Niepodległość, 1983, Numer 15

Dziwny - Józef Kuśmierek odkrywa przyczyny kryzysu

 
  Nakładem TW i Kultury ukazał się elaborat J. Kuśmierka pt. „Stan Polski”. Każdy może zapoznać się z treścią omawianej rozprawy, gdyż jednocześnie czyta ją nasz ulubiony lektor RWE p. Chomiński. Należy zatem spodziewać się, że krąg odbiorców rozmaitych myśli p. Kuśmierka będzie wyjątkowo szeroki, o wiele większy niż grono czytelników naszego pisemka. Ktoś jednak musi dać świadectwo głupocie politycznej i zwykłej kłamliwości zawartych tam tez, nawet gdyby nie na wiele to się zdało.

J. Kuśmierek popularność zawdzięcza prostemu, ludowemu stylowi swych prac (sami taki styl uprawiamy), w których wszystko wydaje się przeciętnemu czytelnikowi logiczne, łatwe i oczywiste. Zwłaszcza, ze szereg tez bojowca AL lat 70-tych jest słusznych, podkreślam jeszcze raz – wiele uwag jest słusznych.

Niestety, Kuśmierek ma zwyczaj żonglowania faktami i danymi, przytaczania nieprawdziwych i poprzekręcanych informacji, byle tylko wesprzeć z góry wymyśloną tezę (np. twierdzi jakoby rząd Husaka przeprowadził głębszą reformę gospodarczą niż planował Dubczek, co jest po prostu kłamstwem). Nie zamierzam tu jednak uściślać informacji podawanych przez autora, gdyż wymagałoby to napisania książki, a jedynie ograniczę się do krytyki czterech zgubnych politycznie i fałszywych tez p. Kuśmierka.

I. Gdyby polscy przywódcy komunistyczni byli tak mądrzy jak sąsiedni sekretarze Polska nie popadłaby w kryzys gospodarczy.

Lektura „Stanu Polski” sprawia wrażenie, że wszystkiemu winna jest „Polityka”, „która konsekwentnie przez 20 lat odrzucała wszystkie artykuły Kuśmierka” (s. 24), a raczej jej ówczesny redaktor naczelny, niejaki Rakowski. Gdyby bowiem Rakowski publikował artykuły Kuśmierka, oświecony nimi Gierek postępowałby równie mądrze jak inni sekretarze („prawdziwi politycy”, „mężowie stanu”, „politycy europejscy”) np. Ceausescu, kryzysu by nie było, a kraj nasz płynąłby mlekiem i miodem. Domyślamy się, że przypominałby słynącą z „dobrobytu” Rumunię. Można zrozumieć, że autor czuje słuszny żal do swoich kolegów komunistów, że nie przyjęli go za swego. No cóż, nie każdy potrafi umieścić się w odpowiednim czasie w odpowiednich układach. U Kuśmierka żal do władzy, że go nie doceniła i nie uhonorowała przerodził się w manię, a naiwna opozycja od lat bierze produkty tejże manii za dobrą monetę i drukuje, drukuje…

Nikt nie neguje złej woli, głupoty, bezmyślności, niefrasobliwości i zwykłego skurwysyństwa administracji radzieckiej na ziemiach polskich w ciągu ostatnich lat 40-tu. Nie w głupocie jednak tkwią przyczyny polskiego kryzysu, a w komunizmie. Nie jest to bowiem kryzys polski, a krach komunizmu, który z największą ostrością najszybciej wystąpił w Polsce. Gdyby przywódcy komunistyczni (nie „nasi” Panie Kuśmierek, nie „nasi”) byli nieco mniej lekkomyślni, może udałoby się im odsunąć „polski” kryzys o rok, dwa, nawet trzy lata, jak to udało się Węgrom, Czechom i Jugosłowianom, ale nic ponadto, gdyż „przodujący ustrój” wkroczył w swą fazę schyłkową.

Fakty przeczą tezom Kuśmierka. Twierdzi on, że „nie dostrzegamy, iż kraje te zreformowały się daleko głębiej niż my” (s. 38). Jest to zwyczajna nieprawda. Jedynym krajem, w którym przeprowadzono, zresztą połowicznie tzn. nie systemowe reformy, są Węgry. Zmiany tamtejsze polegały na wycofaniu się jednego roku z reform roku poprzedniego, po to, by do nich powrócić w następnym roku. I tak na okrągło przez 14 lat! Ponadto Węgrzy zostali obciążeni kosztami owych reform, na co Polacy dobrowolnie by nie przystali, ale Węgrzy pamiętali przecież rok 1956. Od trzech lat płace realne na Węgrzech spadają, pojawiły się pierwsze braki w zaopatrzeniu (znikły towary lepszej jakości), a rząd przeżywa trudności finansowe. Kraje RWPG nie przeżywają trudności gospodarczych w wyniku sytuacji w Polsce (s. 38), ale na skutek przyjęcia systemu komunistycznego. To nie Polska przeszkadza KDLom produkować na eksport i spłacać zadłużenie. To nie my jesteśmy winni, że przytaczana jako wzór Rumunia ogłosiła właśnie, że nie jest w stanie spłacić rat i odsetek kredytów przypadających na rok bieżący. I cóż z tego, że koncern Volvo buduje swoje zakłady w Rumunii (s. 36). Autor wielce ubolewa nad utraconymi przez Polskę kontraktami i zagranicznymi inwestycjami (np. owe Volvo). Otóż gdybyśmy ich nie utracili, dziś nasze długi wynosiłyby nie 25 a 50 mld $. Liczba zaś przerwanych inwestycji byłaby kilkakrotnie większa. Owe inwestycje nie uratowały Rumunii, Bułgarii, Jugosławii (kolejny bankrut mimo zreformowanej gospodarki), nie ratują Czech (13% spadek wydajności pracy, spadek płac realnych rzędu 30%, załamanie przyrostu dochodu narodowego) i NRD (groźba bankructwa, braki w zaopatrzeniu w żywność) i nie uratują Węgier, ale miału uratować Polskę!

Wróćmy jeszcze do Jugosławii, tak wspaniale rozwijającej się w imaginacji Kuśmierka. Pod koniec 1982 r. zbankrutował największy bank inwestycyjno-handlowy – Privredna Banka z Zagrzebia, inflacja sięgnęła 50%, przyrost dochodu narodowego wyniósł ok. 1,5%, a w styczniu 1983 r. zaczęto w Belgradzie dyskutować nad wprowadzeniem powszechnego systemu kartkowego na towary pierwszej potrzeby (na kawę wprowadzono kartki już wcześniej). Jednym słowem Eldorado! Komunizm zreformowany czy niezreformowany, zależny czy niezależny od Rosji zawsze oznacza dla człowieka jedno – nędzę, głód, bezprawie i ucisk!

II. PRL wraz z pozostałymi KDLami mogła stworzyć blok gospodarczy i polityczny współpracujący z Zachodem, neutralny i przyjazny wobec Rosji, lecz niezależny od niej.

Pismo nasze wielokrotnie wypowiadało się za bliską współpracą narodów mieszkających między Bałtykiem a Morzem Czarnym i Adriatykiem. Uważamy, że jest to osobny obszar cywilizacyjny, który powinien pośredniczyć nie tylko w stosunkach Wschód – Zachód, ale przede wszystkim między Skandynawią a strefą M. Śródziemnego (tu się z Kuśmierkiem zgadzamy). Bliska współpraca gospodarcza, polityczna i kulturalna narodów naszej strefy powinna doprowadzić do konfederacji państw Europy Środkowo-Wschodniej i Południowej. Osią, wokół której tworzyłby się ów związek wolnych i niepodległych państw powinna być Polska, Czechy, Słowacja, Węgry i Rumunia. I w tym miejscu dochodzimy do dwu zasadniczych różnic. Po pierwsze, do naszej strefy zaliczamy również Ukrainę, Białoruś, Litwę, Łotwę i Estonię, które Kuśmierek całkowicie poświęcił i oddał po wsze czasy w pacht Rosji. Po drugie, powstanie takiego bloku będzie możliwe tylko po wyzwoleniu Europy Wschodniej z jarzma Rosji. ZSRR nie po to podbijał obszar od Bałtyku po Adriatyk, żeby teraz dobrowolnie, a nawet z aprobatą, jak sugeruje autor, patrzeć na jego usamodzielnienie się. Wytłumaczmy tę kwestię szczegółowiej.

Względna niezależność od Kremla Rumunii i pełna niezależność Jugosławii wynika nie z mądrości tamtejszych sekretarzy ale z rodzimości ich dyktatur. W Jugosławii komuniści byli najsilniejszą partią w 1945 r., ale przeciwników wymordowali; w maleńkiej Czarnogórze padło 30 tys. ofiar, co przyznaje sam Dżilas w pamiętnikach wojennych. W Rumunii ruch komunistyczny był bardzo słaby. Jego władzę narzuciła Rosja, ale wymordowanie całej elity narodu rumuńskiego (200 tys. ofiar w latach 1948-51) umożliwiło zakorzenienie się tamtejszym komunistom w narodzie. W Polsce (również w Czechosłowacji po 1968 r.) komuniści rządzą tylko dzięki Kremlowi, a więc nie mogą kąsać ręki, która im jeść daje. Jakakolwiek niezależność od Moskwy oznaczałaby podcinanie gałęzi, na której siedzą – polityczne samobójstwo. Może taka polityka była możliwa po 1956 r. kiedy samodzielna opozycja nie istniała, ale nie w latach 70-tych.

Rosja toleruje „samodzielność” jeśli polega ona na braniu pożyczek z Zachodu, gdyż znaczna ich część w końcu jakoś pojawia się w ZSRR. Jeżeli zaś idzie o samodzielność polityczną, to „rozwiązaniu tej kwestii” służy Układ Warszawski. Całe szkolenie, strategia, wyposażenie i system dowodzenia Układu zaplanowano tak, by nie służył atakowi na Zachód (to zadanie Armii Czerwonej) ale tłumieniu niesubordynacji w bloku. Przypomnijmy, że plany utworzenia komunistycznej Federacji Bałkańskiej (Jugosławia + Bułgaria) Dymitrow przypłacił życiem, a Federacja Polsko – Czechosłowacka rozwiała się na polecenia Kremla.

Wszystkie więzi gospodarcze między KDLami a Moskwą mają układ promienisty (dany kraj – Moskwa), stąd zasadnicza identyczność ekonomik naszych krajów. Komplementarność pojawia się dopiero w wymianie z ZSRR (podobny układ istnieje wewnątrz samego Związku Sowieckiego).

Jako ciekawostkę zaznaczmy, że przykład rurociągu naftowego z pól naddunajskich jest o tyle komiczny, iż zasoby naftowe Rumunii kończą się. Gierek zatem w tym przypadku był dalekowzroczny, a Kuśmierek niedoinformowany.

„… w całej Europie samoistne powstawanie bloków (niekoniecznie komunistycznych), które nie drażniąc Rosji będą mogły współpracować z Zachodem, zostałoby powitane z entuzjazmem” (s. 63). Jeśli Rosja miałaby zezwolić na powstawanie takich bloków, to dlaczego nie dopuściła, aby Dubczek, który był lojalnym i wiernym Kremlowi komunistą, usamodzielnił Czechosłowację?

III. Czeka świat „świetlana przyszłość” oparta na współpracy demokratycznego i pokojowego ZSRR z Europą, tylko my Polacy na tym nie skorzystamy, bo ciul Gierek nie słuchał rad Kuśmierka, a bęcwał Rakowski nie publikował jego artykułów.

Zacytujmy odkrywcze myśli naszego wizjonera: „Doświadczenia historyczne Japonii uczą, że każde mocarstwo militarno-totalitarne może przestawić się na pokojową produkcję… i mentalność i stać się nie mniejszym zagrożeniem niż tylko jako potęga wojskowa” (s. 63). Oczywiście tak! Pod warunkiem wszakże, iż przedtem państwo owo przegra rozpętaną przez siebie wojnę i znajdzie się pod kilkuletnią okupacją wojsk państwa demokratycznego, najlepiej USA, w czasie której dojdzie do denazyfikacji/debolszewizacji itd. Przynajmniej tego właśnie uczy „doświadczenie historyczne Japonii”, czego Związkowi Radzieckiemu życzymy z całego serca.

„Obecny wyścig zbrojeń narzucony przez Zachód, po osiągnięciu swych celów zmieni się w intensywną współpracę gospodarczą, przede wszystkim na linii Europa – ZSRR. (…) Rosja w każdym wypadku będzie miała nad resztą Europy niesamowitą przewagę, nawet w dobie szczerej, pokojowej współpracy. (…) Zachód w żadnym wypadku nie będzie tolerował (…) ciał zapalnych, utrudniających współpracę euro-rosyjską. (…) Cała Europa dąży do wymiany handlowej z Rosją, a kto się będzie z tych dążeń wyłamywał zostanie przez Europę porzucony”. (s. 64)

Polityczna bezczelność autora, przypisującego Zachodowi odpowiedzialność za wyścig zbrojeń, równa się tylko sowieckiej. Okazuje się bowiem, że zbrojenia „narzuca” Zachód, gdy chce mieć się czym bronić przed Rosją, natomiast kilkakrotna przewaga tejże powinna być czymś naturalnym i zbrojeń nie wywoływać!

Po dozbrojeniu się Zachodu żadnej współpracy nie będzie, albowiem jeśli ZSRR nie wywoła wojny, żeby owemu dozbrojeniu zapobiec, to albo znów zacznie się zbroić, co wywoła powszechną nędzę, rozruchy i upadek imperium, albo niezdolny do zbrojeń całkowicie zamknie swoje granice starając się utrzymać za wszelką cenę dotychczasowy stan posiadania. W przyszłości żadnej wymiany gospodarczej na większą skalę między Zachodem a ZSRR nie będzie, poza zakupami surowcowymi (patrz: „Mikroelektroniczny słoń a sprawa polska”).

Przewaga Rosji jest uzależniona od utrzymania jej imperium kolonialnego. Z chwilą gdy kolonie wyzwolą się, a Rosja stanie się państwem narodowym przestanie zagrażać komukolwiek w Europie. Wyzwolenie się zaś kolonii jest tylko kwestią czasu. Każde bowiem imperium musi upaść, a niewydolność systemu komunistycznego i zmniejszający się udział Rosjan w populacji ZSRR przybliżają ten moment.

Europa w przyszłości chciała nie tylko wymiany z Rosją, co świętego spokoju na wschodniej granicy. Szansa dla Polski powstanie wówczas, kiedy śmiertelne zagrożona Europa zacznie upatrywać jedyne dla siebie ratunek w osłabieniu i rozbiciu ZSRR i zechce się w tym celu posłużyć (tzn. również pomóc) Polską.

IV. Naród amerykański znajdzie swój odpowiednik w uformowaniu się narodu radzieckiego.

„… aczkolwiek mogą dojść do głosu emancypacyjne dążenia narodów Związku Radzieckiego. Wielowiekowe nawyki współżycia w granicach jednego imperium, mimo wszystkich drastyczności, ewoluują w stronę powstania narodu, tak jak z konglomeratu narodowościowego narodził się naród amerykański. Naszym, na szczęście nielicznym, aczkolwiek groźnym, politycznym romantykom, chcę uświadomić, że narodowościowych konfliktów w łonie ZSRR nikt na świecie nie oczekuje, gdyż byłaby to wojna wszystkich ze wszystkimi. Nigdy nie wiadomo, co z takich wojen może wyniknąć, w każdym razie nic dobrego i pożytecznego dla świata”. (s. 63)

To już nie polityczna głupota, ale zwyczajne chamstwo wobec naszych sąsiadów, przyjaciół i sojuszników: Ukraińców, Białorusinów i Bałtów; wobec Polaków zaś – zdrada! Po pierwsze: Litwinie, Białorusini i narodowo uświadomieni Ukraińcy mają takie same wielowiekowe tradycje „współżycia z Rosjanami w ramach jednego państwa (ok. 120 lat) jak Polacy; narody Kaukazu zaś i Azji Środkowej jeszcze krócej cierpią rosyjski ucisk. Może zatem od razu utwórzmy jeden naród radziecki, skoro już tak długo współżyliśmy z Rosją, „mimo rozmaitych drastyczności”?! Ponadto trzeba pamiętać, że w ZSRR żyje jeszcze ok. 1,5 mln naszych rodaków, którzy już teraz zlewają się z Rosjanami w jeden naród, jak można wnosić ku radości Kuśmierka i Andropowa.

Porównywanie tzw. narodu radzieckiego do amerykańskiego jest czymś tak bezczelnym, że nawet nie pozwala na polemikę. Patrioci i niepodległościowcy ukraińscy, litewscy i inni dojdą w końcu do głosu i wywalczą swe narodowe państwa, co Polsce może przynieść jedynie korzyści polityczne.

Walki o wyzwolenie narodowe w ZSRR oczekują wszyscy (oprócz Kuśmierka oczywiście), przekreśliłaby ona bowiem imperialną potęgę i aneksjonistyczne zakusy Rosji wobec świata. A co z takich walk wyniknie, wszyscy doskonale wiedzą: będzie przede wszystkim wojna z komunistami i Rosjanami oraz niepodległość dla naszych przyjaciół zza Buga i w konsekwencji dla nas samych. Niepodległa Ukraina, Białoruś i Litwa jest bowiem warunkiem trwałej niepodległości Polski. Zamiast więc obrażać te narody należy zastanowić się nad pomocą dla nich. Fakt jednak, że bzdurne teorie Kuśmierka nie spotkały się nawet z cieniem potępienia ze strony naszej opozycji jest wysoce charakterystyczny i niepokojący. Nie można przecież głosić, iż przyszłość Polski zależy od zmian na Wschodzie i jednocześnie wykazywać nie tylko całkowitą obojętność wobec Wschodu ale wręcz wrogość. Bo za taki akt musi być poczytane masowe rozpowszechnienie andronów p. Kuśmierka.

Powinniśmy natomiast wykorzystać fakt zamieszkiwania w Polsce grup mniejszościowych. Nie chodzi nam o wciąganie do polityki krajowej Ukraińców, Białorusinów, Litwinów, gdyż nie spotkałoby się to z szerokim poparciem. Dla mniejszości punktem odniesienia jest bowiem ich kraj macierzysty (np. Litwa, nie ZSRR). Celem powinna być zatem próba wspólnego określenia i prowadzenia polityki wschodniej. Może to tylko przysporzyć nam korzyści, gdyż niewątpliwie w przyszłości „nasze” mniejszości dostarczą wielu kadr dla państw narodowych powstających za Bugiem. Opozycja demokratyczna też powinna zastanowić się nad określeniem i prowadzeniem wspólnej polityki wobec naszych sąsiadów.