Niepodległość, 1982, Numer 10

Tomasz Janowski - Każdemu to, co jest mu należne

 
  Sądownictwo wojskowe jest jednym z filarów stanu wojennego. Przez pryzmat jego wyroków karnych należy oceniać zamierzenia władz w zakresie stopnia represyjności. Z oficjalnych enuncjacji wynika, że kara śmierci nie będzie stosowana – tak więc sądy wojskowe nie dysponują możliwością kary, która z reguły nam się z tymi sądami kojarzy. Nie można jednak wykluczyć zmiany stanu prawnego i prób zastraszenia społeczeństwa wyrokami śmierci. Na razie panuje “dobrotliwa” linia orzecznictwa na zasadzie: “patrzcie, gdzie indziej rozstrzeliwują, a u nas jest tylko 10 lat”. Należy pamiętać jednocześnie, że rzadko który więzień polityczny w PRL odbył w całości wyrok. Trzeba mieć nadzieję, że sprawdzą się słowa ojca jednego z aresztowanych: "5 czy 15 lat więzienia – to obojętne, jak mają wyjść, to i tak wszyscy wyjdą jednego dnia”. Poniżej przedstawionych zostanie kilka problemów odnoszących się do sądownictwa w stanie wojennym, które nie zawsze są dostrzegane w powszechnym odbiorze społecznym.

I. Sądownictwo stanowi tę część aparatu represji, która nie działa w sposób anonimowy. W czasie zajść ulicznych bezimienni ZOMO-wcy biją bezimienny tłum. Natomiast na sali sądowej konkretni ludzie (ich nazwiska podane są na wokandzie) sądzą konkretnego człowieka. Sędziowie są więc poddani pewnemu naciskowi społecznemu, będącemu konsekwencją jawności rozpraw. Istnieje współzależność między stopniem jawności rozpraw a surowością kar – najbardziej drakońskie wyroki zapadają, gdy na sędziów nikt nie patrzy (hitlerowskie Niemcy, stalinowska Rosja, procesy AK-owców w celach więziennych tzw. “kiblówki”). Sądzić należy, że obecność publiczności na rozprawach przeciwko działaczom “Solidarności” wpływa na obniżenie drastycznej surowości kar.

II. Sędziowie są ludźmi posiadającymi wyższe wykształcenie prawnicze. Odróżnia ich to od pozostałej masy pracowników aparatu represji, albowiem dominuje tam wykształcenie najwyżej średnie. Powstaje więc paradoks. Cios zadany pałką przez milicjanta po paru dniach przestaje boleć. Ludziom znacznie bardziej inteligentnym przypadło w udziale zadawanie największych dolegliwości, bo 3 lat więzienia nie zapomina się nigdy, a 3 ciosy pałką można jeszcze przeboleć.

III. Sędziowie stanęli wobec wyborów moralnych, których zapewne w swej pracy ni oczekiwali. Wybierając wcześniej swój zawód – znali stan prawny, w ramach którego mieli działać, zaś prawo wynikające z dekretu było dla nich takim samym zaskoczeniem jak dla całego społeczeństwa. Przed sędziami wojskowymi, zawodowymi i z poboru stanęły 3 możliwości:
pierwsza – odmowa pełnienia służby,
druga – staranie o zwolnienie ze służby i
trzecia – sądzenie z najmniejszą szkodą dla podsądnych.

O tych, co wybrali pierwsze wyjście dowiemy się po wojnie. Dowiemy się również o ich losie. Na razie jest to temat “tabu”. Rozwiązanie drugie jest tajemnicą tych, którzy je wybrali, bazując na rzeczywistych lub zmyślonych chorobach. Faktem jest natomiast, że po wprowadzeniu stanu wojennego szpitale garnizonowe zapełniły się ogromną liczbą pacjentów niezbyt skorych do wojaczki. Wyjście trzecie było wyborem najczęstszym.

Rzecz w tym, aby sędziowie pamiętali o głównym motywie swej decyzji. Dodać należy, że rozważania te nie dotyczą sędziów pokroju kpt. Karczmarza (opisanego w memoriale sędziego M. Szerera opublikowanym w ostatnich przed wojną numerach tygodnika “Solidarność”), który zwykł mówić: “My sędziowie nie od Boga. Jak trzeba skazać, to skażemy”. Tacy ludzie nie mieli dylematów moralnych i niestety nadal ich nie mają, o czym świadczy niejeden wyrok. Przed 100 laty sędzia oficer miał jeszcze jedno wyjście – dymisję i spokojny powrót do rodzinnego majątku. Teraz nie ma dymisji, ani majątków.

Wbrew powszechnemu mniemaniu, zarobki sędziów nie są najwyższe. Średnia pensja sędziego sądu powszechnego wynosi ok. 10 tys. zł miesięcznie, sędzia wojskowy zarabia 15 tys. zł. Jest to znacząca cecha systemu w Polsce powojennej. W II Rzeczpospolitej sędzia był jednym z najlepiej wynagradzanych funkcjonariuszy publicznych, obecnie mieści się na pozycji co najwyżej średniej. Powstaje pytanie, czy może władze liczą na gorliwość ideową, skoro płacą mało? Odpowiedź nie jest prosta, bowiem do PZPR należy 50 – 60% sędziów sądów powszechnych, inna sytuacja panuje w prokuraturze i sądownictwie wojskowym, gdzie upartyjnienie sięga 100%. Należy przypuszczać, że przyczyną tego stanu rzeczy jest skoncentrowanie się władzy komunistycznej na bezpośrednich pracownikach aparatu represji tj. MO i SB i scedowanie na nich przywilejów, które w normalnym państwie przysługuje sądownictwu.

IV. W składach “trójkowych” zasiada przewodniczący – wojskowy sędzia zawodowy i dwaj wotanci – z poboru rekrutujący się spośród sędziów sądów powszechnych, adwokatów i radców prawnych. Owi ludzie “z cywila” mają duży wpływ na wyrok, o ile chcą się zachować uczciwie. Mają możliwość przegłosowania przewodniczącego i zapewne niejednokrotnie to uczynili. Świadczy o tym m. in. kilkadziesiąt uniewinnień zanotowanych w czasie stanu wojennego. W tym miejscu należy jednak dodać, że do tych uniewinnień przyczyniła się również MO, która zatrzymywała ludzi jak leci, mając niezachwianą pewność, że sąd dorobi do każdego człowieka należyty paragraf. Nie zawsze było to możliwe i dlatego uniewinniali.

V. Największy ciężar odpowiedzialności za surowość prawa stanu wojennego spoczywa na twórcach dekretów, tj. na WRON-ie “et consortes”. Odpowiedzialność sędziów za stosowanie tego prawa ma charakter wtórny, choć na nich spada całe odium (niechęć, nienawiść) skazanych i ich rodzin, przyjaciół. WRON-a dokonała szeregu zabezpieczeń, które uniemożliwiają sędziom wydawanie prawdziwie ludzkich wyroków. Przykładem tego jest wprowadzenie dolnej granicy kary w wysokości 3 lat więzienia. W razie odstąpienia przez sąd od trybu doraźnego i orzeczenia kary najniższej, wkracza prokurator z rewizją nadzwyczajną, nader często uwzględnianą przez Sąd Najwyższy, który równocześnie, jak do tej pory, nie rozpoznał pozytywnie żadnej rewizji nadzwyczajnej wniesionej na korzyść skazanego.

XXX

Niejeden z czytelników po lekturze artykułu może powiedzieć, że jest to próba obrony sędziów i usprawiedliwienia ich postępowania. W mniemaniu autora jest to natomiast próba obiektywnego spojrzenia na pracę tych sędziów, którzy są ludźmi uczciwymi, a których dramat powiększa się przez to, że swoją pracą przysparzają dramatu innym. Sędziów, którzy wyznają zasady kpt. Karczmarza nie uważam za godnych tego miana i dla nich usprawiedliwienia nie szukam.

Przed laty T. Hobbes określił sprawiedliwość jako “trwałą chęć oddania każdemu tego, co jest mu należne”. WRON-a dodała do tej definicji jeszcze parę słów: “ale nie mniej niż 3 lata pozbawienia wolności” i twierdzi, że sens zdania nie uległ zmianie.

Od Redakcji:
Tragiczny wymiar sytuacji, w której znaleźli się sędziowie PRL polega przede wszystkim na tym, że zostali oni podporządkowani regułom nie mającym nic wspólnego z ideą sprawiedliwości. Wielu sędziów zasłania się zasadą “dura lex sed lex” (prawo ciężkie lecz jednak prawo), twierdząc, że oni nie są powołani do oceny prawa, ale do jego stosowania. Sędziowie niemieccy również w okresie wojny powoływali się na związanie obowiązującymi ich ustawami, oczyszczając w ten sposób swoje sumienie. Czy jest to jednak argumentacja przekonywująca? Istnieje pewne minimum wymagań, które spełnić musi prawo, by można je uznać za obowiązujące. Obecne przepisy dekretu o stanie wojennym i aktów wykonawczych minimum tego nie spełniają (ani pod względem formalnym – sprzeczność z aktami wyższego rzędu, a przede wszystkim z Konstytucją, ani pod względem swej zawartości merytorycznej).

Sędziowie, którzy chcą lub muszą wykonywać w tych warunkach swoje funkcje stoją przed dylematem nie do rozwiązania. Zachowując poczucie sprawiedliwości sędzia może wprawdzie głosować za uniewinnieniem, bądź za możliwie najniższym wymiarem kary w granicach ustawowego zagrożenia.

Powiedzmy jednak wyraźnie, że obie te drogi są tyle nieskuteczne, co niejednoznaczne moralnie.

Wyrok uniewinniający lub “za niski” z tym większą gorliwością zostanie zaatakowany przez prokuratora, choćby w drodze rewizji nadzwyczajnej. Trudno więc takie działanie uznać za skuteczne z punktu widzenia interesów oskarżonego. Niezależnie od tego jak głosuje konkretny sędzia i jakimi motywami się kieruje, samo uczestnictwo w składzie orzekającym jest uczestnictwem w bezprawiu, zmusza do firmowania działań stanowiących fikcję wymiaru sprawiedliwości. Odmowa uczestnictwa w składzie orzekającym (zwłaszcza w sądach wojskowych) wymaga niewątpliwie dużej odwagi osobistej, gdyż potraktowane może być jako odmowa wykonania rozkazu. Przypomnijmy jednak, że nawet kodeks karny PRL przewiduje w art. 290, że nie można zasłaniać się rozkazem, popełniając świadomie przestępstwo, a przecież skazywanie niewinnych ludzi nie może być inaczej potraktowane, jak właśnie przestępstwo. Nie chodzi tu jedna o ocenę legalności takich działań, ale o podjęcie decyzji, która swym ciężarem przerastać będzie możliwości niejednego człowieka. Nie ma więc sensu formułować w tym miejscu ostrych potępień, sytuacja jest na to zbyt skomplikowana i nadzwyczajna. Wydaje się wszakże, że nie ma też sensu, ani nie jest zbyt uczciwie poszukiwać zbyt łatwych usprawiedliwień. Każdy z nas odczuwać może zwykły strach przed przemocą.