|
„Wkraczają do nas po to, żeby nas
zniszczyć czyli z walką, jaka od
wieków wiecznych ktoś jeden
nachodzi drugiego. A my zamiast
podjąć tę walkę kwilimy, że oni
nie pozwalają nam całować się w
dupę!”
J. Mackiewicz, „Droga Donikąd”Wszelka nadzieja na
autentyczną
demokrację w tym ustroju jest
zwycięstwem kłamliwej propagandy,
jest początkiem klęski wszystkich
zrywów wolnościowych.”
Ks. F. Blachnicki
1 Maja na ulice głównych miast kraju wyszło ponad 120 tys.
Polaków by zaprotestować przeciwko komunizmowi. 31 maja zebrały się
sowieckie władze administracyjne, by radzić nad sposobami niszczenia narodu
i społeczeństwa polskiego. Maj obfitował w wydarzenia polityczne;
prześledźmy więc posunięcia głównych osób polskiego dramatu.
Zacisnąć zęby ... pisać listy
30 kwietnia policja zatrzymała B. Sadowską z synem G.
Przemykiem na 48 godzin.
1 maja policja napadła na Św. Marcina.
3 maja policja napadła powtórnie Św. Marcina i ciężko
pobiła kilka osób, w tym B. Sadowską.
12 maja policja zamordowała G. Przemyka tak, by byli
świadkowie mordu.
Wszystkie te działania zostały podjęte na rozkaz Kiszczaka
(Jaruzelskiego). Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Napadający nigdy nie
ukrywali, że są z policji, chwalili się tym do bitych, a więc zależało im,
by wszyscy zdawali sobie z tego sprawę. To był ważny cel, skoro w Św.
Marcinie powtórzono ową informację kilkakrotnie. Komuniści chcieli osiągnąć
w ten sposób potrójny efekt:
1. Zastraszyć Kościół przed wizytą Papieża i spowodować podział na gotowych
do współpracy za cenę zostawienia Kościoła w spokoju (poskromienia rzekomych
twardogłowych działających rzekomo na własną rękę) oraz nieugiętych, których
później, po cichu i po kolei wyeliminuje się (patrz sprawa ks. Dierżka i
kilku innych). W podanych przykładach nie szło o aresztowanie, pobicie i
zamordowanie wyżej wymienionych za ich osobistą działalność, ale o
aresztowanie, pobicie i zamordowanie jakichkolwiek osób związanych ze Św.
Marcinem, aby wywrzeć presję na arcyb. Glempa i Episkopat. Los padł na
Grzegorza.
2. Zastraszyć społeczeństwo przed wizytą Papieża i pokazać, że władze nie
liczą się z Kościołem, a więc wszelkie próby organizowania protestów pod
osłoną Kościoła (Papieża) nie będą tolerowane. Temu właśnie służyła szeptana
propaganda w sprawie tzw. środków ostrożności; roztaczanie za pośrednictwem
zagranicznych korespondentów i RWE wizji obław, masowych rewizji itp. Prasa
„S” skrzętnie podchwyciła ten motyw i pomogła komunistycznej propagandzie.
Wmawiając, że mamy być przed i podczas wizyty cicho (a niby dlaczego?
Żołnierz nigdy nie oddaje karabinu); opozycja spacyfikowała sama siebie
własnymi rękami, a raczej piórami publicystów. Dalej, chodziło o
odstraszenie ludzi od współpracy ze Św. Marcinem i pokazanie, iż kościoły
nie są bezpiecznym miejscem schronienia dla nikogo.
3. Dać do zrozumienia opozycji solidarnościowej, intelektualistom i
Zachodowi, że władza jest podzielona i znacznie osłabiona, tzn. że
Jaruzelski może ją utracić pod naciskiem wszechmocnego „betonu”, o czym
najlepiej świadczą zbrodnie popełnione z inspiracji „twardogłowych”. Księża
i opozycjoniści, intelektualiści i bankierzy przybywajcie do stóp tronu,
udzielajcie pomocy, dawajcie dolary i dusze, szef liberałów w Polsce
zagrożony, Kiszczak osaczony, Olszowski i Moskwa nacierają na Kociołku!
Wszystkie trzy cele zostały przez komunistów osiągnięte, o
czym najlepiej świadczą artykuły publikowane w maju i czerwcu na łamach
„Tygodnika Mazowsze” i KOS – a.
Po śmierci Grzegorza wszystko odbyło się zgodnie z
rytuałem, jaki wcześniej ustalił się na pogrzebie Bogdana Włosika w Nowej
Hucie, o którym już wszyscy zdążyli zapomnieć (wówczas intelektualiści byli
mniej wstrząśnięci więc i żałoba krótsza). Warszawiacy przybyli tłumnie.
Policja im nie przeszkadzała, wręcz przeciwnie, pomogła dojechać na cmentarz
podstawiając autobusy. Protest wyrażono i wszyscy zadowoleni ze spełnienia
patriotycznego obowiązku rozeszli się do domów. Napisano trochę listów do
morderców (dawno już tego nie było), opozycja nie wyciągnęła żadnych
wniosków (poza D. Warszawskim), komuniści nie mieli żadnych kłopotów.
Rozmiar protestu nikogo, Drogi TM–ie, nie przeraził, został on już bowiem
wcześniej wkalkulowany w całą operację, a następnie zanalizowany i
spacyfikowany m. in. dzięki udanej manipulacji psychologicznej. Cała
opozycja włączyła się do akcji uspokajania społeczeństwa dokonując
jednocześnie kilku działań pozorowanych – listy wyrażające moralne
oburzenie. RKW wezwało różnych Dobraczyńskich, Radosławów czy bardziej
sprytnych Gieysztorów, do zajęcia stanowiska w sprawie Przemyka. Zwracając
się do w/w potraktowała ich jak równych – zdrajców narodu gotowych
publicznie usprawiedliwiać każdą zbrodnię i każdą podłość potraktowano jak
partnerów. Wszelkie granice przekroczył jednak Dawid Warszawski. Cóż bowiem
radzi czynić najzdolniejszy publicysta KOS–a. Ano mamy podpisywać się pod
listem otwartym (KOS 32). Pewnie Jaruzelski nie wie, że ma przeciwko sobie
36 milionów, a jak się dowie, to się zestracha i władzę odda.
Nie, wzywamy do chwytania za broń. Nie czas teraz na to i
broni brak. Ale propagowanie postaw męczeńskich (bici, torturowani
zaciskajcie zęby i piszcie listy!), obnoszenie się z własna bezsilnością
dostarczanie nieustannie okupantowi legitymacji władzy, poprzez choćby próby
traktowania go jak strony równorzędnej, do której się zwracamy (czy do Hansa
Franka też pisywanie listy?), nie posuwa naprzód ani o centymetr świadomości
politycznej społeczeństwa.
O wizycie Ojca Świętego D. Warszawski pisze: „Władze
odwołać tej wizyty nie mogą. Oznaczałoby to definitywny krach „linii
Glempa”, wejście w jawny i otwarty konflikt z Kościołem; na to dziś jeszcze
władza nie może sobie politycznie pozwolić. /.../ ... można jednak spróbować
zmusić papieża by odwołał ją sam. Zdarzyć się to może tylko wtedy, gdy
zaszantażuje się Go wizją przelewu krwi, zamieszek i masakr podczas jego
pobytu w Polsce. By ten ostatni argument wytrącić im z ręki – musimy
zacisnąć zęby, a nie pięści”. (KOS 32).
Po pierwsze, komunistom zależy na wizycie bardziej niż
Kościołowi, ale udało im się wszystkim wmówić, że wyświadczają wielką łaskę
wpuszczając Papieża do kraju. Gdyby komuniści chcieli odwołać wizytę, nie
potrzebowaliby specjalnych pretekstów i argumentów, mają bowiem władzę. Oni
jednak minimalizowali efekty 1 majowych manifestacji byle tylko zachować
fikcję spokoju i bez utraty twarzy oczekiwać przyjazdu Papieża. D.
Warszawski natomiast okazał się zwolennikiem wizyty za wszelką cenę, nawet
za cenę padnięcia na kolana, co ma zresztą osłodzić typowa akcja pozorowana
(pisanie listów).
Po drugie, władza chce by w czasie wizyty był całkowity
spokój i D. Warszawski dał się znowu wykorzystać komunistom. Nie dość, że
straszą nas w TV, straszą ubecką propagandą szeptaną, jeszcze straszy nas D.
Warszawski jakimiś masakrami!
Po trzecie, władza nie jest tak głupia jak w 1953 r., by
atakować Kościół frontalnie. Czerwoni chcą wykorzystać Kościół do
wzmocnienia własnej pozycji i pogrążenia społeczeństwa w bierności i
fatalizmie. Dlatego stosuje się całą gamę środków od spotkań z Arcyb.
Glempem i mamiących obietnic do mordowania dzieci.
Powiedzmy jasno. Wizyta Papieża jest dla narodu bardzo
cenna z punktu widzenia potrzeb moralnych i religijnych, ale na płaszczyźnie
politycznej, a tą się wyłącznie zajmujemy, jest sukcesem komunistów, tylko
komunistów. Możemy to napisać bez obaw, że ktoś się obrazi i wycofa swe
poparcie, gdyż nikt nas nie popiera. Otoczeni od początku zmową milczenia
mamy tylko jeden luksus: możemy mówić prawdę, wszystko co myślimy, więcej,
możemy myśleć co chcemy.
Papież miał początkowo przyjechać pod warunkiem ogłoszenia
amnestii, teraz przybywa mimo, że tysiące ludzi siedzi w więzieniach, mimo
tortur i jawnych mordów. Grozi jedynie, że będzie domagał się amnestii
publicznie, i o to właśnie Czerwonemu chodzi. Amnestii nie będzie m. in.
dlatego, że komuniści postanowili zademonstrować, że nie liczą się ze
zdaniem Ojca Świętego. Chodzi im o wywołanie następującego efektu
psychologicznego: skoro oni nic sobie nie robią nawet z Papieża – Polaka,
tzn., że nie będą liczyli się z nikim i z niczym, a więc opór jest
beznadziejny, porozumienie niemożliwe, a obalenie bezsensowne (o tym już
przekonuje „S”), trzeba pogodzić się z losem. Władze chce w ten sposób
pokazać Polakom, że posiada SIŁĘ i jest ZDECYDOWANA złamać wszelki sprzeciw.
Chce rzucić społeczeństwo na kolana osiągając za pomocą polityki i
socjotechniki to, czego nie udało jej się przeprowadzić siłą.
Papież nie spotka się z więźniami politycznymi, ale spotka
się z Jaruzelskim. W ten sposób morderca i zdrajca narodu postawiony
zostanie na równi z najwyższym moralnym autorytetem świata
chrześcijańskiego. Poprzednia wizyta Papieża w Ameryce Łacińskiej miała
osłabić wymowę tego faktu. Wizyta Ojca Świętego znaczenie poprawi obraz
reżimu w oczach Zachodu i znów tamtejsze gazety rozpoczną kampanię prasową
na temat liberalizmu junty, który wbrew Moskwie i z nożem na gardle
przystawionym przez „twardogłowych” zaryzykowała wpuszczenie Papieża.
Zb. Bujak powiada: „I obawiamy się, że po tej wizycie
społeczeństwo będzie mniej skore do wystąpień. Zgadzamy się, że utrwali ona
nastroje pacyfistyczne (podkr. „N”), ale to w naszej sytuacji nie oznacza
słabości, przeciwnie – jest siłą” (TM 53). Czyżby nastroje pacyfistyczne
prowadziły do wystąpień? Czy siła opiera się na nastrojach pacyfistycznych?
Jeśli tak, to najpotężniejszą jest opozycja w Mongolii, gdyż tam chyba
najsilniej występują nastroje pacyfistyczne, jeżeli chodzi o stosunek
społeczeństwa do ustroju. A może Bujak chciał powiedzieć, że Polacy tak rwą
się do walki, że wołami ich nie utrzymasz, że grozi nam przedwczesna
rewolucja i przyjazd Papieża jest konieczny, by odsunąć ją na właściwy
moment? Gdzie są ci, których trzeba powstrzymywać? Dawajcie ich nam! Nie
grozi nam rewolucja, ani żaden terroryzm (to wymysł Czerwonych i publicystów
„Solidarności”). Grozi nam uwiąd starczy, ugrzęźnięcie w jałowej szarpaninie
i kapitulacja.
Albin Siwak naszym człowiekiem w Politbiurze!
Najważniejszym z pozorowanych wydarzeń politycznych było
spotkanie L. Wałęsy z kilku członkami byłych związków branżowych,
autonomicznych i ZNP. Uściślijmy co na owym spotkaniu nastąpiło. Otóż L.
Wałęsa podpisał Apel do Sejmu z kilku prywatnymi osobami nie
reprezentującymi NIKOGO! Wymieńmy najpierw plusy tej operacji:
1. Zebranie odbyło się w czasie Kongresu PRONcia, który miał dowieść, że
wszystkie siły, z wyjątkiem Podziemnej „S”, popierają sowiecką agenturę.
Dlatego spotkanie z ludźmi dawniej związanymi z przybudówkami PZPR minionego
okresu, znacznie zmąciło ten obraz. Było to celne uderzenie w oficjalną
propagandę, ale nic ponadto.
2. Przedstawianie spotkania jako początku Frontu Związkowego, było o tyle
celne, iż korespondenci zagraniczni, z racji swej notorycznej naiwności i
głupoty politycznej, przyjęli naszą propagandę za dobrą monetę i rozgłosili
po świecie, iż w szeregach Jaruzelskiego zalęgli się sojusznicy Wałęsy i
Bujaka. Wysiłki zatem by pokazać Zachodowi Polskę znormalizowaną wokół
PRONcia zawiodły.
A teraz minusy:
1. Jeżeli opozycja zaczyna mówić o Froncie Związkowym, to jest to dowód, iż
pogrąża się w Świecie tworzonych przez siebie fikcji. Widocznie jest to jej
potrzebne dla zachowania duchowej równowagi, skoro nie potrafi stawiać czoła
rzeczywistości. Jeżeli jednak ktoś zaczyna we Front Związkowy wierzyć, jest
to oznaka, że natychmiast powinien przestać zajmować się polityką i pójść na
dłuższy urlop ogólnowypoczynkowy. Dawid Warszawski pisze o wspólnym liście
związkowców (ale TM już o „przedstawicielach związków”) do Sejmu jako o
elemencie „frontu narodowego porozumienia”. Bujak zaś stwierdza, że
„Porozumienie związków świadczy także o jednoczeniu się na coraz szerszej
bazie, wykraczającej poza ramy „Solidarności”. Dotychczas Bujak przekonywał,
że w podziemiu prężnie działa 10 milionowa „S”, która utworzyła
Społeczeństwo Podziemne, teraz zaś dowiadujemy się, że nadal działają
związki branżowe, autonomiczne i ZNP, że są to grupy (nie zbiór jednostek) o
wspólnych cechach, które mają swych przedstawicieli itd. Widocznie Albin
Siwak tak sprawnie zorganizował tajnych branżowców, że nikt przez półtora
roku nie mógł na nich trafić i dopiero odkrył ich L. Wałęsa. Niech więc żyje
i się rozrasta „front narodowego porozumienia” od Lecha do Albina! Tylko bez
nas! „S” zaczyna strzelać pustymi pociskami, co jest kolejną oznaką
całkowitego ideowego rozkładu.
2. Jeżeli Apel miał do czegokolwiek doprowadzić, to był chybiony, gdyż
komuna zawarła już porozumienie z niejakim Dobraczyńskim. Był typowo akcją
pozorowaną, dobrą pod warunkiem, że będzie przez nas traktowana jako taka, a
nie jako działanie rzeczywiste. Komuna krytykując następnie Wałęsę
jako partnera, któremu nie można ufać, dała do zrozumienia, iż nie będzie on
dla niej stroną w żadnych rozmowach. Ograniczając w ten sposób swobodę
postępowania swoją i Wałęsy, wzmocniła własną pozycję, a osłabiła pozycję
Lecha, ponieważ Prymas i Papież, jeżeli chcą rozmów i kompromisu, będą
musieli postawić na kogoś innego. Musi to być zarazem ktoś o niższej randze
niż Wałęsa. Każde następne propozycje rozmów wysuwane przez Lecha nie będą
nawet kompromitacją, będą po prostu śmieszne. L. Wałęsa jest symbolem.
Ponieważ zdają sobie z tego sprawę komuniści, nie mogą z nim rozmawiać, gdyż
jako symbol jest dla nich za silny. Lecha za symbol uważa również opozycja i
dlatego boi się go krytykować, by nie stracić w oczach robotników. My jednak
chcemy ludzi wyprowadzić dokładnie z tego miejsca, do którego ich Wałęsa
prowadzi i dlatego nie możemy milczeć. Z drugiej zaś strony jak słaba musi
być „S”, skoro Lecha – symbolu nie wolno krytykować, by „Solidarność”
podtrzymać przy życiu. Symbole dostarczają wzorców postępowania. Nasz
zaś jest całkowicie przeciwstawny wobec proponowanego przez Wałęsę.
3. A jaki jest obecnie program Wałęsy i Bujaka? Po 13 grudnia
solidarnościowcy żądali odwieszenia „S” i przywrócenia sytuacji z okresu
odnowy. Twierdziliśmy wówczas, że taki program jest nierealny i w
rzeczywistości będzie oznaczał kapitulację. Później mogliśmy przeczytać, że
TKK żąda powtórnej legalizacji, a będzie się stosować do komunistycznych
ustaw. Teraz zaś tekst Apelu Wałęsy stwierdza, że zła jest realizacja ustawy
z 8 października, a nie sama ustawa delegalizująca „S”, gdyż ta gwarantuje
pluralizm związkowy, tzn. pluralizm nowych związków. Zb. Bujak pytany o
termin ewentualnego ujawnienia, odpowiada, „kiedy pozwolą na rejestrację
innych związków zawodowych w zakładach”. Pluralizm związkowy jest
podstawowym celem „S”, nawet w podziemiu. Kiedy będzie możliwy, trzeba się
będzie zastanowić, czy nie czas, żeby zakończyć etap działalności
podziemnej”. Chodzi więc nie o „S” ale o nowe związki, w których Bujak i
Wałęsa będą mogli działać na warunkach komunistów (tj. w oparciu o ustawę z
8 października). Jest więc cała wstecz czy nie?
Niepojęta to sytuacja, w której przywódca, jak twierdzi
potężnej podziemnej organizacji, stwierdza, iż walczy ona o możliwości
działania w oparciu o ustawę tę właśnie organizację delegalizującą. I
jeszcze jedno: sięgnij czytelniku do starych TMów, a przeczytasz, że „S”
mieli prawo rozwiązać tylko jej członkowie.
Jaki zatem sens miała deklaracja „Solidarność Dziś”?
Krytykowaliśmy ją za wewnętrzne sprzeczności wynikające z nie wyrzeczenia
się skrytych marzeń o kompromisie z komunistami. Wiele osób wskazywało, iż
jest to krok do przodu, poczynionych m. in. pod wpływem naszej krytyki, że
teraz dopiero TKK pokaże co potrafi. No i Bujak pokazał!
Publikacja Deklaracji była jedynie manewrem, żeby uspokoić
krytyków i postraszyć władze – bójcie się nas, bo my już mamy program,
możemy go zacząć realizować, więc zaproście nas do stołu!
Kiedyś „S” straszyła komunistów strajkiem generalnym,
później deklaracjami, czym będzie ich straszyć za 2 – 3 miesiące? Może racją
moralną albo piekłem?
Solidarnościowcy nie podjęli wyzwania rzuconego przez
komunistów, nie zanegowali prawomocności ich władzy, nawet po 13 grudnia,
musieli więc skończyć jako kapitulanci. A teraz proszę zajrzeć do starych
numerów „N” i zobaczyć co pisaliśmy rok temu.
Popierajcie nas, bo zginiecie
Maj wbrew pozorom był sukcesem politycznym władzy. Wszystkie czynniki
godzące w nią udało się ekipie Jaruzelski – Rakowski – Kiszczak w
ostateczności wykorzystać dla wzmocnienia swej pozycji politycznej.
1. Atak „Nowych Czasów” oznaczał jedynie kłótnię rodzinną, burzę w szklance
wody uczynioną na pokaz, dla pozoru. Sowieci nie mogli udawać w
nieskończoność, że nie słyszą propagandy PRONcia, który każe kochać komunizm
i Kraj Rad nie dlatego, że są tego warte, ale dlatego, iż zło jest
silniejsze i słabsi (tj. Polacy) muszą mu się podporządkować. Należało
zareagować przede wszystkim ze względu na własna opinię publiczną
przyzwyczajoną wyłącznie do używania języka ideologicznego. Jaruzelskiemu,
na razie, nic nie grozi. Jest on bowiem najlepszym dla Sowietów (najbardziej
służalczym) gwarantem ich panowania w Polsce. Zrobi co każą. Każą strzelać –
będzie strzelał. Jeśli jeszcze tego nie czyni, to dlatego, iż na Kremlu się
na to nie zdecydowano. Myśl, że na czele wojsk sowieckich rekrutowanych na
polskim terenie, mógłby zostać postawiony ktoś nie dość posłuszny, jest
naiwna. Propaganda Jaruzelskiego wykorzystała jednak kłótnię rodzinną, by
wskazać na swą powściągliwość i humanitaryzm (Kociołek wymordowałby 100 razy
więcej). I opozycja dała się nabrać. TM 52 zastanawia się czy „w Moskwie już
się myśli o zmianie ekipy?”
2. Atak „Nowych Czasów” i napad na Św. Marcina został znowu wykorzystany
przez liberałów Kiszczaka do wskazania na źródło wszelkiego zła –
twardogłowych. Uczynili to za pośrednictwem swego agenta prasowego,
korespondenta francuskiego dziennika „Le Figaro”, Margueritte’a (w prasie
reżimowej nie można było tego napisać). Jeśli pragniemy wiedzieć nie jakimi
są, ale jakimi chcą być widziani nasi oprawcy, przez społeczeństwo i
zagranicę, wystarczy włączyć radio. Wolna Europa lub inna rozgłośnia z
pewnością nada obszerne fragmenty aktualnego elaboratu Margueritte’a,
piszącego zawsze to samo – reformator Jaruzelski osaczony! Pomóżcie mu, kto
w Boga wierzy! Niestety i w tym wypadku prasa solidarnościowa dała się
nabrać. W KOS-ie 32 D. Warszawski pisze o „aktach terroru zainspirowanych
przez „beton” wsparty artykułami z „Nowych Czasów”. W TM 52 „Świadek”
zastanawia się „kto posłał napastników do klasztoru Franciszkanów?”, „Czy w
samej Moskwie zwolennicy neostalinizmu są dość mocni”, „czy aparat partyjny
pozwoli na zwrot polityczny, który przywróciłby wszechmoc SB”. A następnie
pisze, że istnieje „chaos w obozie rządowym świadczący być może o działaniu
zwolenników czystego stalinizmu”. Wprawdzie „S” zrobiła krok do przodu; nie
chce już bronić Jaruzelskiego przed „betonem” jak w Bydgoszczy,
sprowokowanej zresztą przez samego Generała, a po częściowym fiasku imprezy
zwalonej na mitycznych twardogłowych. (Dobry ten „beton” zawsze się przyda).
Ale cały czas straszy nas apokaliptycznymi wizjami potencjalnych zbrodni
Olszowskiego. Czy więc w elicie władzy nie ma różnic, walki? Ona jest i to
zażarta, ale toczy się na innej płaszczyźnie, niż to przedstawiają
komuniści, a bezwolni publicyści z TM za nimi powtarzają używając tego
samego języka propagandowego, tych samych pojęć. Aparat partyjny jest
sfrustrowany, gdyż wojskowi powoli odcinają go od koryta, a może jeszcze
bardziej od rzeczywistej władzy. Ale aparatczycy nie mają środków realizacji
owych frustracji, bowiem Jaruzelski całkowicie panuje nad wojskiem i
policją. Odejście partii nie oznacza powrót policji, ale przyjście wojska
wpieranego przez policję. Nie jest to żaden neostalinizm, lecz zupełnie nowa
jakość, nowy etap komunizmu, który tylko pozornie, poprzez uciekanie się do
represji, przypomina pierwszą, tj. stalinowską fazę budowy socjalizmu.
Niestety, opozycja tkwiąc w schematach nie potrafi tego zrozumieć. Czas gra
na korzyść wojskowych, bowiem gnijącą gospodarkę tylko oni mogą osłaniać
represjami, policja jest tu jedynie siłą drugorzędną. Czas partii natomiast
bezpowrotnie minął. Inny problem to, czy tzw. „beton” (aparat partyjny
minionego okresu) by mordował? Zdaniem piszącego robiłby to samo co
Jaruzelski, może bardziej nieudolnie. Różnica między nimi polega na używaniu
odmiennego języka, a nie proponowaniem rzeczywiście innych działań. Fakty
zmiany ekipy zachwiałyby jednak jej władzą. Sama zmiana jest ważna, a nie
jej uczestnicy. „Twardogłowych” wymyślili komuniści i intelektualiści;
przywiązywanie uwagi do tego sztucznego podziału – na reformatorów
(pragmatyków) liberałów i „beton” – służy jedynie manipulowaniu opozycją,
korespondentami zagranicznymi i Kościołem.
3. Utrzymano komunistyczną płaszczyznę konfrontacji z opozycją, której
pozorowana działalność nie wyrządziła Czerwonemu najmniejszej szkody.
Opluwanie Wałęsy w rozmaitych paszkwilach (my go krytykujemy za politykę)
też przyniosło sukces. Wiele osób uwierzyło i to nie tylko spośród aparatu
partyjnego czy policyjnego, w kolportowane pomówienia i oszczerstwa, mimo iż
zredagowano je wyjątkowo prymitywnym językiem. Ci zaś, którzy nie uwierzyli,
zwrócili się, podobnie jak w wypadku sprawy ks. Jankowskiego, z apelem do
Sejmu, czy jakiś innych przybudówek władz sowieckich. Drodzy Sygnatariusze
listów rozmaitych, czy uważacie, że „posłowie” lub członkowie Rady Państwa
Was reprezentują, że tak często z nimi korespondujecie?
Wnioski:
Maj przyniósł przesilenie. Okazało się po raz kolejny, że opozycja
solidarnościowa, bez względu na formę, w której występuje (TM czy KOS), jest
niezdolne do podjęcia walki z komunizmem. Włączono całą wstecz zarówno na
płaszczyźnie walki o niezależną świadomość polityczną społeczeństwa, jak i
na polu konfrontacji z komunistami. Nie zerwano bowiem z płaszczyzną walki
oferowaną przez władze. Zmarnowano półtora roku konspiracji na działania
pozorowane po to, by po chwilowym i koniunkturalnym wahaniu (deklaracja
„Solidarności Dziś”), powrócić do działań pozorowanych pod naciskiem sił tak
różnych jak Kościół i reżim.
Przywódcy „S” tak przyzwyczaili się w okresie odnowy do zasiadania i
rozmawiania z okupantem, że już zatracili umiejętność zwracania się do
społeczeństwa. Każde ich oświadczenie i deklaracja jest w rzeczywistości
skierowana do władz.
Najbliższe miesiące przyniosą odpowiedź na najważniejszy problem polskiej
konspiracji; czy najzdolniejsze i najbardziej świadome jednostki zaczną
przechodzić ze starych struktur związkowych do nowych politycznych czy
konspiracja zerwie pępowinę łączącą ją z komunizmem i nabierze charakteru
niepodległościowego? |
|