Niepodległość, 1982, Numer 11-12

Wszystko postawili na komunizm

 
  Grupa komunistycznej inteligencji przerażona perspektywą upadku nie tylko ekipy Jaruzelskiego, ale również likwidacji ustroju demokracji socjalistycznej (rozwiniętej zresztą), a co za tym idzie przekreśleniem wszelkich nadziei na własną karierę polityczną (żegnaj władzo), postanowiła pouczyć Wronę jak skutecznie zwalczać „Solidarność”, jak odebrać Jej polską duszę. Zapoznajmy się również my z koncepcjami naszych przeciwników i nie dajmy się zwariować zachodnim rozgłośniom, które w krytyce nieefektywnych (nieskutecznych) metod prześladowania „Solidarności” chcą widzieć liberalizm, pragmatyzm lub inny jeszcze jakiś „ - izm”, a to po prostu stary, dobrze znany (bolszew)”izm”.

Czego boją się czerwoni profesorowie ?

Boja się przede wszystkim tego, co stanie się z moskiewską agenturą w Warszawie, a zatem jaki spotka ich los: „... posunięcia dotyczące losów ... przede wszystkim „Solidarności”/.../ mogą przesądzić losy władzy w Polsce”. I przesądzą.

Autorzy opracowania ze strachem przeczuwają bliski koniec komunizmu (i swój).

„Niepokój polityczny, akty wrogości wobec władzy, bojkot ze strony różnych środowisk przyczyniają się do utrzymania stanu napięcia, na tle którego staje się możliwe w bardziej dramatycznych momentach dokonanie radykalnych zmian w strukturze władzy”. Czerwoni profesorowie doskonale wiedzą, co zresztą kilkakrotnie podkreślają, że komuniści chcąc utrzymać się u władzy będą musieli stale obniżać poziom życia oczywiście ludności – nie swój – w drodze kolejnych podwyżek itp. i to są owe „dramatyczne momenty”.

Choć autorzy opracowania, podobnie jak „N”, przewidywali fiasko podelegalizacyjnego strajku – protestu, tak samo jak my, widzą również nieuchronność konfrontacji z władzami i boją się (my się cieszymy), że tym razem będzie ona udana dla społeczeństwa. Dlatego też ... „w tym stanie rzeczy dokonanie przesunięcia (tj. delegalizacji „S”), które może zagrozić zwiększeniem stopnia destabilizacji niesie w sobie kolosalne niebezpieczeństwo dla kraju”. Profesorowie zapomnieli tylko dodać który „kraj” mieli na myśli; zapewne chodziło im o „Kraj Rad”.

Profesorów martwi, że Wrona nie cieszy się masowym poparciem. Czy to źle świadczy o Wronie? Skądże! To po prostu uniemożliwi wzmocnienie jej władzy nad narodem.

„Gdyby ... poparcie dla władzy deklarowała mniejszość społeczeństwa przy neutralnej jego przeważającej części, to formuła mniejszościowa nie zagraża stabilności porządku politycznego (tj. komunizmu) i daje czas na jego okrzepnięcie. Jeżeli jednak porozumieniu z mniejszością towarzyszyć będzie wrogość większości i gotowość do aktywnego zaangażowania się w działalność przeciw państwu, to odbiję się to poważnie na cenach systemu politycznego”.

Owa „gotować do aktywnego zaangażowania” w walce o wolność, demokrację i niepodległość spędza sen z powiek czerwonych profesorów. I nie dziwota, ludzie ci bowiem postawili wszystko na komunizm i są teraz przerażeni, że wraz z jego upadkiem wszystko stracą. Mają rację.

Konsekwencje delegalizacji „S” dla komunistycznej władzy.

Delegalizacja „powinna doprowadzić do trwałej krystalizacji ruchu oporu przeciw władzy. Znaczy to, iż w krajobraz polityczny Polski trzeba wpisać na stałe nader liczebną organizację, działającą wbrew istniejącemu porządkowi prawnemu i pozostającą w ciągłej walce z władzą”. Komuniści słusznie obawiają się działalności podziemnej. Niebezpieczna dla nich bowiem nie jest sama opozycja (byle jawna – mają wówczas pełną kontrolę nad jawniakami i mogą każdego w każdej chwili aresztować), niebezpieczna jest konspiracja, której pokonać nie potrafią. Stąd co jakiś czas akcje ujawniania się, amnestie lub odwilże, aby żaden z naiwnych przeciwników nie pozostał w ukryciu.

Czerwona profesura zadowolona, że terroryzmu w Polsce nie będzie, a więc, że nic jej nie grozi (a terroru moralnego to już nasi moraliści się nie boją), stwierdza: „tym co może dominować, to akcje uświadamiające, to civil disobedience (kampania obywatelskiego nieposłuszeństwa), działalność wydawnicza, działalność propagandowa w skali międzynarodowej, a także spektakularne akcje zmierzające do skompromitowania władz”. To wszystko autorów martwi.

Co jednak boli najbardziej naszych sowieckich Polaków, to ujawnienie ich prawdziwej radzieckiej ojczyzny, jako kraju pochodzenia. Delegalizacja „S” lamentują, spowoduje „utrwalenie się obrazu władzy” jako nie rozumiejącej „duszy tego (tj. polskiego – „N”) społeczeństwa”, a więc poczucie jej obcości, .... utrwalenie przeświadczenia o arogancji władzy. Co gorsza skłoni to do myślenia o władzy jako pochodzącej skądinąd, a nie należącej do narodu, bo nie czującej tego samego co on. Rozwiązanie „S” grozi umocnieniem i upowszechnieniem takich postaw. I znów wypada nam przyznać rację czerwonym profesorom. Polakiem jest tylko ten, kto myśli i czuje po polsku, a nie ten, kto mówi w tym języku, lub którego rodzicami byli Polacy. Wszak i marszałek Rokossowski w chwilach wolnych od wysłuchiwania instrukcji Stalina i NKWD mówił po polsku do swych służących (czasami).

A jakie jest największe niebezpieczeństwo dla komunizmu? Leży ono oczywiście w sferze ideologii. Autorzy opracowania piszą o „Solidarności”: ... „uświęcony symbol może stać się ośrodkiem krystalizacji idei i postaw skierowanych przeciw ideologii komunistycznej”. W dalej: „W miarę upływu czasu ruchy tego rodzaju będą dojrzewały pod względem programowym (bo teraz wiele w nich jest jeszcze żywiołowości). Znajdą one też silne oparcie na Zachodzie ...”.

I znów zadziwiająca zgodność wniosków; o ile komuniści boją się, że podziemna „S” przekształci się w organizację niepodległościową, o tyle nasze pismo od momentu swego powstania (przełom 1981 i 1982 r.) prowadzi kampanię na rzecz upolitycznienia „S” i właśnie przekształcenia jej w centralny ośrodek koordynacji walki o wolność i niepodległość. Niestety kampania nasza po 10 miesiącach kończy się całkowitym fiaskiem, czerwoni mogą spać spokojnie. Podziemna „S” opanowana przez proroków porozumienia z komunistami, niezdolna do całkowitego zerwania z komunizmem (zanegowanie prawomocności socjalistycznego ustroju, konstytucji, prawodawstwa itp. jako nie pochodzącego z woli narodu, ale z ZSRR), teraz zostanie całkowicie obezwładniona przez siły ugodowe i kapitulanckie. „S” zabrnęła w ślepą uliczkę i nie stanie się niestety „ośrodkiem krystalizacji idei i postaw skierowanych przeciwko ideologii komunistycznej”. Ruchy, które będą dojrzewały pod względem programowym, czego tak boją się komuniści, działać będą zupełnie niezależnie od ideologicznie spacyfikowanej (po zwolnieniu Lecha) „Solidarności”. Takiego rozwoju wypadków profesorowie się nie spodziewali, radzą więc zastosować tradycyjną metodę obłaskawiania.

„Co robić ?” ... by komunizm nie upadł

Należy zasymilować „Solidarność”, odebrać jej polską duszę i wtłoczyć w sowieckie ramy PRL. Dlatego autorzy opracowania proponują nie strategię zniszczenia Związku, ale jego ograniczania i wchłonięcia przez zmrożenie obecnej sytuacji lub odwieszenie „S” na szczeblu zakładów pracy. Takie posunięcie uważają za bezpieczne dla komunizmu, gdyż nie sądzą, by pozostawał zasadny pogląd, iż „nie jest możliwe takie ułożenie stosunków z „S” i takie zasymilowanie jej do systemu instytucji demokratycznych kraju, aby jej potencjał wybuchowy zneutralizować”.

Na wybór takiej taktyki wobec „S” wskazuje też analiza postaw społecznych (3 do jednego na korzyść „S”). „Czy można liczyć na zmianę cech tego rozkładu (od negatywnych do pozytywnych dla rządu) przy pomocy polityki nastawionej na rozprawienie się z przeciwnikiem politycznym? W oparciu o pewne historyczne analogie (np. PSL) niektórzy mają nadzieję, że można”. Czerwona profesura takiej nadziei nie ma. Walka z formacją potężną w płaszczyźnie moralnej „środkami administracyjnymi, policyjnymi, a także politycznymi ma bardzo ograniczone szanse skuteczności, w szczególności jeżeli weźmie się pod uwagę „zlanie się” tego ruchu ideologicznego z tradycją katolicką w Polsce. Ruch (ten będzie) wysoce odporny na próby ideologicznego lub politycznego załamania” – stwierdzają dalej.

Dlatego też towarzysze Reykowski, Baszkiewicz, Garlicki i inni proponują „przynajmniej w jakiejś części zdobycie poparcia członków i sympatyków „S” oraz neutralność tych, którzy na współpracę nie byliby w stanie w chwili obecnej się zgodzić”.

A to droga zaoferowania współuczestnictwa we władzy dla tych grup, które dotychczas przeciwstawiając się argumentom o narodowej zdradzie przedłużyli istnienie komunizmu i umożliwili karierę polityczną towarzyszom: Reykowskiemu, Baszkiewiczowi, Garlickiemu i innym.

„Takiej strategii wyszłyby naprzeciw znaczące siły społeczne pozostające dotychczas w zdecydowanej opozycji”. Niestety nie jest to prawda. Ugodowcy i kapitulanci wypełzliby ze wszystkich krańców Polski od Ośrodka Prac Społeczno – Zawodowych począwszy.

Autorzy opracowania mylą się tylko w jednym punkcie: „Solidarność” będzie można również obłaskawić po delegalizacji, a to rękami jej własnych przywódców. Komuniści bowiem będą decydowali kogo zwolnić z więzienia; Frasyniuk, Bednarz, Rulewski na pewno pozostaną za kratkami, na wolność wyjdzie red. Mazowiecki, a nad Wałęsą roztoczy opiekę doradca Wielowieyski (pseudonim „nie mogę się narazić”).

Warto zapamiętać jeszcze nazwiska strwożonych autorów omawianego opracowania, którzy po likwidacji demokracji socjalistycznej będą powołali się na swą liberalną, anty-wronią przeszłość, mając nadzieję kontynuowania karier w Wolnej Polsce:

Profesorzy – J. Reykowski (znawca osobowości Stalina), Baszkiewicz, Garlicki (specjalista od opluwania J. Piłsudskiego), W. Adamski, M. Gulczyński, B. Gliński,

Docenci: Gebethner (policjant na Wydziale Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego), L. Kubicki, M. Matey, W. Morawski i Doktorkowie: W. Władyka i Z. Rykowski.