Niepodległość, 1982, Numer 10

Przed zimą

 
  “Szansę na porozumienie oceniam jako coraz większą”
Z. Bujak, KOS nr 11.

I. “Solidarność” nie była związkiem zawodowym lecz narodem polskim zorganizowanym w struktury niepaństwowe (pewien rodzaj systemu rad) i stojącym w opozycji do administracji partyjno-państwowej reprezentującej władzę zaborczą. Powstanie “S” dało więc początek dwuwładzy:
- demokratycznej władzy wybranej przez naród, która przybrała nazwy: WZD, KZD, KZ, ZR i KP oraz OKZ (13 mln. Członków “S” i “S” RI stanowi bezwzględną większość uprawnionych do głosowania)
- oligarchicznej władzy mianowanej przez państwo zaborcze (ZSRR), celem sprawowania funkcji administracyjnych w jednej z kolonii imperium, zwanej PRL.

Dla komunistów było jasne, że jeśli chcą zachować władzę, muszą zniszczyć “S” rozbijając ją lub podporządkowując sobie. Stąd skargi Rakowskiego, że nie znalazł kolaborantów, a Wałęsa nie chciał słuchać Politbiura. Musieli więc Go zamknąć.

Przywódcy i doradcy “S” mieli do wyboru dwie drogi:
a.) umacniać system dwuwładzy tworząc alternatywną strukturę władzy oraz rozbijając w marcu 1981 r. administrację zaborczą (naród był gotów do walki, a komuniści jeszcze nie), a zwłaszcza jej siły bezpieczeństwa, by przedłużając stan dwuwładzy w odpowiednim momencie usunąć komunistów, co wiązało się z ryzykiem stanu wojennego, ofiar śmiertelnych być może konfrontacją z ZSRR,
b.) kontynuować stan ni to pokoju, ni to wojny – stabilnej niestabilności – licząc na to, że komuniści tym razem, nie wiadomo dlaczego, nie zdecydują się użyć siły. Dobrowolna kapitulacja nie wchodziła oczywiście w grę.

Dlaczego wybrano rozwiązanie drugie? Trzeba przyznać uczciwie, że były próby (teoretyczne oczywiście) stworzenia alternatywnej wobec państwa komunistycznego struktury władzy. Dużo pisano o strajku czynnym, wyrwaniu komunistom z rąk sfery gospodarczej itd. Zawsze omijano jednak zagadnienie centralne, najważniejsze, warunkujące powodzenie wszystkich innych przedsięwzięć – zdobycie władzy politycznej. A pamiętamy, że Komisja Krajowa była jedyną legalną władzą w Polsce, gdyż została wybrana w pierwszych od ponad 50 lat demokratycznych wyborach. KK, a zwłaszcza jej zespół doradców wychodził z założenia, że jeśli nie zakwestionuje politycznego (i policyjnego) monopolu władzy PZPR (KPZR), to komuniści pozwolą istnieć “S” osłabiając w ten sposób własną pozycję. Sądzono mówiąc wprost, że komuniści dadzą się oszukać! Tak długo forsowano ową linię, że w końcu jej zwolennicy sami w nią uwierzyli. A komuniści? Rozmawiali tak długo, jak to było potrzebne do ukończenia przygotowań (13 grudnia).

Kierownictwo Związku więc nie komunistów oszukało, lecz samych siebie, tworząc świat fikcji i pobożnych życzeń nie mający nic wspólnego z rzeczywistymi dążeniami i interesami obu stron. Gorzej: propaganda Związku przyjęła komunistyczną płaszczyznę konfrontacji ideologicznej. Komuniści, “jesteście przeciwko socjalizmowi podważacie nasz ustrój i naszą władzę”. A na to “S”: “nieprawda, my też jesteśmy za ustrojem, nie chcemy obalić naszej władzy” itp. Jakby szczytem obrazy było oświadczenie, że ustroju i władzy opartej na ludobójstwie żaden uczciwy człowiek popierać nie może. “Socjalizm” – to przecież tak ładnie brzmi i stosu trupów wyzierających spoza tego hasła już nikt nie chciał widzieć. Proszę sobie przypomnieć te wszystkie zapewnienia: “jesteśmy tylko związkiem”, “chcemy działać w ramach istniejącego ustroju”, “uznajemy socjalizm” itp. Wprowadzono takie pomieszanie pojęć, że przeciętny związkowiec już nie wiedział, czy “S” powinna być związkiem, partią polityczną, czy nową strukturą władzy i czym się to wszystko od siebie różni.

Można powiedzieć, że 13 grudnia sytuacja uległa “wyjaśnieniu”, że teraz władze Związku powiedzą już jasno i wyraźnie “Jesteśmy przeciwko komunizmowi, ponieważ potępiamy ludobójstwo, niewolnictwo, kłamstwo i narodową zdradę” Ale nie.. Nasi przywódcy jakby niczego nie rozumieli, zatrzymali się na etapie świadomości osiągniętym gdzieś w kwietniu 1981 r., a nawet cofnęli się do lutego. Nigdy “S” nie mówiła tak dużo o porozumieniu z komunistami, jak po mordach i aresztowaniach stanu wojennego. Stopień ogłupienia, do jakiego doszło w szeregach “S” dobrze ilustruje wypowiedź redakcji “Druku”. Nasi młodsi koledzy niefrasobliwie stwierdzają, że ofiary w Lublinie wykazały, iż junta Jaruzelskiego nie dąży do porozumienia. Wydawałoby się więc, ze mordów w Polsce w latach 40-tych, 50-tych, 60-tych i 70-tych dopuszczali się Marsjanie i krasnoludki, a PZPR nie miała z tym nic wspólnego! Zamordowanie 12 górników “Wujka” i setki innych ofiar wojny nie przeszkadzały porozumieniu, może nawet otworzyły jego lepszą płaszczyznę i dopiero polowanie na ludzi w Lublinie wszystko wyjaśniło redaktorom „Druku”.

Dotychczas komuniści na całym świecie zamordowali 143 mln ludzi (dane na rok 1979) w dużej mierze ułatwiała im to polityka oszczędzania ofiar w walce z komunizmem prowadzona przez rozmaite autorytety. Ile jeszcze milionów ludzi zdołają zgładzić komuniści dlatego, że ich przeciwnicy będą oszczędzać ludzi i oszukiwać się słowami: “odprężenie”, “porozumienie”, “ugoda” itp.?

„Tygodnik Wojenny” rozbrajająco przyznaje, że kierownictwo “S” do ostatniej chwili miało nadzieję, że władza nie rozwiąże związku. Panowie! “To gorzej niż zbrodnia, to błąd”. W polityce nie ma miejsca na nadzieję i wiarę. Teraz za ten błąd przyjdzie płacić nam wszystkim (również “N”, choć myśmy nie zawinili). Ale czy osoby odpowiedzialne za klęskę polityczną poniosą konsekwencje polityczne swej głupoty? Wątpliwe. One pozostaną i dalej będą miały nadzieję.

Kierownictwo “S” chcąc uniknąć ofiar śmiertelnych, stanu wojennego i formalnego rozwiązania Związku bardzo szybko doprowadziło do własnej bezsilności wobec urzeczywistnienia się tego, czego najbardziej się obawiało. Nasza rewolucja przegrała nie w wyniku niekorzystnego układu sił, ale wskutek bojaźliwości, politycznej głupoty i niedojrzałości jej uczestników.

II. Bezsilność przywódców i paniczny strach doradców z jednej strony, a siła komunistów z drugiej, wynikają ze wspólnego dla obu grup przeświadczenia o wszechpotędze Rosji. Komuniści uważają, że ZSRR podbije świat, a przynajmniej za ich życia nie odda tego, co już zagarnął. Są więc już bezpieczni, mogą popełniać każdą zbrodnię, bowiem Kreml ich ocali (co nie znaczy, że zatrzymają swe stanowiska). W razie interwencji doczekają w bunkrze.

Nasi przywódcy sądzą, że Rosji pokonać nikt nie zdoła, że państwo to będzie trwało jeszcze długie wieki. Boją się oni bardziej powstania narodowego (mają kompleks XIX wieku) niż komunizmu, tzn. zniszczenia narodu w wyniku przegranego zrywu. Jest to dla nich gorszym złem niż degradacja wywołana sowietyzacją. Stąd próby szukania trzeciej drogi, które jak widzimy zaprowadziły nas w ślepą uliczkę.

Słowo “niepodległość” pojawia się mimo to bardzo często, nikt przecież nie przyzna otwarcie, że w nią nie wierzy. Ale gdy ktoś chce zastosować rozwiązania rzeczywiście ku niej wiodące napotyka mur milczenia. O niepodległości można bowiem mówić ale jako o bardzo odległym celu. Okazuje się więc, że lepszą metodą walki o niepodległość jest marnowanie papieru na ulotki o porozumieniu i tracenie ludzkiej energii i zdrowia na walkę o to porozumienie niż tworzenie alternatywnej wobec państwa komunistycznego struktury władzy politycznej – przed 13 grudnia – jawnie, a obecnie w podziemiu. Struktury, która za jakiś czas byłaby w stanie przejąć na siebie odpowiedzialność za losy narodu.

Świat stoi obecnie w punkcie zwrotnym. Strukturalny kryzys systemu komunistycznego połączony z osiągnięciem granic ekspansji możliwych do zdobycia bez wywołania konfliktu światowego, prowadzi do zakwestionowania porządku jałtańskiego. Innymi słowy stoimy wobec zmiany układu sił i nowego podziału świata. Na czyją korzyść? To się jeszcze okaże. W ciągu najbliższych 2 – 3 lat:
1.) wszystkie KDL osiągną polski poziom kryzysu gospodarczego, co musi się odbić się na zdolności obronnej Układu Warszawskiego i ZSRR. W Berlinie Wschodnim wprowadzono kartki na olej i ograniczono dostawy mięsa do sklepów – są kolejki. W Czechosłowacji w 1981 r. ceny podwyższono o 30%, a produkcja spadła o 13%, dla porównania w Polsce spadek wynosił 14% w br. Na Węgrzech rok bieżący jest trzecim z kolei, w którym doszło do spadku płacy realnej. O ZSRR lepiej nie wspominać.
2.) ZSRR przegnany z Bliskiego Wschodu będzie musiał wziąć odwet na innym obszarze, jeżeli będzie chciał zachować swój obraz w opinii światowej, jako zdecydowanego mocarstwa. Jakakolwiek wojna (np. Zatoka Perska, Indochiny) będzie musiała spowodować ostrą ripostę USA i uwikłanie się Moskwy w nowe Afganistany. Na marginesie zaznaczamy, że wojna libańska udowodniła, że sprzęt radziecki nadaje się tylko do wyrzucenia.
3.) Polityka restrykcji gospodarczych i technologicznych będzie przez USA kontynuowana, co w połączeniu z osiągnięciami amerykańskimi w dziedzinie militarnej da Stanom Zjednoczonym zdecydowaną przewagę.
4.) Zbliżenie amerykańsko – chińskie zacieśni się. Obecnie umizgi Moskwy wobec Chin są najlepszym dowodem słabości i wpłyną tylko na wzrost znaczenia Chin. W ciągu najbliższych kilku lat powinno wyjaśnić się czy:

1.) ZSRR zdecyduje się na wojnę, czy po utracie przewagi nad USA pogrąży się w konfliktach wewnętrznych,
2.) Chiny będą w stanie wkroczyć na drogę rzeczywistej modernizacji. Nie mamy na myśli reformy ustroju, gdyż komunizm jest tylko jeden, ale wydzielenie pewnego obszaru państwa, ściśle izolowanego od reszty, na którym socjalizm zostanie zastąpiony przez etatyzm – rezygnacja z monopolu gospodarki i informacji. Taki Hongkong w powiększeniu, utrzymujący resztę społeczeństwa żyjącego w komunistycznej nędzy, bezprawiu i technologicznym zacofaniu. Enklawa spełniałaby bowiem przede wszystkim rolę wojskową.
3.) Chiny, Japonia i USA zdolne są do współdziałania militarnego na Dalekim Wschodzie, co złamałoby ostatecznie przewagę wojskową ZSRR na tym obszarze.
4.) Europa Zachodnia podporządkuje się dobrowolnie ZSRR?

Wobec tych wszystkich przemian nie możemy stać bezczynnie, zahipnotyzowani potęgą Rosji i niezdolni do oderwania od niej oczu. Czy przypadkiem Rosja nie jest silna naszą, Polaków i Europy słabością? Powinniśmy przygotować Polskę do odegrania aktywnej roli, kiedy przyjdzie na nas czas.

Porozumienie z komunistami, bądź wywalczenie od nich znacznych i trwałych ustępstw (z rozbicia Kościoła nigdy przecież nie zrezygnowali i ciągle ponawiają owe próby) jest po prostu niemożliwe. Nie oszukujmy się więc i nie ogłupiajmy nawzajem lecz przygotowujmy do obalenia ich władzy. Nie znaczy to, byśmy propagowali chwycenie jutro za broń, zresztą jej nie ma, ale uważamy, że radykalizm koncepcji programu jest ważniejszy od radykalizmu w działaniu. Można bowiem zdobyć nawet kilka komend i komitetów, trzeba jednak wiedzieć po co.

Naszym zdaniem inwazja ZSRR na Polskę będzie początkiem nowej wojny światowej. Rosjanie wejdą zatem do Polski wówczas, kiedy zdecydują się na wojnę. Ale w wypadku wojny wejdą i tak. Pozostaje jedynie nadzieja, że główny teatr walk będzie przebiegał poza Polską. Wojna oczywiście nie wybuchnie dlatego, że ktokolwiek zechce Polskę bronić, nie o nas będzie bowiem chodziło lecz o panowanie nad światem. W walce mocarstw żadne z nich nie może okazywać przeciwnikowi swej słabości i uległości, jeżeli nie chce sprowokować go do dalszych podbojów (por. zachowanie Cartera). Zajęcie Polski zmusi USA do odbicia pałeczki – ostrej riposty – np. zajęcia Kuby. Wówczas z kolei ZSRR nie będzie mogło okazać swej słabości i opanuje np. Tajlandię lub Skandynawię, która obnosi się po świecie ze swym strachem i uległością wobec Rosji (np. przyznanie Nobla dwu agentom Moskwy zamiast Lechowi) itd. Inwazja więc na Polskę będzie więc początkiem staczania się świata ku wojnie. Zachód o tym wie, więc i dlatego pragnie komunistycznej normalizacji naszego kraju.

III. W oświadczeniu władz Związku po uchwale sejmowej o rozwiązaniu “S” możemy przeczytać, że Sejm utracił reprezentatywność. TKK uważa zatem, że Sejm wybrany przez Gierka i Babiucha (był kiedyś w PRL taki premier), Sejm, który nawet wbrew komunistycznej konstytucji zatwierdził stan wojenny, reprezentował kogokolwiek poza Politbiurem i ewentualnie Komitetem Centralnym PZPR i dopiero teraz nagle utracił reprezentatywność! Zgroza! Trzeba się raz zdecydować. Albo ta władza jest nielegalna, gdyż nie pochodzi z demokratycznych wyborów, a więc wszystkie jej uchwały, rozporządzenia, ustawy i poczynania mają charakter nielegalny i są niezobowiązujące, albo władza jest legalna i wtedy należy wykonywać jej polecenia: rozwiązać się i zgłosić się do więzień z własnymi pałkami i drutem kolczastym.

Ale co mają uczynić biedne władze związkowe, który uparły się w nadziei porozumienia uznawać administrację komunistyczną za legalną (jakby miały jeszcze cokolwiek do stracenia, czego już nie utraciły)? Siadł legion doradców i wymyślił: uchwała Sejmu jest nieważna, ponieważ pozostaje niezgodna z międzynarodowymi konwencjami ratyfikowanymi przez tenże Sejm. A czy w państwie komunistycznym istnieją jakiekolwiek przepisy, ustawy itp. zgodne z prawami człowieka, konwencjami międzynarodowymi, Kartą Praw ONZ itd.? Już sam ustrój socjalistyczny jest niezgodny z Powszechną Deklaracją Praw Człowieka. Ale zabawa “w prawnika” trwa nadal i będzie trwać tak długo, aż ostatniemu prawnikowi pałka milicyjna złamie kark.

„Niepodległość” od początku uznawała władze komunistyczne za nielegalne i dlatego proponowaliśmy utworzenie Regionalnej Reprezentacji Politycznej Mazowsza (na początek), a w przyszłości także Rady Jedności Narodowej dla podkreślenia prawa naszego narodu do własnej reprezentacji politycznej i w konsekwencji własnego rządu oraz państwa. Nie możemy zgodzić się na nijaki, pozbawiony wszelkich kompetencji Miejski Samorząd Społeczny propagowany przez RS WSN. Będzie to bowiem kolejna fikcja, ciało bez jakiegokolwiek znaczenia politycznego służące jedynie Bujakowi do usprawiedliwiania swej taktyki niepodejmowania decyzji i blokowania cudzych (funkcje doradcze).

Naszym zdaniem w skład RRP powinni wchodzić przedstawiciele przede wszystkim organizacji politycznych. Nie idzie bowiem o to, by RRP miała jak największą liczbę członków, do czego prowadzi formuła RS WSN (wszystkie autentyczne siły społeczne, redakcje pism itp.), ale aby mogła podejmować decyzje polityczne odzwierciedlające pluralizm poglądów Polaków. Zawężenie formuły będzie miało również korzystny wpływ na krystalizację nowych organizacji, łączenie się ich, zawieranie porozumień itp. Trudno, by każda redakcja pisma podziemnego była reprezentowana w RRP, z drugiej zaś strony któż miałby decydować, które pisma są „największe”? Naszym zdaniem warunkiem członkostwa powinno być wykazanie, że reprezentuje się organizację, a nie krąg 5 przyjaciół wydających pismo.

Tylko polityczna struktura będzie konkurencyjną alternatywą dla władzy komunistycznej; z tego punktu widzenia pomysł MSS jest półśrodkiem – komunistom nie zaszkodzi, a nam nie pomoże.

RRP musi posiadać prawo podejmowania uchwał politycznych obowiązujących RKW. Innymi słowy: albo rozszerzona RKW będzie egzekutywą RRP, albo RRP wybierze własną egzekutywę. Nie będzie to bowiem żaden MSS – 20 profesorów rządzących z Bujakiem na temat: “Co robić, żeby nic nie robić?” – lecz władza.

IV. Minione dyskusje o strajku generalnym toczyły się pod wpływem radykalizacji majowej. Pozwolono ludziom wygadać się i sprawę zamknięto. Częściowo słusznie, gdyż jak wykazał strajk stoczni, ludzie nie mają zamiaru ginąć za wolność, wbrew zapowiadanej przez Lisa obietnicy obrony czynnej. Nie wystarczy o niej mówić, trzeba ją przygotować (por. sytuację w Nowej Hucie).

Kierownictwo “S” wykazało nie tylko swą niezdolność do pokierowania przygotowaniami strajkowymi (stopień trudności wyklucza na razie wariant powstaniowy), ale również okazało się niezdolne do przejęcia kierownictwa w skali kraju akcjami spontanicznymi, nie mówiąc już o przygotowaniu jakiegokolwiek liczącego się zaplecza. Ogłoszenie strajku na 10 listopada było potrójnym błędem:

1.) dano miesiąc czasu policji na przygotowania,
2.) dano miesiąc czasu ludziom na ochłonięcie z oburzenia, a przecież strajk, to przede wszystkim kwestia atmosfery panującej w danym momencie, a nie decyzja wykalkulowana na zimno, w ciągu miesięcznych rozmyślań,
3.) powtórzono schemat miesięcznego wyprzedzenia, mimo negatywnych doświadczeń w sierpniu.

Kiedy wybuchły spontaniczne strajki w Gdańsku władze krajowe czekały, zamiast natychmiast wezwać do poparcia stoczniowców. Gdy wreszcie takie wezwanie przyszło było już za późno. Oznacza to najprawdopodobniej koniec koordynacji ogólnokrajowej. Zachowanie RKW Mazowsza jest szczególnie skandaliczne. RKW czekało na zakłady, zakłady na RKW i stracono bardzo dogodny moment. Nawoływania późniejsze nie mogą odnieść już takiego skutku, a pomysł strajku absencyjnego jest szczególnie głupi. Mógł on wypalić w lutym 1981 r., ale nie w sytuacji stanu wojennego. Oznacza to najprawdopodobniej rozpad RKW Mazowsze.

Trzeba powiedzieć otwarcie, że Bujak został “zamrożony” na lepsze czasy i wówczas nikt od niego nie będzie się spodziewał działania, ale tak jak dotychczas dłużej być nie może. Zb. Bujak powinien zmienić albo środowisko, albo stanowisko.

Nie jesteśmy zwolennikami strajku powszechnego na pełną skalę w danym momencie, gdyż zdajemy sobie sprawę, że zakończyłby się klęską. Powinniśmy jednak utrzymywać falę strajkową w głównych miastach tak długo jak się da. Ekipa Jaruzelskiego na żadne ustępstwa pójść nie może, bowiem już za dużo przelano krwi. Za dużo mordów ma na swym koncie Generał, by mógł się wycofać. Każda nowa ekipa będzie natomiast mogła pójść na jakiekolwiek ustępstwa, gdyż będzie dysponowała polem manewru ze względu na to czy na jej czele stanie Olszowski, czy Koszałek Opałek. Usunięcie Jaruzelskiego (pierwszą oznaką jego upadku będzie pozbycie się Rakowskiego) możliwa jest tylko za cenę krwi, gdyż za cenę krwi władzę on objął. Przedłużające się strajki, manifestacje itp., nawet stłumione spowodują:

a.) aparat przestanie czuć się bezpieczny i postanowi wymienić ekipę, która nie może już go bronić. Na samą wiadomość o strajkach w Gdańsku w wielu przedsiębiorstwach dyrektorzy wstrzymali zakładanie wronich związków obawiając się zmiany losu i jakiejś nowej “S”.
b.) Moskwa wyśle polecenie przejęcia władzy przez ekipę zapasową, która doprowadzi do czasowego spokoju, a represjami tego na pewno nie osiągnie.

Październik przyniósł ogromne rozczarowanie, kolejną zmarnowaną szansę. Należy się spodziewać się, że tysiące ofiarnych związkowców zrezygnuje ze swej aktywności rozczarowanych brakiem efektów dotychczasowej działalności. Baza naszego ruchu w najbliższym czasie będzie się zatem kurczyła. Kierownictwo “S” stale licząc na zawarcie w przyszłym tygodniu kolejnego porozumienia nie tworzyło trwałych struktur podziemnych (wywiad Romaszewskiego dla Spiegla). Teraz to wszystko odbije się na nas. Tragedią jest nie formalne rozwiązanie “S”, gdyż po 13 grudnia musiało to nastąpić (znalezienie kolaborantów byłoby dla nas gorsze), lecz bezsilność Związku wobec tej sytuacji. Polega ona nie na tym, że nie jesteśmy w stanie zaprotestować w sposób zadowalający, ale na tym, że nie mamy swej własnej struktury władzy. Istnieje TKK, RKW i szereg grup związkowych lecz nie ma żadnej ogólnopolskiej organizacji.

V. W poprzednim numerze pisaliśmy o malejącym znaczeniu podziemnej “S” (w sferze działania, a nie mitu). Powróćmy jeszcze do tego zagadnienia – “Solidarność” podziemna organizacją polityczną – zwolennicy takiego przekształcenia argumentują, że “S” powinna przejść proces politycznego dojrzewania, w wyniku którego jej członkowie i przywódcy otwarcie wypowiedzą się za obaleniem komunizmu. Program “społeczeństwa podziemnego” Bujaka taki proces dojrzewania umożliwia. Tworzenie natomiast partii politycznych będzie jedynie działaniem sztucznym, wynajdywaniem etykietek, za którymi nie będzie stała żadna siła społeczna. Przykład: bufonada KPN i Moczulskiego. Po co tworzyć nowe struktury, skoro można wykorzystać istniejące?

Nawet gdyby “S” była zdolna do nabrania charakteru politycznego, to natychmiast rozpadłaby się wskutek wewnętrznych tarć między różnymi kierunkami politycznymi: narodowcami, socjaldemokratami, chadekami itp. Każda bowiem grupa chciałaby uchwycić najważniejsze pozycje w Związku (por. kłótnie między Kuroniem, “Prawdziwymi Polakami”, między KOR i KPN). Kierunki polityczne powstaną i tak, gdyż są one wyrazem potrzeb; jedni czują się zagrożeni jako Polacy, inni jako obywatele, a jeszcze inni jako pracobiorcy (upraszczając sprawę). Lepiej niech się porozumiewają poza związkiem lub nawet w jego ramach, ale przy zachowaniu odrębnych struktur organizacyjnych. Jak dotychczas “S” wykazała, że jest niezdolna do żadnych przekształceń politycznych, a przeciwnie następuje u przywódców petryfikacja (skostnienie, utrwalenie) świadomości związkowej. Aresztowanie zaś Frasyniuka, który jako jedyny otwarcie mówił o niepodległości nie wróży nic dobrego. Program “społeczeństwa podziemnego” nie pomaga dojrzewać lecz powoduje zastój. Najlepszym zaś przykładem było zachowanie W-wy w pierwszym tygodniu niepokojów październikowych. Społeczeństwo podziemne Bujaka zdało egzamin … oporu nie było.

Faktem jest, że KPN była organizacją fikcyjną, a przez swoją megalomanię – śmieszną. Ale nie oznacza to, że w Polsce już wszystkie partie, zawsze będą fikcją. Po prostu najpierw należy tworzyć program, następnie strukturę partyjną i dopiero na końcu ogłaszać deklarację, a nie na odwrót (por. założenie i nie działanie Polskiej Partii Społeczno – Demokratycznej). Co się zaś tyczy budowania nowych struktur to jak widać stare nie zdały dotychczas ani razu egzaminu. Oczywiście w partiach politycznych znajdzie się zapewne wiele grup związkowych, niektóre porozumienia międzyzwiązkowe same będą ewoluować w tym kierunku. Tylko system partii politycznych może stworzyć polityczne zagrożenie dla ustroju komunistycznego.

“Solidarność” – Komitetem Porozumiewawczym Stronnictw i Organizacji Niepodległościowych. Tę koncepcję sami propagowaliśmy przez pierwsze pół roku stanu wojennego, oczywiście całkiem bezskutecznie. Być może po 8 października “S” dojrzy taką perspektywę. Ale obawiamy się, że po pierwsze “S” w dotychczasowej postaci 8.X. nie przeżyje, a po drugie, że wkrótce przeczytamy komunikat TKK, który będzie kolejną 495 wersją porozumienia zawierającą w punkcie I-szym jako warunek “ponowną legalizację (rejestrację) NSZZ “S”.

Dlatego wypowiadamy się za stworzeniem partii politycznych i politycznym działaniem zarówno w kraju jak i za granicą. Nie oznacza to, że jesteśmy przeciwnikami wolnych związków zawodowych, nie stawiamy też alternatywy: albo Związek, albo partia polityczna. Po prostu, partie polityczne bronią innej sfery życia ludzkiego niż związki zawodowe, a przy tym żaden pracobiorca nie jest tylko pracobiorcą, żaden robotnik – tylko robotnikiem. Osoby pozostające z pożytkiem dla siebie w jednym związku mogą należeć do różnych partii politycznych.

Dla nas legalne istnienie i działanie “Solidarności” nie jest celem, a jedynie elementem programu. Jeżeli jednak cały problem ograniczymy tylko i wyłącznie do zagadnienia swobodnego działania “Solidarności”, to musimy odpowiedzieć sobie na kilka pytań:

1.) Czy “S” może swobodnie działać w komunizmie? Naszym zdaniem nie. Jedynie obalenie komunizmu stworzy warunki dla reaktywowania “S”.
2.) Jeżeli “S” może działać tylko w demokracji, to jaki rodzaj działań jest w stanie tę demokrację wywalczyć? Naszym zdaniem jedynie organizacja i walka polityczna, a więc walka o władzę, a nie platforma związkowa.
3.) Jeżeli demokrację (niepodległość itd.) można wywalczyć jedynie drogą polityczną to jaki program daje lepszą gwarancję zwycięstwa:
- czy program “społeczeństwa podziemnego”,
- czy program “państwa podziemnego” ew. podziemnego systemu politycznego.

Można mieć pretensje do “N”, że stale krytykuje politykę “S” (nie samą “S”), ale to nie nasza linia polityczna poniosła klęskę 8 października, to nie my zapewnialiśmy, że porozumienie się zbliża. My jednak będziemy musieli na równi z innymi ponieść konsekwencje owej klęski – zawężenie bazy ruchu wywołane rozczarowaniem, co pod znakiem zapytania stawia realność naszej koncepcji Polskiego Państwa Podziemnego.

Zaraz pewnie odezwą się doradcy, że nie wszystko jeszcze stracone, że można jeszcze się ugodzić i to jest właśnie najsmutniejsze.

Na razie czas ruchów masowych minął. Nie oznacza to, że już nie powróci, najbliższy bowiem kryzys lub też kolejny etap kryzysu systemowego nadejdzie za kilka lat (1986 – spłaty odroczonych pożyczek). Jeżeli w polityce podziemia nie nastąpi radykalna zmiana, to stanie przed nami zadanie przezimowania z jak najmniejszymi stratami własnymi. Czas ten powinniśmy wykorzystać na stworzenie organizacji kadrowych, dostosowanych do walki w konspiracji. Cóż one mają jednak robić? Czy tylko drukować ulotki “SOLIDARNOŚĆ ŻYJE”? Naszym zdaniem okres ów trzeba wykorzystać na krystalizację partii politycznych.

Czy tej zimy może dokonać się mimo wszystko jakiś zwrot? To zależy od bezczelności Wrony i jej polityki względem Kościoła. Generał łudził się, że ugodowość Kościoła doprowadzi do wyparcia się przezeń “Solidarności”. Ale Kościół nie może zdradzić własnego narodu, nie może przekroczyć pewnej linii. Wszystko obecnie świadczy, że ekipa Jaruzelskiego zaślepiona dotychczasowymi sukcesami w zwalczaniu narodu polskiego rozpocznie otwartą walkę z Kościołem. Generał nie może jednak w Polsce roku 1982 zastosować rozwiązania rosyjskiego (wymordowanie 6 tysięcy popów), zaś “ograniczone represje” wywołają tylko większy opór. Represje wobec Kościoła ruszą też rolników i górników – będzie to koniec niesławnej pamięci generała – mordercy.