemożliwe, a obalenie bezsensowne (o tym już przekonuje „S”), trzeba pogodzić się z losem. Władze chce w ten sposób pokazać Polakom, że posiada SIŁĘ i jest ZDECYDOWANA złamać wszelki sprzeciw. Chce rzucić społeczeństwo na kolana osiągając za pomocą polityki i socjotechniki to, czego nie udało jej się przeprowadzić siłą.

Papież nie spotka się z więźniami politycznymi, ale spotka się z Jaruzelskim. W ten sposób morderca i zdrajca narodu postawiony zostanie na równi z najwyższym moralnym autorytetem świata chrześcijańskiego. Poprzednia wizyta Papieża w Ameryce Łacińskiej miała osłabić wymowę tego faktu. Wizyta Ojca Świętego znaczenie poprawi obraz reżimu w oczach Zachodu i znów tamtejsze gazety rozpoczną kampanię prasową na temat liberalizmu junty, który wbrew Moskwie i z nożem na gardle przystawionym przez „twardogłowych” zaryzykowała wpuszczenie Papieża.

Zb. Bujak powiada: „I obawiamy się, że po tej wizycie społeczeństwo będzie mniej skore do wystąpień. Zgadzamy się, że utrwali ona nastroje pacyfistyczne (podkr. „N”), ale to w naszej sytuacji nie oznacza słabości, przeciwnie – jest siłą” (TM 53). Czyżby nastroje pacyfistyczne prowadziły do wystąpień? Czy siła opiera się na nastrojach pacyfistycznych? Jeśli tak, to najpotężniejszą jest opozycja w Mongolii, gdyż tam chyba najsilniej występują nastroje pacyfistyczne, jeżeli chodzi o stosunek społeczeństwa do ustroju. A może Bujak chciał powiedzieć, że Polacy tak rwą się do walki, że wołami ich nie utrzymasz, że grozi nam przedwczesna rewolucja i przyjazd Papieża jest konieczny, by odsunąć ją na właściwy moment? Gdzie są ci, których trzeba powstrzymywać? Dawajcie ich nam! Nie grozi nam rewolucja, ani żaden terroryzm (to wymysł Czerwonych i publicystów „Solidarności”). Grozi nam uwiąd starczy, ugrzęźnięcie w jałowej szarpaninie i kapitulacja.

Albin Siwak naszym człowiekiem w Politbiurze!

Najważniejszym z pozorowanych wydarzeń politycznych było spotkanie L. Wałęsy z kilku członkami byłych związków branżowych, autonomicznych i ZNP. Uściślijmy co na owym spotkaniu nastąpiło. Otóż L. Wałęsa podpisał Apel do Sejmu z kilku prywatnymi osobami nie reprezentującymi NIKOGO! Wymieńmy najpierw plusy tej operacji:
1. Zebranie odbyło się w czasie Kongresu PRONcia, który miał dowieść, że wszystkie siły, z wyjątkiem Podziemnej „S”, popierają sowiecką agenturę. Dlatego spotkanie z ludźmi dawniej związanymi z przybudówkami PZPR minionego okresu, znacznie zmąciło ten obraz. Było to celne uderzenie w oficjalną propagandę, ale nic ponadto.
2. Przedstawianie spotkania jako początku Frontu Związkowego, było o tyle celne, iż korespondenci zagraniczni, z racji swej notorycznej naiwności i głupoty politycznej, przyjęli naszą propagandę za dobrą monetę i rozgłosili po świecie, iż w szeregach Jaruzelskiego zalęgli się sojusznicy Wałęsy i Bujaka. Wysiłki zatem by pokazać Zachodowi Polskę znormalizowaną wokół PRONcia zawiodły.

A teraz minusy:
1. Jeżeli opozycja zaczyna mówić o Froncie Związkowym, to jest to dowód, iż pogrąża się w Świecie tworzonych przez siebie fikcji. Widocznie jest to jej potrzebne dla zachowania duchowej równowagi, skoro nie potrafi stawiać czoła rzeczywistości. Jeżeli jednak ktoś zaczyna we Front Związkowy wierzyć, jest to oznaka, że natychmiast powinien przestać zajmować się polityką i pójść na dłuższy urlop ogólnowypoczynkowy. Dawid Warszawski pisze o wspólnym liście związkowców (ale TM już o „przedstawicielach związków”) do Sejmu jako o elemencie „frontu narodowego porozumienia”. Bujak zaś stwierdza, że „Porozumienie związków świadczy także o jednoczeniu się na coraz szerszej bazie, wykraczającej poza ramy „Solidarności”. Dotychczas Bujak przekonywał, że w podziemiu prężnie działa 10 milionowa „S”, która utworzyła Społeczeństwo Podziemne, teraz zaś dowiadujemy się, że nadal działają związki branżowe, autonomiczne i ZNP, że są to grupy (nie zbiór jednostek) o wspólnych cechach, które mają swych przedstawicieli itd. Widocznie Albin Siwak tak sprawnie zorganizował tajnych branżowców, że nikt przez półtora roku nie mógł na nich trafić i dopiero odkrył ich L. Wałęsa. Niech więc żyje i się rozrasta „front narodowego porozumienia” od Lecha do Albina! Tylko bez nas!  „S” zaczyna strzelać pustymi pociskami, co jest kolejną oznaką całkowitego ideowego rozkładu.
2. Jeżeli Apel miał do czegokolwiek doprowadzić, to był chybiony, gdyż komuna zawarła już porozumienie z niejakim Dobraczyńskim. Był typowo akcją pozorowaną, dobrą pod warunkiem, że będzie przez nas traktowana jako taka, a nie jako działanie rzeczywiste.  Komuna krytykując następnie Wałęsę jako partnera, któremu nie można ufać, dała do zrozumienia, iż nie będzie on dla niej stroną w żadnych rozmowach. Ograniczając w ten sposób swobodę postępowania swoją i Wałęsy, wzmocniła własną pozycję, a osłabiła pozycję Lecha, ponieważ Prymas i Papież, jeżeli chcą rozmów i kompromisu, będą musieli postawić na kogoś innego. Musi to być zarazem ktoś o niższej randze niż Wałęsa. Każde następne propozycje rozmów wysuwane przez Lecha nie będą nawet kompromitacją, będą po prostu śmieszne.  L. Wałęsa jest symbolem. Ponieważ zdają sobie z tego sprawę komuniści, nie mogą z nim rozmawiać, gdyż jako symbol jest dla nich za silny. Lecha za symbol uważa również opozycja i dlatego boi się go krytykować, by nie stracić w oczach robotników. My jednak chcemy ludzi wyprowadzić dokładnie z tego miejsca, do którego ich Wałęsa prowadzi i dlatego nie możemy milczeć. Z drugiej zaś strony jak słaba musi być „S”, skoro Lecha – symbolu nie wolno krytykować, by „Solidarność” podtrzymać przy życiu.  Symbole dostarczają wzorców postępowania. Nasz zaś jest całkowicie przeciwstawny wobec proponowanego przez Wałęsę.
3. A jaki jest obecnie program Wałęsy i Bujaka?  Po 13 grudnia solidarnościowcy żądali odwieszenia „S” i przywrócenia sytuacji z okresu odnowy. Twierdziliśmy wówczas, że taki program jest nierealny i w rzeczywistości będzie oznaczał kapitulację. Później mogliśmy przeczytać, że TKK żąda powtórnej legalizacji, a będzie się stosować do komunistycznych ustaw. Teraz zaś tekst Apelu Wałęsy stwierdza, że zła jest realizacja ustawy z 8 października, a nie sama ustawa delegalizująca „S”, gdyż ta gwarantuje pluralizm związkowy, tzn. pluralizm nowych związków. Zb. Bujak pytany o termin ewentualnego ujawnienia, odpowiada, „kiedy pozwolą na rejestrację innych związków zawodowych w zakładach”. Pluralizm związkowy jest podstawowym celem „S”, nawet w podziemiu. Kiedy będzie możliwy, trzeba się będzie zastanowić, czy nie czas, żeby zakończyć etap działalności podziemnej”. Chodzi więc nie o „S” ale o nowe związki, w których Bujak i Wałęsa będą mogli działać na warunkach komunistów (tj. w oparciu o ustawę z 8 października). Jest więc cała wstecz czy nie?

Niepojęta to sytuacja, w której przywódca, jak twierdzi potężnej podziemnej organizacji, stwierdza, iż walczy ona o możliwości działania w oparciu o ustawę tę właśnie organizację delegalizującą. I jeszcze jedno: sięgnij czytelniku do starych TMów, a przeczytasz, że „S” mieli prawo rozwiązać tylko jej członkowie.

Jaki zatem sens miała deklaracja „Solidarność Dziś”? Krytykowaliśmy ją za wewnętrzne sprzeczności wynikające z nie wyrzeczenia się skrytych marzeń o kompromisie z komunistami. Wiele osób wskazywało, iż jest to krok do przodu, poczynionych m. in. pod wpływem naszej krytyki, że teraz dopiero TKK pokaże co potrafi. No i Bujak pokazał!

Publikacja Deklaracji była jedynie manewrem, żeby uspokoić krytyków i postraszyć władze – bójcie się nas, bo my już mamy program, możemy go zacząć realizować, więc zaproście nas do stołu!

Kiedyś „S” straszyła komunistów strajkiem generalnym, później deklaracjami, czym będzie ich straszyć za 2 – 3 miesiące? Może racją moralną albo piekłem?

Solidarnościowcy nie podjęli wyzwania rzuconego przez komunistów, nie zanegowali prawomocności ich władzy, nawet po 13 grudnia, musieli więc skończyć jako kapitulanci. A teraz proszę zajrzeć do starych numerów „N” i zobaczyć co pisaliśmy rok temu.

Popierajcie nas, bo zginiecie
Maj wbrew pozorom był sukcesem politycznym władzy. Wszystkie czynniki godzące w nią udało się ekipie Jaruzelski – Rakowski – Kiszczak w ostateczności wykorzystać dla wzmocnienia swej pozycji politycznej.
1. Atak „Nowych Czasów” oznaczał jedynie kłótnię rodzinną, burzę w szklance wody uczynioną na pokaz, dla pozoru. Sowieci nie mogli udawać w nieskończoność, że nie słyszą propagandy PRONcia, który każe kochać komunizm i Kraj Rad nie dlatego, że są tego warte, ale dlatego, iż zło jest silniejsze i słabsi (tj. Polacy) muszą mu się podporządkować. Należało zareagować przede wszystkim ze względu na własna opinię publiczną przyzwyczajoną wyłącznie do używania języka ideologicznego. Jaruzelskiemu, na razie, nic nie grozi. Jest on bowiem najlepszym dla Sowietów (najbardziej służalczym) gwarantem ich panowania w Polsce. Zrobi co każą. Każą strzelać – będzie strzelał. Jeśli jeszcze tego nie czyni, to dlatego, iż na Kremlu się na to nie zdecydowano. Myśl, że na czele wojsk sowieckich rekrutowanych na polskim terenie, mógłby zostać postawiony ktoś nie dość posłuszny, jest naiwna. Propaganda Jaruzelskiego wykorzystała jednak kłótnię rodzinną, by wskazać na swą powściągliwość i humanitaryzm (Kociołek wymordowałby 100 razy więcej). I opozycja dała się nabrać. TM 52 zastanawia się czy „w Moskwie już się myśli o zmianie ekipy?”
2. Atak „Nowych Czasów” i napad na Św. Marcina został znowu wykorzystany przez liberałów Kiszczaka do wskazania na źródło wszelkiego zła – twardogłowych. Uczynili to za pośrednictwem swego agenta prasowego, korespondenta francuskiego dziennika „Le Figaro”, Margueritte’a (w prasie reżimowej nie można było tego napisać). Jeśli pragniemy wiedzieć nie jakimi są, ale jakimi chcą być widziani nasi oprawcy, przez społeczeństwo i zagranicę, wystarczy włączyć radio. Wolna Europa lub inna rozgłośnia z pewnością nada obszerne fragmenty aktualnego elaboratu Margueritte’a, piszącego zawsze to samo – reformator Jaruzelski osaczony! Pomóżcie mu, kto w Boga wierzy!  Niestety i w tym wypadku prasa solidarnościowa dała się nabrać. W KOS-ie 32 D. Warszawski pisze o „aktach terroru zainspirowanych przez „beton” wsparty artykułami z „Nowych Czasów”. W TM 52 „Świadek” zastanawia się „kto posłał napastników do klasztoru Franciszkanów?”, „Czy w samej Moskwie zwolennicy neostalinizmu są dość mocni”, „czy aparat partyjny pozwoli na zwrot polityczny, który przywróciłby wszechmoc SB”. A następnie pisze, że istnieje „chaos w obozie rządowym świadczący być może o działaniu zwolenników czystego stalinizmu”. Wprawdzie „S” zrobiła krok do przodu; nie chce już bronić Jaruzelskiego przed „betonem” jak w Bydgoszczy, sprowokowanej zresztą przez samego Generała, a po częściowym fiasku imprezy zwalonej na mitycznych twardogłowych. (Dobry ten „beton” zawsze się przyda).  Ale cały czas straszy nas apokaliptycznymi wizjami potencjalnych zbrodni Olszowskiego. Czy więc w elicie władzy nie ma różnic, walki? Ona jest i to zażarta, ale toczy się na innej płaszczyźnie, niż to przedstawiają komuniści, a bezwolni publicyści z TM za nimi powtarzają używając tego samego języka propagandowego, tych samych pojęć. Aparat partyjny jest sfrustrowany, gdyż wojskowi powoli odcinają go od koryta, a może jeszcze bardziej od rzeczywistej władzy. Ale aparatczycy nie mają środków realizacji owych frustracji, bowiem Jaruzelski całkowicie panuje nad wojskiem i policją. Odejście partii nie oznacza powrót policji, ale przyjście wojska wpieranego przez policję. Nie jest to żaden neostalinizm, lecz zupełnie nowa jakość, nowy etap komunizmu, który tylko pozornie, poprzez uciekanie się do represji, przypomina pierwszą, tj. stalinowską fazę budowy socjalizmu. Niestety, opozycja tkwiąc w schematach nie potrafi tego zrozumieć. Czas gra na korzyść wojskowych, bowiem gnijącą gospodarkę tylko oni mogą osłaniać represjami, policja jest tu jedynie siłą drugorzędną. Czas partii natomiast bezpowrotnie minął.  Inny problem to, czy tzw. „beton” (aparat partyjny minionego okresu) by mordował? Zdaniem piszącego robiłby to samo co Jaruzelski, może bardziej nieudolnie. Różnica między nimi polega na używaniu odmiennego języka, a nie proponowaniem rzeczywiście innych działań. Fakty zmiany ekipy zachwiałyby jednak jej władzą. Sama zmiana jest ważna, a nie jej uczestnicy.  „Twardogłowych” wymyślili komuniści i intelektualiści; przywiązywanie uwagi do tego sztucznego podziału – na reformatorów (pragmatyków) liberałów i „beton” – służy jedynie manipulowaniu opozycją, korespondentami zagranicznymi i Kościołem.
3. Utrzymano komunistyczną płaszczyznę konfrontacji z opozycją, której pozorowana działalność nie wyrządziła Czerwonemu najmniejszej szkody.  Opluwanie Wałęsy w rozmaitych paszkwilach (my go krytykujemy za politykę) też przyniosło sukces. Wiele osób uwierzyło i to nie tylko spośród aparatu partyjnego czy policyjnego, w kolportowane pomówienia i oszczerstwa, mimo iż zredagowano je wyjątkowo prymitywnym językiem. Ci zaś, którzy nie uwierzyli, zwrócili się, podobnie jak w wypadku sprawy ks. Jankowskiego, z apelem do Sejmu, czy jakiś innych przybudówek władz sowieckich. Drodzy Sygnatariusze listów rozmaitych, czy uważacie, że „posłowie” lub członkowie Rady Państwa Was reprezentują, że tak często z nimi korespondujecie?

Wnioski:
Maj przyniósł przesilenie. Okazało się po raz kolejny, że opozycja solidarnościowa, bez względu na formę, w której występuje (TM czy KOS), jest niezdolne do podjęcia walki z komunizmem. Włączono całą wstecz zarówno na płaszczyźnie walki o niezależną świadomość polityczną społeczeństwa, jak i na polu konfrontacji z komunistami. Nie zerwano bowiem z płaszczyzną walki oferowaną przez władze. Zmarnowano półtora roku konspiracji na działania pozorowane po to, by po chwilowym i koniunkturalnym wahaniu (deklaracja „Solidarności Dziś”), powrócić do działań pozorowanych pod naciskiem sił tak różnych jak Kościół i reżim.
Przywódcy „S” tak przyzwyczaili się w okresie odnowy do zasiadania i rozmawiania z okupantem, że już zatracili umiejętność zwracania się do społeczeństwa. Każde ich oświadczenie i deklaracja jest w rzeczywistości skierowana do władz.
Najbliższe miesiące przyniosą odpowiedź na najważniejszy problem polskiej konspiracji; czy najzdolniejsze i najbardziej świadome jednostki zaczną przechodzić ze starych struktur związkowych do nowych politycznych czy konspiracja zerwie pępowinę łączącą ją z komunizmem i nabierze charakteru niepodległościowego?