Niepodległość, 1982, Numer 8-9

Pokrzywa - Długie nocne rodaków pisanie

 
   (za zgodą autora redakcja wykreśliła rozważania wstępne nie mające nic wspólnego z całym artykułem – red.)

/.../ A cele działania? Znowu jak wtedy (w latach 1939 – 45 – red.) program: dziś – przygotowanie, jutro – wystąpienie, pojutrze odbudowa. Ale zawsze tak realizowane, aby substancja narodu została zachowaną – narodu nie plugawej skorupy. I dlatego budzą niepokój niektóre tak lekko rzucane propozycje działania, bo w obecnej sytuacji mogą mieć skutki nieobliczalne. „Demonstracje, jeśli mają mieć sens i nie kończyć się masakrą uczestników, powinny otrzymać ochronę utworzonych w tym celu Grup Samoobrony”, /„Niepodległość 4/5 – Polemiki/ - czyli jeżeli oni z pałkami (jak 3 maja), to my też; ale jeśli oni to zobaczą, to użyją broni palnej (co do tego wątpliwości chyba nie ma), to my też; ale jeśli oni to zobaczą, to użyją gazów paraliżujących, usypiających, czołgów, śmigłowców itp., to my ... ? Ale gdzieś tu chyba masakra już się zaczęła. A problem obrony zakładów pracy w czasie strajków, zakładów w swej strukturze tak różnych? A związane z tym problemy organizacyjne czyli łączność, zaopatrzenie w żywność, wodę energię elektryczną i to w warunkach stanu wojennego? Co może stać się udziałem ludzi zamkniętych w zakładach pracy (strajk powszechny czyli powstanie)?

Przede wszystkim odcięcie dostaw żywności, odcięcie dopływu wody (jeśli nie jej skażenie), wyłączenie energii elektrycznej. A potem pacyfikacja oczywiście kolejno wg harmonogramów, aby zbytnio nie męczyć sił porządkowych osłanianych troskliwie przez wojsko. Wojsko oczywiście ustawione dostatecznie daleko, aby słuchaniem krzyków mordowanych ludzi nie splamiło sobie munduru żołnierza. Atak bezpośredni może być zawsze poprzedzony atakiem gazowym – ludzi uśpionych czy sparaliżowanych pacyfikuje się znacznie szybciej i robota jest bezpieczna. Czy jest to tylko wizja? Na pewno nie, są to wnioski z zaistniałych faktów. Było już bowiem walka - w kopalni „Wujek”.

Stojąc na stanowisku, że planowanie działań na każdym szczeblu, taktycznym, operacyjnym czy strategicznym polega na matematycznej kalkulacji z ołówkiem w ręku, a tutaj z takiej kalkulacji, przynajmniej na razie wynika masakra. Wypracowanie taktyki w istniejących warunkach jest trudne, ale trudności tych na pewno nie zmniejszają uproszczenia. W czasie pierwszej okupacji (niemieckiej) opracowano taktykę ochrony narodu polskiego poprzez uderzenia tylko w tych funkcjonariuszy aparatu terroru, którzy byli jego napędem, tak, aby innych odstraszyć ofiarowując im bezpieczeństwo za bierność i to dawało rezultaty najlepsze, bowiem okupowana Polska nie była w stanie pokonać III Rzeszy, tak jak okupowana Polska nie jest w stanie pokonać ZSRR, bo przecież nie tylko o rodzimą kanalię tu chodzi, a w kierunku naszych granic nie posuwają się polskie legiony. W warunkach ochrony demonstracji uderzać można tylko we wszystkich (na ślepo), tak jak i warunkach ochrony zakładu pracy. Taktyka ochrony narodu w czasie pierwszej okupacji nazwana była co prawda przez niektórych „staniem z bronią u nogi”, ale ona właśnie wygrywała, a nie „bohaterskie” wrzucanie granatów do knajpy, czy przez otwarte okno do wojskowego szpitala. Być może tamte doświadczenia mając na względzie (w tych także polemikach) stwierdzono: ubecja i milicja nie może dłużej czuć się bezkarnie, trzeba ją „przekonać”, ze jedynie bierność stwarza funkcjonariuszom szansę bezpieczeństwa. Tak więc dochodzimy do teorii terroru, tylko, że tutaj błędem byłoby odnoszenie się do doświadczeń pierwszej okupacji, bo sytuacja jest co prawda analogiczna, ale nie tożsama. Tożsamość w historii nie zdarza się. Przede wszystkim owe uderzenia w wyróżniających się funkcjonariuszy aparatu terroru obywateli polskich były wykonywane na podstawie prawomocnych wyroków sądów konspiracyjnej Rzeczypospolitej – nie miały więc nic wspólnego z terroryzmem, tak jak z terroryzmem nie ma nic wspólnego polska mentalność.

A jakie rezultaty osiąga tak modny terroryzm w Europie Zachodniej? A jaki oddźwięk w tamtych społeczeństwach uczulonych bądź co bądź na te sprawy miałby powstający terroryzm w Polsce?

Wracając do braku tożsamości z warunkami pierwszej okupacji trzeba jeszcze przypomnieć, że okupant teraz nie jest zbyt zaabsorbowany frontami i ma czas. Może więc bez przeszkód nastąpić eskalacja wg wzoru 10 za 1, czy 100 za 1, jeżeli akcja represyjna zacznie narastać lawinowo, co przy braku odpowiedniej organizacji jest bardzo prawdopodobne, tak jak i omyłki i nadużycia. Trzeba uświadomić sobie także, że polskie podziemie z czasów pierwszej okupacji nie zostało zniszczone dlatego, że Niemcy nie byli w stanie tego dokonać – dla Niemców pacyfikacja polskiego podziemia była nieopłacalna, zbyt wiele kosztowałoby ich wycofywanie i przerzut wojsk z innych frontów. I tu dochodzimy do kalkulacji czyli polityki – zrobić najwięcej jak tylko można, ale nie więcej niż można, bo przeciwnikowi może się wtedy opłacić rezygnacja z innych frontów i korzyści. Zadaniem myśli politycznej jest wypracowanie takich sytuacji by jak najwięcej korzyści, drogą jak najmniejszych strat. Termin „natychmiast” jest w tej dziedzinie życia niezmiernie rzadkim gościem.

Jeżeli się mówi, że Kościół w Polsce ma dużo do stracenia, to uzmysłowić sobie trzeba, że Kościół w Polsce to jest cała społeczność katolicka, a nie tylko Prymas z biskupami. A ma ona dużo do stracenia tylko dlatego, że na swym czele miała niemal przez cały okres powojennej historii genialnego przywódcę i polityka – księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego. Jak wielkie są jego osiągnięcia najłatwiej zobaczyć porównując sytuację Kościół w Polsce i innych krajach tzw. „socjalistycznych”. Ale politycy i przywódcy nie wyrastają „z chęci szczerej”, do tego potrzeba czegoś więcej. Ostatnie wypowiedzi ks. bp. Glempa budzą sprzeciw, być może. Tak jak budził sprzeciw list biskupów polskich do biskupów niemieckich, który dość zgodnie uznawany jest przez polityków za wielkie dzieło (jeśli tylko o polityce tu mowa). Przeciwstawienie się polityce Kościoła przez przyjęcie terroryzmu, to strata poparcia przynajmniej większości katolików, a co za tym idzie członków NSZZ „Solidarność”. Można więc zostać samemu, z boku, z rękami ubabranymi błotem i co gorsza krwią. Tak więc zanim wypadki zaczną się toczyć spontanicznie, niezależnie od nas, musimy odpowiedzieć na pytanie „co dalej”?, bo może dojść do tego, że wszyscy zasłużymy sobie na pomniki, ale nie będzie komu ich stawiać.

Rozważając dalej trzeba jeszcze o jednym powiedzieć: myśl polityczna musi być związana z warunkami, nawet z imponderabiliami do jakich zaliczam charakter narodowy i strukturę społeczną. Tu chciałbym powiedzieć jeszcze kilka słów na temat radosnych prognoz określających załamanie RWPG na lata 1983/84; nie wiem jak to wyliczono, ale może i tak to będzie. Tylko, że struktura ZSRR ma szczególne właściwości irracjonalne – otóż siła militarna nie zależy tam w sposób bezpośredni od siły gospodarczej. Jest to fakt. Obywatel radziecki może umierać z głodu, a radzieckie rakiety będą trzymały w szachu pół świata. Wytłumaczenie tego faktu leży w tym właśnie, że wszystko dzieje się kosztem własnych obywateli, tak jak w PRL, gdzie w czasie kryzysu sięgającego ekonomicznego dna stać było władzę na prowadzenie wojny z własnym narodem, ba nawet na kupowanie sprzętu bojowego za grube dewizy. Nawiasem mówiąc warto by zapytać tzw. wolne kraje, kto i dlaczego im to sprzedaje. Co prawda i w ZSRR sytuacja wewnętrzna (społeczna) nie jest stała i zależność między siłą gospodarczą a militarną powoli jednak zbliża się do relacji racjonalnej, ale bardzo powoli i w tej chwili do tego zrównania jeszcze daleko. Bądźmy więc w ocenach ostrożni – lekceważenie nie jest błędem małym, tym bardziej, że państwa zachodnie, pomimo nacisków USA stosują dalej z wrodzoną sobie przenikliwością politykę typu „nie będziemy umierać za Gdańsk”.

Pozostaje problem, który w jakże często tragicznych okolicznościach rozwiązywały całe pokolenia – czy Polacy mogą się wybić na niepodległość; z całym przekonaniem mówię, że mogą, ale muszą spełnić dwa warunki. Podstawowym warunkiem jest ten, aby naród polski chciał tego i do tego dążył z całą determinacją. Drugi warunek, to korzystne dla nas zmiany układu sił, które muszą zajść poza granicami naszego kraju. Jeżeli któryś z nich nie zostanie spełniony, ruch niepodległościowy w Polsce może spotkać los powojennej partyzantki.

Wydaje się, że są trzy drogi, którymi może przyjść do Polaków niepodległość.

Pierwsza, najbardziej może pożądana, chociaż raczej najmniej prawdopodobna, to „wybuch niepodległości” w wyniku całkowicie zmienionego układu sił w Europie, zmuszającego ZSRR do rezygnacji z polityki kolonialnej. Byłby to niewątpliwie prezent, ale do przyjęcia którego społeczeństwo musi być doskonale przygotowane, jak nasi dziadowie i ojcowie przygotowani byli do przyjęcia II Rzeczypospolitej. Być może wtedy strajk powszechny połączony z przejęciem wojska byłby generalną bitwą.

Druga droga, a właściwie pierwszy jej etap, to rezygnacja junty w wyniku nacisków politycznych i ekonomicznych Watykanu i państw bloku zachodniego ze zbrodniczych planów pacyfikacji narodu i przywrócenie stanu sprzed 13 grudnia z większymi lub mniejszymi ograniczeniami. Byłby to typowy stan równowagi chwiejnej uzależnionej od gry sił Wschód – Zachód z udziałem frontu wewnętrznego. Dla społeczeństwa byłaby to sytuacja zmuszająca do pozostania w częściowej konspiracji i realizowania założeń drogi trzeciej. Trzecia droga, to mozolne „wykuwanie” wolności przy umiejętnym wykorzystywaniu wszystkich parametrów zmieniających układów politycznych. Ponieważ ta droga wydaje się najbardziej dla nas prawdopodobna, warto o niej trochę pomyśleć. Ale trzeba najpierw cofnąć się trochę w czasie. Po sierpniu 80 r. żywiołowy ruch niepodległościowy znalazł się dzięki słabości PZPR dosyć szybko w zalegalizowanej strukturze formalnej pozwalającej pozornie na dalszy rozwój; nie miał on jednak przywódców politycznych, jest to zresztą rzecz naturalna, bo struktura była związku zawodowego (choć faktycznie związek był z konieczności ruchem społecznym wykraczającym poza ramy warsztatu pracy jego członków).

Przywódcy wybierani w demokratycznych wyborach, raczej w wiecowej atmosferze, w większości nie mogli sprostać zadaniom skomplikowanej gry politycznej i trudno żywić do nich o to jakiekolwiek pretensje; zrobili i tak wiele ponad miarę, co wyznaczyły ich obowiązki, a znaczenie „Solidarności” na tym etapie walki o wolność nie sposób przecenić. Ale na dalszej drodze związek zawodowy najlepiej nawet zorganizowany, to za mało. Przez ocean kajakiem trudno byłoby przepłynąć. Teraz już nadszedł czas, aby sprawy polityczne przejęły w swoje ręce partie polityczne, których zadaniem byłoby przede wszystkim jak najszybsze przygotowanie do pracy kadry politycznej i stworzenie koalicyjnego rządu narodowego z udziałem „Solidarności” jako organizacji reprezentującej ogólnopolski ruch społeczny. Idąc tokiem tych myśli ani przez chwilę nie miałem intencji umniejszania roli NSZZ w społecznym życiu, chodzi mi jedynie o to, że poszczególne organizacje muszą się wyspecjalizować w wykonywaniu swych zadań, jeżeli po odzyskaniu niepodległości mamy wiedzieć, co z nią zrobić. W dzisiejszym świecie uzyskuje się osiągnięcie m. in. przez specjalizację. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby politycy byli działaczami związkowymi i odwrotnie, jeśli tylko potrafią wywiązać się ze swych obowiązków. Politycy wyrastać powinni z pracy, talentu i uczciwości. Na czele społeczeństwa nie mogą stawać ludzie z brudnymi rękami i nie o poglądy tu chodzi, które z czasem mogą się zmieniać, choć dziwne jest jeśli zmiana następuje o 180 stopni. Chodzi o czyny skierowane kiedykolwiek przeciwko temu społeczeństwu. Np. niszczenie młodzieży polskiej w oparciu o wylewną pomoc aparatu bezpieczeństwa. Tacy, jeśli są uczciwi powinni zejść z areny, bo zawsze ich działanie będzie wywoływać myśli – komu oni właściwie służą. Partie powinny wypracować swój profil i statuty, lecz do czasu wyzwolenia powinni mieć jeden wspólny program – odzyskanie niepodległości. I tu dopiero miejsce na problem wymiaru sprawiedliwości – tak, właśnie wymiaru sprawiedliwości, a nie terroru, na akceptację, którego w społeczeństwie polskim mimo wszystko liczyć nie można. Wymiar sprawiedliwości: oskarżenie, śledztwo, sąd i wyrok w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej. Wydanie i wykonanie wyroku powinno być potwierdzone w prasie podziemnej dla zawiadomienia opinii publicznej, a także dla obrony władz narodowych przed nadużyciami i prowokacjami. Prace rządu powinny iść w kierunku jednoczenia Polaków do walki wolnościowej, do wykazania, że tych w mundurach nie odtrącamy, że mają swoje miejsce wśród nas. Karać tylko można zbrodniarzy. Należy natomiast pracować nad likwidacją podziału społeczeństwa wzdłuż linii mundur – fartuch roboczy. Tylko w ten sposób można przygotować program na jutro – wystąpienie. Rząd narodowy powinien opracować przy udziale najwybitniejszych znawców tymczasowe podstawy prawne niepodległego państwa. Po odzyskaniu niepodległości rząd narodowy przekształciłby się w rząd tymczasowy RP. Zadaniem tego rządu byłoby przeprowadzenie referendum co do podstaw prawnych państwa, przeprowadzenie demokratycznych wyborów do władz wszystkich szczebli i przekazanie swej władzy nowemu rządowi.

I żeby rozważania zakończyć: do wybicia się na niepodległość potrzebne jest dążenie do niepodległości przez cały naród – to zależy od nas, potrzebne są także korzystne zmiany poza granicami naszego państwa – to nie zależy od nas, ale od nas zależy umiejętne wykorzystanie tych zmian. Od nas więc w dużej mierze zależy czy będziemy narodem rosnącym w myśl i siłę zmierzającą ku wolności, czy też tragicznym pochodem chochołów prowadzonym po błędnym kręgu przez tragicznych starców obwieszonych rękami okupanta odznaczeniami za rok 1939 i Powstanie Warszawskie. Pewien sprawdzian naszego przygotowania i wybicia się na niepodległość już jest – nie potrafiliśmy przeprowadzić akcji gaszenia świateł (a propozycja była niezła, nikogo nie narażająca), gazety (może w mniejszej ilości, ale są kupowane) a jakże (por. akcję z czasów I okupacji „tylko świnie siedzą w kinie”). A teraz przed nami rzecz poważna – egzamin czy potrafimy zorganizować prawdziwą, a nie symboliczną pomoc wyrzuconym z pracy i rodzinom uwięzionych, czy potrafimy cenić wyżej niepodległość niż własny mieszek, czy potrafimy umrzeć za Gdańsk. Jeżeli ci, którzy zostali pierwsi uderzeni będą wśród nas głodować, to możemy być pewni, że pozostaje nam rola „tańczących niewolników”.

„Pokrzywa”

 

W kwestii grup samoobrony i demonstracji ulicznych

W pełni zgadzam się z koncepcją wymiaru sprawiedliwości przedstawiona przez kol. Pokrzywę (porównaj „N” nr 7). Jej realizacja jest na razie jednak sprawą odległą. Wprawdzie KOS i kręgi zbliżonej do RKW M próbują lansować koncepcję tzw. sądów społecznych, aby w ten sposób obejść ideę wydawania wyroków „W imieniu Rzeczypospolitej” i zamienić ją na formułę „W imieniu podziemnego społeczeństwa”. W Gdańsku np. wydano wyroki w „imieniu Solidarności”, ale jak zwykle wśród działaczy „S” zaczęto realizować ideę od końca – najpierw wyrok, potem zastanawianie się co dalej. Jeśli sądownictwo ma być skuteczne wyroki (przynajmniej część) muszą być wykonane, a to oznacza wcześniejszą organizację aparatu wymiaru sprawiedliwości. Ponadto wydaje się, że kary infamii – hańby na ubeków torturujących aresztowanych jak proponuje KOS, tylko mogą ośmieszyć ruch oporu.

Wymiar sprawiedliwości jako jeden z fundamentów przyszłego Polskiego Państwa Podziemnego, należy zatem nadal do sfery marzeń i nie można tego zagadnienia mieszać ze sprawą zorganizowania grup samoobrony. Mają one do spełnienia trzy zadania:

1. Ochronę demonstracji – w Warszawie 31.08. ZOMO nie atakowało bezpośrednio demonstrantów, ponieważ bała się oporu GS. Bez nich wszelkie manifestacje byłyby dobrowolnym prowadzeniem ludzi na rzeź. Obecnie widzimy, że demonstracje są potrzebne – dają możliwość umasowienia ruchu i przekreślają politykę normalizacji – pacyfikacji (szał komunistycznej propagandy najlepiej świadczy o tym co ich boli). Prawda, że padają zabici i ranni, ofiary są i bez GS, tylko, że wówczas wyłącznie po naszej stronie. Policja już obecnie torturuje aresztowanych, jeśli jej zależy na informacjach, np. uczestników akcji Radia „S”, a więc „pokojowy” odłam opozycji. Za kilka miesięcy tortury staną się normalną procedurą, kiedy okaże się, że konspiracji nie można zdławić i zaniechanie tworzenia GS nic tu nie zmieni na korzyść aresztowanych. Inna sprawa, że piszący o potrzebie organizowania GS nie powinni nic wiedzieć o ich strukturach, działaniach, składzie itp.

2. Osłabienie aparatu represji – aby oddziaływać w jakikolwiek sposób na członków aparatu przemocy należy ich najpierw uczłowieczyć, a dokonać tego można tylko przez strach. Muszą zdać sobie sprawę, że broniąc aparatu partyjnego i gorliwie angażując się w mordowanie Polaków narażają się na odwet. Pogląd ten odosobniony jeszcze w maju, w lipcu zaczął się upowszechniać. Stanowisko takie zajęła np. wrocławska „Solidarność Walcząca” i warszawska „Karta”. Po oddziaływaniu uczłowieczającym należy jednak podjąć akcje polityczne:
a. otaczać opieka wojskowych funkcjonariuszy, którzy przejdą na stronę narodu polskiego i nie atakować biernych,
b. prowadzić akcję propagandową poprzez ulotki, pisma itp.

Pamiętajmy, że w ZOMO służą ludzie o obniżonej inteligencji i podwyższonej agresywności. W SB za to może z inteligencją lepiej, ale za to z moralnością jeszcze gorzej. Dobrym słowem do nich nie trafimy. Należy natomiast odróżnić SB od MO, a ZOMO od ROMO i LWP, prowadząc inną politykę w stosunku do każdej formacji.

3. Wciągnięcie do polityki wojska na szczeblu żołnierzy, podoficerów i niższych oficerów. Siły policji zagrożone rozbiciem będą musiały odwoływać się do wojska. Żołnierze i podoficerowie tylko wówczas przejdą na stronę własnego narodu, jeśli przez dłuższy czas będą poddani ciśnieniu masowych manifestacji, jeśli stale będą musieli podejmować decyzję – strzelać – nie strzelać, a jednocześnie dotrzemy do nich z naszymi gazetami i otoczymy opieką tych, którzy nie zechcą bronić interesów okupanta. Początkowo będą strzelać, ale później stopniowo zaczną przechodzić na stronę społeczeństwa. Tak działo się podczas każdej rewolucji, nawet w superpolicyjnym Iranie, u schyłku rządów szacha.

XYZ