Niepodległość, 1982, Numer 11-12

Opracowanie zbiorowe - Czy Polacy mogą wybić się na niepodległość?

 
  Takim tytuł nosiło dziełko, które ukazało się w 1800 roku w Paryżu. Praca, prawdopodobnie autorstwa J. Pawlikowskiego – sekretarza Kościuszki (wyd. w PRL w 1967 r., wyd. MON) przyjmuje za oczywisty dla całego XIX wieku punkt wyjścia – Polska nie jest krajem niepodległym. Dlatego próbuje wskazać te czynniki, które utrudniają uzyskanie niepodległości, bądź to zewnętrzne, bądź wewnętrzne. Przede wszystkim analizuje te ostatnie, upatrując jedną z głównych przyczyn niepowodzeń w postawie, wadach, braku konsekwencji Polaków. Szereg myśli i uwag wydają się być aktualne po dzień dzisiejszy, jednak współcześnie nie można wprost sięgać do rad i zaleceń wspomnianego dziełka. Świadomość narodowa uległa ogromnej erozji i skomplikowaniu zarazem. Pytanie o niepodległość nie jest w świadomości powszechnej pytaniem podstawowym. Gdyby próbować „prześledzić” te czynniki, które mają doprowadzić do celu, czyli do niepodległości, trzeba byłoby rozwoju następujących etapów:

1. Konstatacji, że Polska nie jest państwem niepodległym (obiektywnie), że ten stan uniemożliwia rozwój społeczny, gospodarczy, kulturalny i po prostu jednostkowy, a wreszcie – takie odczucie musi być dość powszechnie utrwalone w świadomości;
2. Dopiero wówczas możliwa jest organizacja czynnika wewnętrznego czyli wola odzyskania niepodległości, podejmowanie działań, organizacji programów i wystąpień, które mogą tę niepodległość przynieść;
3. Jednocześnie z drugą sferą działań (wewnętrznych) musi występować czynnik zewnętrzny tzn. świadomość międzynarodowa braku niepodległości Polski, wola jej przywrócenia, której – niestety – musi przyświecać własny interes innych krajów oraz działania podejmowane w tym kierunku – wojna, zagrożenie wojną, blokada gospodarcza etc.

Na wszystkich tych etapach sprawa niepodległości winna być wartością na tyle silną i podstawową, ze musi skłaniać świadomość do gotowości ponoszenia wszelakich ofiar na rzecz wytkniętego celu.  Sprowokowani przez pytanie stanowiące tytuł dziełka sprzed 180-ciu lat zbadajmy, jak przedstawia się obecnie stan tych trzech faz, czy czynników „drogi do niepodległości”.

Ad. 1. Od razu ustalmy, że dla wielu, bardzo wielu nie jest to oczywisty brak niepodległości Polski. Choć brak w tym przedmiocie badań i zdajemy się na obserwacje intuicyjne, wydaje się, że o ile u schyłku XIX wieku niekwestionowany był powszechny pogląd, że nie ma niepodległości, a tylko mniej powszechny – że ona jest ważna, najważniejsza, o tyle obecnie istnieją poważne obszary społeczne, w których panuje zamęt i niejasność co do sprawy niepodległości. Dzieje się tak dlatego, że mimo okresów autonomicznych w XIX wieku, nikt nie twierdził, że Polska (czyli państwo polskie) istnieje. Jego po prostu nie było. Okresy zwane tu autonomicznymi (np. Królestwo Polskie) zawsze miały czytelny klucz w pierwiastku jednoznacznie obcym (król – car rosyjski, namiestnik). Dążenie do niepodległości, to nic innego jak dążenie do stania się państwem. Obecnie zagmatwanie wynika stąd, że – inaczej niż w XIX wieku – nie można powiedzieć, że Polski nie ma. Ona – państwo – pozornie istnieje. I rzeczywiście – wykonuje ruchy takie, jakie przypisuje się podmiotowi państwowemu – przyjmuje i wysyła ambasadorów. Podpisuje układy, zasiada w związku państw (ONZ). Rozgrywa się sztuka niesłychanie sprytna, której carowie nie umieli opanować, a która mami i zachwyca. Jeżeli już ktoś dostaje paszport, jest to paszport polski; jeżeli ktoś otwiera telewizor to słyszy brednie ale zawsze po polsku; ambasador USA jest w Polsce, dlatego że uznaje to państwo za istniejące i godne bycia dyplomatycznym partnerem; w piłkę gra reprezentacja państwa polskiego ... Zaiste, przedarcie się przez te warstwy omamów i dotarcie do sedna sprawy czyli stwierdzenia, że państwo polskie nie istnieje, nie ma go po prostu, jest bardzo trudne – ale niezbędne.

Z punktu widzenia władców na Kremlu, bogatszych przecież o doświadczenia poprzedniego zaboru tj. do 1918 roku, wydawało się to zupełnie proste. Należało wycofać z okupowanego kraju bezpośrednie, jątrzące przejawy własnej obecności: nazwiska, język, nazwy. Dla zachowania pełni władzy absolutnej na opanowanym terytorium należało dać symbolikę czysto polską: nazwiska, nazwy, język, przyobleczone w formę państwa, a więc tego najważniejszego symbolu, przedmiotu marzeń i dążeń wielu pokoleń Polaków. Okazało się to skuteczne. Bo dla wielu ten symbol – państwo, choć złe, to jednak własne /!/ był wartością nadrzędną – i kupili to. Oczywiście taki zabieg mógł być ryzykowny i wymagał dużo, dużo sprawniejszej i głębszej kontroli, niż była za carów. System takiej kontroli wymyślony (może i w dobrej wierze) przez Marksa a wyeksperymentowany w zupełnie złej wierze przez Lenina, udoskonalony przez Stalina – był gotów. Komunizm czy socjalizm dążący do komunizmu. Nie będziemy go tu opisywać, bo zakładamy, że ludzie już wiedzą o co chodzi, dzięki przeżyciu „Solidarności” i lekturom. Przypominamy jedynie, że centralizacja gospodarki uspołecznienie vel upaństwowienie jej uzależniły całkowicie każdy niemal przejaw biologicznego istnienia od centrum na Kremlu. Chociażby dzięki temu, kontrola okupanta jest pełniejsza niż przed 1918 rokiem. Pamiętajmy, że władza cara była despotyczna, natomiast nie była totalitarna. Należało jeszcze na tej konstrukcji wychować nowego człowieka. Osiągnięto i w tej materii pewne sukcesy, niektórych wychowując całkowicie à la Susłow, a znacznej ilości ludzi idealnie mącąc w głowach. Jednak ta próba przerobienia duszy łacińskiej na mongolską splajtowała. Tu dostrzegamy bardzo ważną porażkę okupanta. Prawdopodobnie liczył on, że instrumenty okupacyjne wypełnią się u adresatów azjatycką treścią.

Okupantowi sprzyjał także wyjątkowo Zachód. Jak zwykle zajęty własnymi interesami, Hitlerem oraz pilnie strzegący własnej naiwności i niewiedzy uznał w Jałcie to, czego w ogóle nie ma. Powoduje to skutki straszne (choć dające możliwość odrzucenia „bratniej pomocy”; inwazja Sowietów na Polskę bądź formalnie wojna, będzie agresją międzynarodową; jawne odebranie państwowości będzie naruszeniem Jałty i uzgodnieniem stanu pozornego z rzeczywistym, a nie ekspedycją karną wewnątrz imperium – jednak wykorzystanie takiej ewentualności zależałoby od postawy Zachodu). Uniemożliwia racjonalne umiędzynarodowienie sprawy polskiej. Jak przecież można podnosić odzyskanie niepodległości przez Polskę, skoro ona istnieje? Dlatego sytuacja Polaków w XIX wieku była o niebo lepsza: Polski nie było na mapach ani w gabinetach, więc można było o nią walczyć. Dziś wszak trudni dążyć do tego co istnieje. Gramy więc ciągle w sztuce nie przez siebie napisanej. Tak jak „Solidarność” na pewno nie jest związkiem zawodowym, jest zastępczą Polską, tak stan wojenny, jako wewnętrzna racja Polski stanowi żart, przysłaniający jego istotę – jest dokładnie tym samym stanem wojennym, który wprowadził 14 października 1861 r. hrabia Lambert, namiestnik rosyjski w Królestwie.

Jeżeli Polski nie ma, a przecież ona jest, to co jest, zapyta ktoś dociekliwy. Przede wszystkim jest terytorium skupiające Polaków, a to skupienie Polaków pozwala im pędzić życie zbiorowe. To terytorium znajduje się aktualnie między Bałtykiem a Karpatami, Odrą a Bugiem. Nie jest więc tak, że wyłącznym sposobem życia Polaków jest diaspora. Pozwala to na stwierdzenie, że w jakimś miejscu żyje naród polski, wyróżniający się od innych: językiem, religią, kulturą, tradycją, obyczajami, pamięcią, systemem wartości (takie stwierdzenie nie prowadzi naturalnie do nacjonalizmu, jedynie do skonstatowania odrębności w ramach świata chrześcijańsko – łacińskiego). Zauważy ktoś jednak trafnie, że przecież różnimy się – w naszym bytowaniu komunistyczno – sowiecko – państwowym – od innych ludów podbitych. W końcu i oględność represywności (w stosunku do Rosji Sowieckiej) i pozytywny zakres wolności (mierzony tak pozycję Kościoła polskiego, jak postawami ludzi, jak i istnieniem znanego sektora niepaństwowego, jak i istnieniem dość niezależnych niektórych stowarzyszeń i nawet ! – większą swobodą słowa) dowodzą tego niezbicie. Jednak nie jest to dowód większej suwerenności. Jest to przede wszystkim efekt właśnie tej odrębności społeczno – narodowej, ciągłej walki z „państwem” o swój los.

Dziwne to niepodległe państwo, którego celem jest nieustanna walka ze społeczeństwem, przerywana zmianą taktyki, bądź krótkimi okresami oddechu na zbieranie sił od nowa! Większy margines swobody jest, można zauważyć, miernikiem większej siły społeczeństwa (bądź „niepodległości” społeczeństwa), a nie dowodem niepodległości państwa!

Wróćmy jeszcze do kwestii zasadniczej: czy społeczeństwo zdaje sobie z tego sprawę? Generalnie nie. Być może odpycha tak tragiczną myśl w podświadomości. Często, bardzo często słyszy się: że to wszystko przez tych Rusków, że jak się tam zmieni to i u nas będzie dobrze (nie sądzimy, by np. przeciętny Niemiec z RFN czy Francuz – mimo pozornie niepełnej niepodległości – wiązał nadzieję na poprawę losu z wynikami wyborów w USA!). Zarazem wszakże kompletna i powszechna nieumiejętność myślenia kategoriami państwowymi i politycznymi prowadzi do bezkrytycznego powtarzania za gazetami „nasza władza”, „nasz sejm”, który jest zły (albo „dba o ludzi lub nawet źle dba”). Wyrazem tego podziału jest przecież sama koncepcja „dialogu władza – społeczeństwo”, „umowy społecznej” czy „porozumienia władzy i społeczeństwa”. Taka wyraźna separacja władzy i społeczeństwa przypomina okres feudalny, z tym jednak, że podówczas było to zrozumiałe: wywodziło się częściowo z tzw. patrymonialnej władzy monarszej, a więc uzasadnione było częściowo tym, że państwo (tj. jego terytorium) było prawnie własnością monarchy oraz uzasadnieniem boskiego pochodzenia władzy. Wskutek odrzucenia takiej legitymacji władzy u schyłku wieku XVIII, obecnie władza może pochodzić jedynie z zewnątrz, bądź z wewnątrz. Układanie się więc w Gdańsku „dwóch wysokich umawiających się stron” – to nic innego jak swoista polityka międzynarodowa. MZKS Gdańsk układał się z działającą per procura ... samą Moskwą.

Obraz tu narysowany jest oczywiście pociągnięty grubą kreską; zdarzają się stany graniczne, przejściowe, gdy „władza” się sypie – jej niektórzy przedstawiciele duchowo pozostając w rozdwojeniu usiłując coś zrobić (szczerze) dobrego dla społeczeństwa, nawet nieodwracalnie przechodząc na jego stronę. Ale społeczeństwo wydaje zastępy cyników lub ludzi ciemnych, którzy przechodzą na stronę okupanta (władzy) i w nią wsiąkają. Niestety taka postawa nosi miano zdrady (nie na próżno po 13.12.1981 dość częste były porównania do Targowicy, tyle, że Targowica trwa od 1944 roku).

W dobie autonomii Królestwa Kongresowego kompromisowo – ugodową pozycję zajmował Książe Adam Czartoryski, ale nie był on ani zdrajcą, ani kolaborantem – był dyplomatą ze strony społeczeństwa (narodu) polskiego. Poparcie narodu polskiego mieli także Andrzej Zamoyski, hrabia Małachowski w imieniu tegoż narodu wystosowujący adres do cara w przededniu Powstania Styczniowego (w lutym 1861 r.). już jednak pełnomocnictwa (poparcie) społeczne nadwerężył margrabia Wielkopolski rozpoczynają kolaborację.

Brak świadomości historycznej i politycznej na szerszą skalę jest pierwszą, zasadniczą przyczyną działań na płaszczyźnie zastępczej. Nie występujemy przeciw takim działaniom. Są one niezbędne. Tyle tylko, że musi im towarzyszyć rozwój świadomości i odkrywanie tego co istotne w naszym polskim losie: braku własnego, niepodległego państwa. Brak własnej władzy.

Ad. 2. Zastanówmy się tu pokrótce nad postawami Polaków i jednocześnie nad utrudnieniami w dążeniach niepodległościowych. Czy wszystkim nam towarzyszą na co dzień słowa modlitwy, czy powtarzamy za poetą:

Z pokorą teraz padam na kolana
Abym wstał silnym Bogu robotnikiem,
Gdy wstanę – mój głos będzie głosem Pana,
Mój krzyk – Ojczyzny całej będzie krzykiem.
Mój duch – Aniołem, co wszystko przemoże,
Tak mi dopomóż Chryste Panie Boże!

Nie, no bez przesady! Za dużo tu patosu, a jeśli już, to po co aż tyle. A dzieci? A kupno mebli? A w ogóle, to chcemy reform, żeby było lepiej, a niepodległość nie jest taka ważna. Niepodległe kraje dziś to tylko USA i Rosja. A Sowietów nie pobijemy. Tak przeciętnie się myśli. Można więc z dużym przybliżeniem rzeczywistości zauważyć, że główne przeszkody na drodze do Niepodległej:
- brak świadomości braku niepodległości (to zostało już przez nas omówione);
- brak uznania sprawy niepodległościowej za najważniejszą, czy w ogóle ważną;
- brak wiary w możliwość odzyskania niepodległości, a tym samym niechęć do angażowania się i ponoszenia ofiar;
- powszechność nędzy, przy jednoczesnej zależności ekonomicznej od tego, z kim się ma walczyć;
- lenistwo, demoralizacja i masowe rozpicie społeczeństwa, co łączy się ze sprawą następną;
- brak generalnie pozytywnych programów i wartości, które by jakoś tam odpowiadały na pytanie (pkt. 2): co z tego będą miał;
- brak doświadczeń politycznych, organizacyjnych i nieumiejętność podejmowania cierpliwych działań rekompensowana werbalizmem.

W większym skrócie, za najważniejsze obecnie przeszkody uznajemy: brak motywacji proniepodległościowej, niewiarę w jej odzyskanie, kiepską „jakość” ludzi. Nie winimy tu tak bardzo Polaków. Są oni systematycznie niszczeni, ogłupiani, rozpijani i demoralizowani przez komunizm. Ale czas na opamiętanie, choćby tylko w imię tych mebli, dzieci, samochodów i lodówek.

Owe wady polskie nie są niczym nowym! Wskazane na wstępie dziełko, użyczające nam swego tytułu, wiele z tych nie przemijających wad dostrzega. „Naród żądający niepodległości potrzebuje koniecznie, aby ufał w swoje siły. Jeżeli nie ma tego czucia, jeżeli do utrzymania bytu swego nie idzie przez własne usiłowanie, ale przez obce wsparcie lub łaskę, można śmiało powiedzieć, iż nie dojdzie ani szczęście, ani cnoty, ano sławy. /.../ Trzeba wyznać, iż Polacy nie cierpią jarzma, mają entuzjazm do wolności i cnoty, ale wadą ich jest, iż jak są żywymi w zacięciu śmiałych czynów, tak stałymi w dokonaniu i słabnący w przeciwnościach. Ale widzę, iż Polakom braknie na stałości umysłu w przeciwnościach, że mało myśleli, mało się zastanawiali nad obrotem losów i czynności ludzkich”.

Nie nowe to więc zarzuty. W rozkazie z dnia 22.08.1914 roku Józef Piłsudski tak stwierdzał:” Żołnierze! Wśród powszechnej bierności naszego społeczeństwa (podkr. red.) wypadki dziejowe zaskoczyły Polaków, zostawiając ich bez możliwości jednolitego i silnego postępowania”.

Jednak właśnie walka z nami samymi, z naszymi wadami jest szczególnie dziś trudna. W XIX wieku istnienie patriotycznych elementów wśród ziemiaństwa i mieszczaństwa (a więc sfer niekontrolowanych przez zaborcę) dawało działaczom jakąś szansę schronienia i pomocy (nie mówiąc już o tym, że nawet praca organiczna w gospodarce przysparza zamożności przyszłej Polsce). Dziś totalna zależność bytowa od zaborcy czyni po części niemożliwym do realizacji choćby marginesu prywatnej niezależności, bezpieczeństwa bytu ekonomicznego, rodzinnego. I stąd może ta pierwsza główna dążność do poprawy losu za wszelką cenę. Skąd takie postulaty, żądania reform. Jest to słuszne. I niewątpliwie należy przygotować właśnie programy i zmian ustroju gospodarczego, jak też programy polityczne, a bieżąco robić to wszystko, co może ulżyć niewolniczej doli ludzkiej, zwłaszcza robotniczej. Jednak – jak chyba dla wielu to powoli staje się jasne – ten system nie może być „reformowany” inaczej jak poprzez działanie od początku, czyli od zbudowania sobie własnego państwa i władzy – czyli odzyskania niepodległości. Ona jest warunkiem własnej, indywidualnej wolności, sensu życia na ziemi, nadziei, a choćby i błędów, ale naszych, własnych, wynikających z naszych działań, z naszego upodmiotowienia: jednostkowego i zbiorowego. Słowa poety może są szczególnie aktualne dla nas:

„Biada, kto daje Ojczyźnie pół duszy
A drugie pół tu dla szczęścia zachowa
Oboje w nim Bóg swym piorunem skruszy
I padnie kiedyś w popiół taka głowa!”

Ad. 3. Czy Polacy mogą się wybić na niepodległość? Czy świat im na to pozwoli? A może właśnie świat już odszedł od wizji pełnej niepodległości państw, z wyjątkiem supermocarstw. Przede wszystkim należy stwierdzić, że tylko częściowo ma rację A. Micewski, konstatując, że nie można dłużej identyfikować się z linią czy to Dmowskiego czy Piłsudskiego, gdyż współczesny nam świat jest zdecydowanie odmienny od tego u schyłku XIX wieku i początku XX wieku. „Wielką zmianę powoduje także podział świata na dwa systemy społeczne i bloki wojskowo – polityczne”

/A. Micewski: „Jeszcze o polskiej myśli politycznej, TP z 3.10.1982 r./.

Po pierwsze, wyraźna jest różnica między niepodległością „absolutną” a ograniczoną. Otóż akurat jeden z tych dwóch bloków – Sowiecki (RWPG i Układ Warszawski) - jest blokiem, który pozbawia całkowicie suwerenności obecnych w nim państw – stanowi formę panowania jednego imperium. Nie pozostawia wewnątrz choćby sfery wolności kompensującej brak niepodległości na zewnątrz. Zwłaszcza nie pozostawia szans w ułożeniu gospodarki, nie daje szans skutecznego choćby zajęcia się własnym dobrobytem. Jest systemem totalnym i celowo prowadzi do zniszczenia wszelkich form ludzkiej egzystencji. Suwerenność, nawet z narzuconymi ograniczeniami, zostawia jednak skrępowaną podmiotowość, z ogromnymi obszarami wolności. Choćby owa słynna „flinlandyzacja” daje państwo o narzuconych ograniczeniach, ale niepodległe.

Po drugie, istotnie świat się zmienił, zwłaszcza poprzez przełamanie barier informacyjnych, ekonomicznych, społecznych. To fakt. Zarazem sposób tych zmian bardzo mało przypomina ograniczenia niepodległości, bo z jednej strony jest wyrazem (świat wolny) dobrowolnych decyzji międzynarodowych, podejmowanych właśnie przez niepodległe państwa tj. gdy władza ustanowiona przez społeczeństwa wyraża zgodę na takie ograniczenia (EWG, NATO, Parlament Europejski).

Po trzecie, zacieśnienie uzależnień natury ekonomicznej, dokonuje się nie tylko na szczeblu państwa, ale także, a raczej organizmów gospodarczych. Przeobrażenia świata nie negują więc niepodległości państw.

Czy świat na to pozwoli, by doszło do zmiany układu międzynarodowego, a w efekcie do niepodległości Polski. Mamy tu na myśli Zachód, a ten w istocie zrobił wszystko co mógł, by podtrzymać ZSRR i zapewnić Polsce okupację sowiecką. I na pewno nie zrobi nic, aby „Polska była Polską” jak pięknie śpiewają przywódcy głównych krajach Zachodu. Na pewno współcześnie utrudnia jakiekolwiek działanie istnienie „bomby A”, która czyni nieco bezsensownymi próby zmian, które w stosunku do ZSRR mogłyby być skuteczne, tj. wojnę. Wojna jest jednak przede wszystkim groźbą wojny (i bomby A) skrzętnie wygrywaną psychologicznie przez Sowietów. Dotychczasowe natomiast doświadczenia wskazują, że Rosja dokonywała zmian i rewolucji pod wpływem ciosów z zewnątrz i przegranych. Koło się zamyka. Niemniej jednak należy uwzględnić następujące dodatnie trendy i szanse w rozwoju sytuacji światowej:
- Zachód może zacząć zajmować zdecydowane stanowisko, gdy odnajdzie w tym własny interes. Takie tendencje są wyraźne w USA i RFN współcześnie;
- gdy opinia publiczna krajów zachodnich zacznie zdecydowanie odchodzić od maksymy B. Russell’a „better red than dead” – lepiej być czerwonym niż martwym. „Solidarność” uczyniła w tej materii wiele dobrego;
- gdy ZSRR w swym szaleństwie zbrojeń przekroczy próg, który w konfrontacji z efektywną gospodarką Zachodu będzie musiał cofnąć ludzi radzieckich z fazy budowy komunizmu do fazy rozwiniętego społeczeństwa socjalistycznego (tj. będą rakiety zamiast nie tylko masła ale i trawy);
- gdy spadną na ZSRR lokalne klęski, takie jak Afganistan;
- gdy rozchwieje się w tym kraju władza.

Wtedy, może wtedy zewnętrzne warunki pozwolą nam jeszcze raz postarać się o 11 listopada.

Czy Polacy mogą się wybić na niepodległość?

Wnioski: Tak. Ale do niepodległości mogą powstać co najwyżej warunki. Natomiast ona sama będzie wyłącznie naszym dziełem, wyrazem naszej gotowości. Musimy zatem:
- uzyskać wszyscy świadomość braku niepodległości, wiedzieć dlaczego jej nie ma;
- wiedzieć, że jest ona warunkiem realizacji wszelkich nowych programów i dążeń, także bytowych, czyli bardzo chcieć niepodległości;
- być przygotowani – programowo, politycznie, kadrowo i częściowo organizacyjnie na Jej przyjęcie. Przygotowanie to winno być jednak czymś więcej niż istnieniem partii niepodległościowych (to był może mankament Piłsudskiego), winno owocować świadomością polityczną, przygotowani pozytywnymi programami rozwiązania wszelkich problemów: gospodarczych, społecznych, politycznych, prawnych, oświatowych.

A jeżeli to tylko pobożne życzenia? Jeśli to naprawdę nierealne? To nic nam innego nie pozostaje jak być skazanymi ... na optymizm i nadzieję. Tylko, że wierze i nadziei trzeba trochę pomóc. W myśl słów wieszcza:

„Lecz zaklinam, niech żywi nie tracą nadziei
I przed narodem niosą oświaty kaganiec,
A kiedy trzeba, na śmierć idą po kolei
Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec.”