Niepodległość, 1982, Numer 11-12

Zdzisław Aneczka - Kilka uwag o formie

 
  /uwagi pozytywne wykreślono z braku miejsca – red./

Zdajecie sobie chyba sprawę, że Wasze pismo trafia dosyć przypadkowo do czytelników, bo ani Wy nie wybieracie do końca swoich odbiorców, ani odbiorcy nie mają wielkiej możliwości wyboru „bibuły”, którą najbardziej chcieliby czytać. Toteż uwagi typu: ”Jak ci się nie podoba - czytaj Trybunę Ludu” (nr 7, str. 20), są zupełnie nie na miejscu. Podobnie zresztą jak uwagi na temat noszenia znaczków Matki Boskiej lub oporników, czy brania udziału w nabożeństwach żałobnych, które pachną megalomanią Redaktorów widzących swą działalność w aureoli awangardy ruchu oporu, a odnoszą się z lekceważeniem do innych form nieposłuszeństwa wobec komuny.

Nie chodzi mi tu o zasadność merytoryczną tego typu uwag, bo też wolałbym być pałowany raczej za kolportaż stu egzemplarzy „N” lub ukrywać poszukiwanego przez policję, niż za obnoszenie się ze znaczkiem „S” w centrum Katowic lub Warszawy, ale raczej o formę, która razi przeciętnego czytelnika.

I jeszcze o krytyce kierownictwa „S”. Podzielam w całej pełni Wasz pogląd, że z faktu, iż „S” jest pewnym mitem w świadomości społecznej nie wynika, że jej przywódcy pozostający w podziemiu powinni otrzymać status „świętych krów” w polemikach programowych, ale znów mam pretensje o pewne formy, jak również treści. Zauważcie bowiem, że tacy ludzie jak Bujak, Kulerski, Romaszewski zostali wybrani wprawdzie jako przywódcy i to związkowi, ale w zupełnie innej sytuacji społeczno – politycznej i raczej „wypłynęli na fali”, niż awansowali w wyniku jakiegoś procesu wyborczego, który potwierdził ich talenty twórcze i poparcie społeczne dla ich poglądów i koncepcji politycznych. Toteż zarzut w stosunku do nich, że nie są Piłsudskimi jest bezpodstawny i krzywdzący, a propozycja żeby odeszli, jeśli sami uznają się za nieprzydatnych jest wręcz szkodliwa, bowiem idea tak przez Was lansowana zorganizowania państwa podziemnego, jeśli kiedykolwiek ma się powieść, będzie wymagała powszechnie znanych nazwisk, przynajmniej na starcie, które będą firmować tę ideę, jako że społeczeństwu nic nie powie informacja, że iluś tam anonimowych przedstawicieli trochę mniej anonimowej „partii politycznej” stworzyło porozumienie, która ma ambicję być podziemnym parlamentem.

Sami wiecie, że potrzeba było kilku lat na utworzenie Polskiego Państwa Podziemnego pod okupacją niemiecką, a sytuacja była przecież jaśniejsza i istniały partie znane przed wojną, z kadrami, organizacją i wpływami. Czym dziś dysponujemy? Niczym. Dobrymi chęciami, nadzieją, że nasze chęci znajdą szerokie zrozumienie i poparcie.

A więc Droga Redakcjo, jeśli macie wewnętrzne przekonanie o słuszności swoich racji to cierpliwie i spokojnie wyjaśniajcie, propagujcie, przekonujcie nawet tych, których prywatnie uważacie za idiotów. Talent polemiczny to nie tylko umiejętność przedstawienia spójnego programu działanie w realizacji określonego celu, to również umiejętność zjednywania sobie stronników aż do przekonania (nawet) oponentów.

Nie sztuka mieć rację, sztuką jest również kaperowanie sojuszników, a tym ostatnim przypadku forma argumentowania jest równie ważna jak treść merytoryczna argumentów. Pamiętajcie też, że rutynowany bokser zostawia rezerwę sił na trzecią rundę a Wy sprawiacie wrażenie „zapienionych” już na początku pierwszej. Boksujecie wprawdzie komunistów, ale wypinacie się na kibiców, którzy Was dopingują. Dość alegorii, o co chodzi?

W tytule pisma „Niepodległość” rozumiem postawienie celu strategicznego; że nic lub prawie nic nie da się bez tego osiągnąć, staje się pomału przekonaniem coraz większej zbiorowości, nawet tych, którzy swego czasu wierzyli w zbawienne skutki demokratyzacji PZPR, jako zalążka ewolucji systemu. Dziś już dla wielu jest oczywiste, że rządzi nami agentura mafii komunistycznej z centrum na Kremlu. I skoro utrzymała się przy władzy przez 35 lat, to niby dlaczego ma ulec w przyszłości? Oto pytanie, na którym załamuje się wielu z tych, którzy bez wahania przyjmują tezę o potrzebie niepodległości. Wy uważacie (nr 4/5), jak sądzę słusznie, że warunkiem koniecznym jest rozpad lub znaczne osłabienie sowieckiego obozu narodów, co może nastąpić za 3 – 4 lata. Ale Wasza argumentacja takiej krótkiej perspektywy jest mało przekonująca i raczej sprawia wrażenie waszych pobożnych życzeń, tym bardziej, że w numerze 8/9 zastanawiacie się czy komunizm jest poznawalny, tzn. czy można o jego ewentualnym zmierzchu – numer 6 – myśleć racjonalnie. Jestem raczej zwolennikiem nie prognozowania, ale podkreślania wagi i znaczenia dążenia do niepodległości w bliżej nie określonej perspektywie historycznej, nawet jeśli dla wielu Polaków jest niepodległość w dzisiejszej sytuacji mrzonką jakiś tam fantastów. Jaka bowiem była perspektywa odzyskania niepodległości np. w roku 1890? Jeszcze gorsza, a jednak nasi pradziadowie nie opuścili rąk i historia im to wynagrodziła, bo gdy przyszedł czas – byli gotowi. I ta myśl powinna nami dziś kierować, wbrew powątpiewaniu i zniechęceniu. Dlatego zadaniem na dziś powinna być dyskusja o taktyce i organizowanie się wokół naczelnej idei niepodległości, co lansujecie w piśmie i za to Wam chwała. Tylko mniej „bicia piany” na bezsensowne, Waszym zdaniem, działania innych, a więcej rzeczowej argumentacji i cierpliwej propagandy i samokrytycyzmu wobec słabych punktów waszego rozumowania, co zresztą można już zauważyć w nr 8/9.

Podzielam również Wasz pogląd, że już należy dyskutować o przyszłym kształcie ustrojowym naszego wymarzonego państwa. Zalecałbym jednak znowu trochę więcej cierpliwości, bo choć nie mam osobiście zasadniczych zastrzeżeń do Waszych propozycji, to jednak musicie mieć świadomość, że piszecie do wielu ludzi „skażonych” propagandą komunistyczną, która mało kogo przekonuje, ale za to wyjaławia i produkuje w świadomości różne uprzedzenia i kompleksy czasem nieoczekiwane nawet dla właściciela tejże świadomości. Jako przykład podam tu Wasz trochę niefrasobliwy sposób pisania o problemie niemieckim (nr 7) z pewnym procentem pogardy dla tych, którzy widzą całą sprawę przez komunistyczne okulary, a ponadto nie byli nigdy na Zachodzie, więc niby co mądrego mogą wiedzieć o dzisiejszych Niemcach i Niemczech.

Trochę pokory Droga Redakcjo! A o nią nie powinno być trudno jeśli ma się przekonanie o własnej racji.

Piszecie m. in. również, że tym różnicie się od L. Moczulskiego, że nie jesteście nacjonalistami. A jak nazwać Wasze zadowolenie z wojny w Libanie, która była Waszym zdaniem w interesie wszystkich z wyjątkiem ZSRR i jego sojuszników: Syrii oraz OWP, a więc i w naszym interesie, bo każda klęska ZSRR i jego satelitów jest naszym zwycięstwem. Doprawdy chyba przesada. Nie bardzo wiem dlaczego mam się cieszyć z masakry sojuszników ZSRR w obozach palestyńskich przez naszych przyjaciół – bojówkarzy mjr Haddada. Tak rozumując możemy sprowadzić rzecz do absurdu: w interesie Afgańczyków jest interwencja w Polsce, Afgańczycy są naszymi sojusznikami, więc popierajmy ich – zaprośmy Armię Czerwoną do Polski. Tu Redakcja obruszy się – jak to do Polski, a ja pytam czy to nie nacjonalizm? Tylko nie odpowiadajcie, że polityka jest brudna itp., bo tylko totalitaryzm nie uznaje żadnych norm i praw, a totalitarystami nie jesteście. Tyle krytyki. Pochwał nie wypisuję, bo szkoda papieru by używać go jako kadzidła. Życzę dalszego przetrwania, sukcesów propagandowych, organizacyjnych i wytrwałości, bo idą czasy trudne dla całego podziemia.