Niepodległość, 1983, Numer 13-14

Godfryd Bednorz - Poczta z NRD?

 
  Prawie od dwóch lat Polak, który przekracza granicę PRL – NRD, ulega szokowi na widok obfitości dóbr materialnych wszelkiego rodzaju. NRD stała się dla nas niby-Zachodem. Jeszcze większe wrażenie robi na obywatelu PRL jedzenie. W każdej knajpie, nawet podrzędnej, można smacznie, kulturalnie i tanio (!) zjeść. Polak ze zdziwienia najprawdopodobniej stwierdzi, że nawet przygodnie spotkani Niemcy są uprzejmi i uczynni. Inaczej ma się rzecz, gdy ów obywatel PRL sam, z własnej woli stanie się sprawcą nieprzyjemności, które spadną na jego głowę, jeśli np. będzie reklamował ideę „Solidarności”, czy wywoził do Polski walizy pełne salami lub butów. Głownie ten ostatni aspekt polskich wizyt w NRD jest u nas znany, co nieprzypadkowo powoduje falę antypatii do enerdowskiego państwa i społeczeństwa. Oczywiście głębsze przyczyny antyenerdowskich nastrojów w Polsce są inne: antyniemieckość (w zadziwiający sposób zwekslowana w świadomości społecznej z pojęcia Niemców jako takich przede wszystkim na NRD oraz ludzi pokroju Hupki i Czaji w RFN), nachalna służalczość władz NRD wobec Kremla (swoista gorliwość neofity) i prusko–hitlerowsko–bolszewicka mentalność społeczeństwa NRD w naszym mniemaniu. W sumie uważamy to społeczeństwo za bezwolne stado istot pozbawionych inteligencji, które rządzone są przez ultrakomunistycznych (ultratotalitarnych) wodzów. Wmówiliśmy sobie, że tym ludziom zza Odry i Nysy ten stan odpowiada. „Wydać” dziecko za Niemca – Niemkę z NRD, to chyba gorzej niż za Murzyna lub Rosjanina. Tylko jednego na pewno im zazdrościmy – „sytości”. Z kolei stosunek Niemców z NRD do nas jest niezbyt znany. Wyczuwamy nieufność, zakłamanie, udaną (oficjalną) uprzejmość itp. Tłumaczymy to sobie: są mili, bo mają w tym swój cel (wśród starszego pokolenia Polaków nierzadka jest nawet opinia, że pomoc prywatna, społeczna i państwa z RFN też ma jakiś ukryty cel antypolski).

Powojenne losy Polski i od 1949 roku NRD, w myśl starej zasady rzymskiej stosowanej przez Moskwę i rządy wasalne, a nakładanej na negatywne wątki tradycji historycznej, nie pozwalają w dalszym ciągu na ową zadekretowaną od dawna przyjaźń polsko-niemiecką (NRD). Spustoszenia dokonane w tej dziedzinie są z pewnością większe po stronie polskiej z powodów oczywistych.

Co przeciętny Polak wie o NRD? Poza tym, że piwo jest tam doskonałe i można kupić ciuchy – chyba nic więcej. Gorzej, że inteligencja polska, nawet ta twórcza grzeszy również słabą wiedzą o tym państwie i społeczeństwie. Przekonałem się osobiście, że ludzie w NRD wiedzą o Polsce znacznie więcej niż my o nich. Nie tylko dlatego, że interesowali się „Solidarnością”, dziwowali się strajkom, podziwiają osobowość „naszego” papieża, ale ponieważ zainteresowanie naszym krajem datuje się w NRD z wcześniejszego okresu. Polska inność pod wieloma względami (mentalność, kultura, swobodniejsze życie, wyjazdy zagraniczne itp.) wzbudza tam zainteresowanie, ciekawość i jednocześnie zazdrość. Poważnym miernikiem popularności Polski w NRD jest pozytywna opinia o niej, którą wytworzyła sobie młodzież akademicka na podstawie osobistych kontaktów z Polakami. Nadal pokutują jednak stereotypy: „polskie lenistwo” i tzw. „polska gospodarka” (pruskie określenie z XVIII wieku). Skoro kontakty i wzajemna wiedza obu krajów nadal nie zależą od woli ich mieszkańców, wszelkie mity, stereotypy, półprawdy i uprzedzenia podgrzewane przez naszą propagandę (Rakowski) będą mogły w dalszym ciągu swobodnie funkcjonować.

Kto mi uwierzy, jeśli powiem, że kilka tygodni temu w drezdeńskiej knajpie, kiedy moi przypadkowi kompani od kufla dowiedzieli się, że jestem Polakiem i ja powiedziałem: „członkiem nadal działającej „Solidarności”, spotkałem się z takim oto atakiem z ich strony: „przesraliście okazję i sprawę zabijając w nas nadzieję na zniszczenie komunizmu. Nikt prócz Polaków tego nie zrobi. Nam Niemcom wystarcza, by zapomnieć o komunistycznym zniewoleniu, tanie żarcie, dobre piwo i telewizja zachodnioniemiecka. Te trzy rzeczy leczą nasze frustracje. Jeśliby to miało zależeć od nas samych to na bunt nigdy się chyba nie zaniesie”. Rozmówcami moimi byli: skrzypek orkiestry symfonicznej, historyk, tłumacz literatury greckiej i tokarz. Zresztą z autentycznym współczuciem i rozgoryczeniem z powodu naszej klęski spotykałem się niejednokrotnie i to nie tylko ze strony znających Sołżenicyna lub Orwella, ale i tych, którym owe nazwiska niewiele mówią. Bywałem w domach niemieckich, w których pokazywano mi plakietki „Solidarności”, zdjęcia Wałęsy itp. zdobyte podczas wycieczek odbytych do Polski specjalnie w tym celu. Trasy wycieczek często prowadziły przez Gdańsk. Złośliwy czytelnik powie, że chciano zobaczyć „Danzig”, a ja twierdzę, że chciano ujrzeć Pomnik, stocznię i Wałęsę.

Poznałem ludzi z wyższym wykształceniem pracujących jako robotnicy niewykwalifikowani (np. po wyrzuceniu z partii i pracy). Wśród nich nierzadko zdarzają się tacy, którzy usiłują swym sytym, opitym piwem i zapatrzonym tylko w filmy zachodnie towarzyszom pracy „zamącić” w głowach „kontrrewolucyjnymi” pogadankami. Spotkałem niewiarygodnie dużą liczbę (to istna plaga) młodych ludzi, którzy przesiedzieli się po parę lat za nieudaną próbę ucieczki do RFN-u („na tamtą stronę”) i takimi, którzy siedzieli za odmowę odbycia służby wojskowej (trzy lata paki). Częstym widokiem były plakietki Ruchu Pokoju, noszone przez młodzież, pomimo ostrych szykan policji. Organizacje partyjne, młodzieżowe i policja walczą bez rezultatów z tą „zarazą”. Ale kiedy Ruch, przynajmniej na poziomie znaczków stał się masowy, represje zmalały. Oficjalne propaganda walczy z ideą „przekucia mieczy na lemiesze” hasłem „pokoju trzeba bronić”. Ów Ruch, inspirowany i wspierany przez Kościół protestancki, a ostatnio również przez Kościół katolicki, jest zupełnym novum w dziejach NRD i być może mógł dokonać pewnego przełomu w sferze świadomościowej społeczeństwa NRD.

Ważnym czynnikiem decydującym o samopoczuciu obywatela NRD jest względnie dobra sytuacja gospodarcza i najwyższa stopa życiowa w całym obozie. Społeczeństwo tego państwa przez wiele lat żyło marnie, dlatego też dorobek w tej dziedzinie jest niekwestionowanym atutem reżymu. Władze wmawiają społeczeństwu i sobie, że to zasługa systemu i towarzysza Honeckera. Pośrednio potwierdza to naiwny Zachód, porównując rolę odgrywaną przez NRD w socjalizmie do roli Japonii w kapitalizmie. Rozsądni Niemcy przypisują całą zasługę RFN-owi (zachodnim Niemcom niezręcznie jest przyznać się do tego). NRD korzysta w praktyce z ulg podatkowych EWG, gdyż rząd zachodnioniemiecki nie uznaje istnienia prawnego drugiego państwa niemieckiego. Importerzy zachodnioniemieccy otrzymują od własnego państwa dotację na import najrozmaitszych towarów z NRD, średnio w wysokości 70% wartości.

Obywatele NRD przyzwyczajeni do realnego wzrostu stopy życiowej, poczuli ostatnio, że poziom ich życia już się nie podnosi, propaganda trąbi, że trzeba zwiększać wydajność pracy, a w sklepach coraz częściej występują okresowe braki towarów oraz ograniczona sprzedaż i dostawy jedynie w wybrane dni tygodnia. Tajemnicą powszechnie znaną jest fakt eksportowania wszystkiego co się da do RFN, gdyż państwu grozi bankructwo z powodu braku dewiz.

Wschodni Niemcy przyzwyczajeni do stabilnych warunków życia przeżyli szok na początku lata 1982; w niektórych rejonach kraju zabrakło mięsa, nie podawano go nawet w restauracjach. Nikt prawie nie wierzył propagandzie, że jedyną przyczyną była jakaś choroba bydła przywleczona z Zachodu.

Poważne znaczenie dla psychicznego samopoczucia obywatela NRD ma również niedoceniany u nas fakt stałej i wręcz nachalnej obecności Rosjan: wojska i zaplecza cywilnego. Właściwie w każdym rejonie NRD stacjonuje większa lub mniejsza jednostka sowiecka. Sytuację tę może w pewnym stopniu równoważyć jedynie żałosny wygląd żołnierzy sowieckich, których na ulicy (poza zwartą kolumną) najczęściej spotyka się w patrolu lub w charakterze lokaja, bo nawet nie ordynansa, dźwigającego walizy bądź zakupy oficerskim małżonkom. Przypomina to dobre czasy armii carskiej. Widok ten jest powszechny. Widocznie Moskwa nie stara się o stosowanie dyskretniejszej formy faktycznej okupacji Wschodnich Niemiec, ale nawet nie dba o ukrycie feudalnych stosunków panujących w swojej armii. Nienawiść do ZSRR, szczególnie wśród młodzieży jest zjawiskiem rozpowszechnionym. Ostatnio władze starają się „kupić” młodzież w dosyć prymitywny i działający jedynie na krótką metę sposób; zafundowały one uczniom i studentom, bez względu na standard życiowy, dosyć wysokie stypendia (na papierosy, wino czy dżinsy starczy). Z drugiej strony konformizm młodzieży jest raczej powszechny. Ułatwia to drogę do studiów i na przyszłość uczy podwójności myślenia i działania. Nad młodzieżą, która chce studiować już w szkole wisi istny miecz Damoklesa. Przykładowo: jeśli chłopak chce studiować prawo, jeśli ma pozytywne oceny i dobrą opinię o moralności politycznej ze szkoły, to może skierować podanie do „urzędu pośrednictwa” studiów, tam może zostać zaakceptowany i wtedy zostanie prawnikiem lub nie, i może być np. tylko inżynierem budowlanym.

Nawet rzut oka na sytuację panującą w NRD skłania nas do zmiany powierzchownych i obiegowych opinii o tym kraju i społeczeństwie, a tym samym nakazuje także bliższe jego poznanie. Społeczeństwo NRD też może stać się sojusznikiem Polaków w walce z systemem, który obu naszym narodom został siłą narzucony przez Sowietów. Nie tylko my lecz i oni duszą się; parafrazując Lema, zatopieni w socjalistycznej wodzie i tęsknią do powietrza. Inna sprawa jest taką walkę prowadzić. Pytanie o opozycję niemiecką nasuwa wiele trudności interpretacyjnych. Szczególnie wśród inteligencji twórczej (poza środowiskiem naukowym) jest ona dość znaczna. Tak jak kiedyś u nas, przed pogrzebem wybitnego „kontrrewolucjonisty” na określony czas zamyka się pewną liczbę dysydentów. Wydaje się jednak, ze wpływy opozycji w społeczeństwie są nikłe. Z drugiej strony „import kontrrewolucji we wszelkich odcieniach” jest nieporównywalnie większy niż w którymkolwiek kraju obozu. Praktycznie wszędzie w NRD można oglądać przynajmniej jeden z programów TV zachodnioniemieckiej, a z radiem już w ogóle nie ma trudności. Mimo wszystko zadziwia fakt, że do wielu chyba obywateli NRD owe treści nie docierają, tak jakby byli zaimpregnowani doktryną „przodującego ustroju”. Może bierze się to stąd, że nie chcą myśleć o zmianie sytuacji w NRD, tylko liczą, że w przyszłości zostaną od razu wybawienie przyłączeniem do RFN. Parokrotnie spotykałem się z opinią wyrażaną ze szczerym przekonaniem, że „wasz socjalizm jest chory, że osłabiacie siłę oporu bloku wobec agresji imperialistycznej, że ZSRR realizuje ustrój świata przyszłości itp.” Początkowo podczas takich rozmów baraniałem ze zdumienia. Potem już nawet nie usiłowałem bronić Wałęsy przed tym, że brał forsę za swoją działalność od Zachodu i że Siwak (nie Jaruzelski) jest prawdziwym komunistą.

Polacy przebywający przez dłuższy czas w NRD szybko rozszyfrowują swoich niemieckich znajomych. Nierzadko ci ostatni sami ostrzegają przed ziomkami, ideowymi kapusiami. Przekonałem się, że wielu intelektualnie uczciwych Niemców z powagą (choć bezskutecznie) łączy krytykę systemu i możliwość jego ulepszenia. Jednak dla wielu analogie z totalitaryzmem hitlerowskim są oczywiste. Pewien dziennikarz powiedział mi, że na podglebiu pruskim i hitlerowski kolejna mutacja totalizmu ma idealne warunki rozwoju. Natomiast komunista żartem rzucił, że „u nas nawet socjalizm musi być najlepszy”.