Niepodległość, 1983, Numer 15

EMTE - Deklaracje, deklaracje

 
  W pierwszej połowie stycznia prasa reżymowa publikowała duże ilości materiałów poświęconych praskim obradom Doradczego Komitetu Politycznego Układu Warszawskiego. Kulminacja nastąpiła 7 stycznia br.: dzienniki centralne zamieściły deklarację polityczną – oficjalny rezultat dwudniowych obrad. Sążnisty tekst na półtorej strony drobnego druku w „Trybunie Ludu” mógł zniechęcić nawet najbardziej wytrwałych czytelników. Jeżeli jednak ktoś przebrnął przez cały artykuł, z pewnością odniósł wrażenie, że duża ilość słów zawierała niewiele treści.

Państwa Układu Warszawskiego prezentują w Deklaracji jako świadome swej odpowiedzialności i zatroskane o losy świata. Obok opisu aktualnej sytuacji zinterpretowanej w sposób charakterystyczny dla komunistycznej propagandy, dokument ten zawiera pewne propozycje adresowane formalnie do krajów NATO. Najważniejsze to zawarcie paktu o nieagresji, równoległe rozwiązanie Układu Warszawskiego i NATO, intensyfikacja rozmów rozbrojeniowych i zamrożenie rozwoju nowych technologii dla wojska.

Warto w tym miejscu zauważyć, że układ o nieagresji jest narzędziem, którym radziecka dyplomacja posługuje się od pięćdziesięciu lat. W 1932 roku zawarto układ o nieagresji z Polską, przedłużony następnie w roku 1934 i ważny do końca 1945 r. rezultatem była sowiecka napaść na Polskę 17 września 1939 r. i jej IV rozbiór. Podobny los spotkał Litwę, Łotwę i Estonię, które również zawarły układy o nieagresji z ZSRR, a następnie zostały do niego siłą wcielone.

Pierwsze analizy deklaracji praskiej wskazują, że trudno tu znaleźć całkiem nowe propozycje, wszystkie były już kiedyś zgłaszane przez ZSRR lub zawarte w aktualnych zobowiązaniach międzynarodowych. O cóż wiec chodzi tym razem?

Porównując dotychczasowe dokonania krajów bloku z ich deklaracjami politycznymi, można łatwo stwierdzić, że między tymi dwoma obszarami międzynarodowej aktywności komunizmu istnieje głęboka przepaść. Żeby nie być gołosłownym zestawmy tylko deklaracje o pokojowym współistnieniu z agresją na Afganistan lub prawo narodów (wszystkich) do samostanowienia z nakazanym przez ZSRR wprowadzeniem stanu wojennego w Polsce. Ta lista politycznej obłudy zawiera wiele pozycji będących świadectwem przyjętej przez Kreml metody działania.

Jest wiec i deklaracja praska kolejnym gestem propagandowym adresowanym głównie do społeczeństw krajów zachodnich. Nowość polega na tym, że jest to ładunek skoncentrowany, zawierający kilka elementów. Nowe są również okoliczności tego kroku. Należą do nich kryzysowa sytuacja gospodarcza w bloku, wywołująca niezadowolenie społeczeństw i utrudniająca przyśpieszenie zbrojeń oraz ustalony na jesień 1983 r. termin zainstalowania w Europie Zachodniej amerykańskich rakiet średniego zasięgu (800 mil, Pershingi i Cruize’y). Realizacja tego zamierzenia zmieniłaby w istotny sposób sytuację strategiczną na naszym kontynencie likwidując przewagę radziecką wynikającą z zamontowania rakiet SS-20. Podjęcie przeciwdziałań stało się więc dla ZSRR sprawą pilną.

Znając metody radzieckiej polityki zagranicznej można stwierdzić, że wśród celów ogłoszenia deklaracji praskiej znajdują się:
- wzmocnienie ruchów pacyfistycznych na Zachodzie wywierających presję na rządy zachodnie w kierunku odstąpienia od programów zbrojeniowych;
- moralne wsparcie dla rządów zachodnioeuropejskich, które są niechętne rozmieszczeniu eurorakiet na swoim terytorium;
- wywołanie rozdźwięków między USA i Europą Zachodnią w wyniku określenia swego stanowiska wobec deklaracji;
- oddziaływanie na przebieg wyznaczonych na 6 marca wyborów do Bundestagu w RFN i zwiększenie szans socjaldemokratów oraz „zielonych”, milszych sercom władców Kremla i bardziej od chadeków podatnych na radzieckie wpływy i infiltrację;
- wyłuskanie z NATO Republiki Federalnej Niemiec, której społeczeństwo jest bliskie obezwładnienia świadomością, że w wypadku konfliktu zbrojnego w Europie znalazłoby się w pierwszej linii frontu i jest gotowe poddać się byle odsunąć taką ewentualność choć na trochę;
- utrudnienie finansowania budowania rakiet MX w USA;
- zachowanie przewagi strategicznej w Europie bez konieczności uciekania się do nowej, kosztownej rundy zbrojeń;
- złapanie oddechu we własnej gospodarce dzięki stabilizacji, bądź obniżeniu wydatków zbrojeniowych i wzmocnienie spoistości bloku przez uporządkowanie sytuacji w krajach satelickich.

Reasumując, mamy przed sobą program minimalizacji kosztów utrzymania zdobytej przewagi poprzez moralne i materialne rozbrojenie Zachodu oraz zwarcie własnych szyków. Ma to stworzyć lepsze pozycje wyjściowe do dalszych zdobyczy w warunkach „pokojowego współistnienia”, bądź przy pomocy jawnej agresji.

Kierunek ekspansji? Spójrzmy na mapę kontynentu euroazjatyckiego. Dominują ogromne obszary ZSRR, przy których Europa Zachodnia to skrawek lądu, mały przyczółek innego świata, który nie chce przyjąć komunistycznej recepty na szczęście ludów. Z punktu widzenia Kremla nierozsądni Europejczycy tolerują wojskową obecność Amerykanów, natarczywie domagających się zainstalowania, pod pretekstem nierównowagi strategicznej, swoich eurorakiet. To nie jest sytuacja, którą Związek Radziecki mógłby uznać za rozwiązanie trwałe i nie dążyć do jej zmiany. Przecież cała Europa to naturalna strefa wpływów sowieckich.

Dążenie do podporządkowania sobie Europy Zachodniej i wyparcia stamtąd Amerykanów będzie zapewne wyznaczać kierunki radzieckich działań dyplomatycznych i militarnych. Amerykańskie rakiety utrudniają realizację upragnionego celu, natomiast przyjęcie propozycji (zawartej w deklaracji praskiej) rozwiązania NATO i Układu Warszawskiego mogłoby ten cel znacznie przybliżyć. Realizacja tej propozycji byłaby równoznaczna z wycofaniem się USA z Europy i pozostawienia jej sam na sam z wojskową potęgą ZSRR. Wtedy może wystarczyłoby tylko postraszyć, aby powiodło się to, czego nie udało się dokonać Tuchaczewskiemu w 1920 roku, dzięki polskiemu czynowi zbrojnemu.

Deklaracja praska jest tylko początkiem kampanii wywierania nacisku na USA za pośrednictwem socjaldemokratycznych rządów i ogłupionych społeczeństw Zachodu. Negocjacje genewskie muszą zakończyć się w lipcu, a więc ZSRR ma pół roku na rozmiękczenie Zachodu.

Za opcją zerową wypowiadają się: premier W. Brytanii Pani Thatcher i przywódcy CDU/CSU oraz FDP – H. Kohl, J. Strauss i H. D. Genscher. Jeśli CDU wygra wybory 6 marca, wówczas akcja rozmiękczania stanie pod znakiem zapytania (możliwe, że wtedy ZSRR przerzuci swą aktywność „pokojową” na front azjatycki) i komuniści będą musieli zdecydować się: albo wykorzystają pozostałe miesiące na przygotowania wojenne (i propagandowe), albo pójdą w lipcu na ustępstwa. Sytuacja Polski będzie brana pod uwagę w ewentualnych przetargach pod warunkiem, że nie będzie u nas spokoju, że staniemy się dla Reagana ważnym (tj. silnym) narzędziem wywierania nacisku na Moskwę.

Dalsze zbrojenia ZSRR celem utrzymania przewagi wojskowej nie wchodzą w rachubę z powodu gospodarczego i technologicznego krachu komunizmu. Krach ów zachęca jednak do agresji póki jego skutki nie obezwładnią całkowicie kompleksu wojskowo-przemysłowego czyniąc go niezdolnym do podboju świata. Zagarnięcie Europy pozwoliłoby natomiast przedłużyć żywot komunizmu.

Jeśli w wyborach niemieckich żadna partia nie uzyska większości, wówczas SPD może utworzyć rząd mniejszościowy z poparciem „zielonych”. Wśród tych ostatnich sporo jest szkolonych w Moskwie komunistów, agentów KGB i rozmaitych rozbrojeniowców, lewicowców intelektualnych itd. Manipulowanie „zielonymi” dla Moskwy to pestka, wystarczy dużo mówić o pokoju, niebezpieczeństwie faszyzmu i kryzysie, oczywiście na Zachodzie. „Zieloni” będą okazjonalnie udzielali, to znów cofali votum zaufania dla SPD, w wyniku czego życie polityczne RFN ulegnie destabilizacji, rakiety nie zostaną zainstalowane i w praktyce Europa pokojowo i dobrowolnie otworzy się przed ZSRR. Aby zaś choć tymczasowo okupić się przed otwartą agresją i podtrzymać zatrudnienie w przemyśle, będzie tuczyła Rosję pieniędzmi, technologiami itd., aż powoli zmieni się w Finlandię.

W tej sytuacji Ameryka może powstrzymać imperialne zakusy Rosji tylko w jeden sposób – stawiając na wewnętrzną dezintegrację bloku radzieckiego. Wówczas Polska byłaby znów potrzebna, a wiec moglibyśmy coś za naszą walkę uzyskać. Co – to zależy już od układu sił i sytuacji międzynarodowej.

Powrót USA do Ameryki jest mało prawdopodobny, jako że po obezwładnieniu Europy Sowieci sięgną dalej.

Pozostaje na koniec zapytać, czy ktoś na Zachodzie uwierzy w szczerość tej lub innej propozycji radzieckiej. Zależy to od tego, czy chce się wierzyć wiarołomcy. Zdaje się, że niektórzy jednak chcą. Świadczą o tym np. publiczne wypowiedzi socjaldemokratycznego kandydata na kanclerza RFN, Hansa Jochena Vogla lub taki oto cytat z „Frankfurter Allgemeine Zeitung” z 7 stycznia br.: „… Niezamierzonym pozytywnym efektem sygnałów z Moskwy jest wrażenie, że świat nie stoi na progu konfliktu zbrojnego, nuklearnego lub jakiegokolwiek innego. Sytuacja nie jest tak zła jak się ogólnie przedstawia i raczej powinna uspokajać …” No cóż, niech się uspokajają. Najwyżej będziemy mieli granicę ZSRR na Kanale La Manche. My już wiemy, że komunistów nie należy oceniać wedle słów, nawet najpiękniejszych.