Niepodległość, 1982, Numer 7

Oskar Ekonomicki - Spekulacja

 
  Jest to jeden z wielu magicznych terminów, ukochanych przez władze komunistyczne. Jest to słowo pocisk, mające na celu zabijać nie tylko pojedyncze osoby, lecz unicestwiać całe obszary ludzkiej działalności. Aktywność spekulancka tropiona jest dekretami, kodeksami karnymi, Nadzwyczajnymi Komisjami. Przeciw spekulantom wytaczane są całe armie toczące na pozór zwycięskie boje pod zmieniającymi się tylko wodzami: Dzierżyńskim, Stalinem, Berią, Bierutem, Kanią, Jaruzelskim. Mimo najbardziej wymyślnych taktyk, mimo geniuszu jenerałów wróg odżywa, podnosi nie dorżniętą głowę i znów spekuluje, spekuluje i tak da capo al fino. Masy ludowe na ogół patrzą życzliwie, bądź z mieszanymi uczuciami na te zmagania. Czyż nie ma ratunku? Jest. Spekulanci wszystkich krajów – łączcie się!

Jak to jest ze spekulacją? Sięgnijmy do uczonej księgi. Według Wielkiej Encyklopedii Powszechnej PWN „Spekulacja – ekonomiczna działalność gospodarcza obliczona na wygórowany zysk, polega na wykupywaniu i gromadzeniu towarów oraz ich sprzedaży w sytuacji, gdy popyt na nie przewyższ podaż”. Na pozór prawie wszystko jasne. A jednak. Spekulacja to termin techniczni – ekonomiczny. Jest to nazwa i opis jakiegoś zjawiska ekonomicznego, a z tego opisu nic nie wynika, a już na pewno nie wynikają żadne oceny. Jest to informacja o jakimś procesie ekonomicznym, tak jak informuje słowo zysk, rynek. Jednak spekulacja jest zjawiskiem w warunkach braku równowagi rynkowej. Kiedy potrzeby ludzkie nie znajdują na rynku odpowiedniej możliwości ilościowego zaspokojenia.

Znajdujemy więc główną przyczynę, źródło zjawiska ekonomicznego zwanego spekulacją. Inaczej określając: spekulacja jest możliwa wtedy, gdy ma miejsce rynek producenta (rynek sprzedawcy). Mówiąc całkiem po prostu, są puste półki. Nie trzeba nikomu przedstawiać dowodu na to, że dość mocno ustabilizowany system pustych półek to nic innego jak ustrój komunistyczny. Chroniczna niezdolność do produkowania dóbr jest to pierwsza przyczyna nieustępliwego odżywania spekulacji. To już usprawiedliwia, tłumaczy zjawisko, ale nadal nie upoważnia do podejmowania ocen. Zatrzymajmy się przy innym elemencie definicji. Spekulant chce osiągnąć „wygórowany zysk”. Każdy kto prowadzi jakąkolwiek działalność gospodarczą, chce osiągnąć maksymalny zysk. Dla niego jest to zawsze zysk właściwy. Dla kontrahenta jest to zawsze zysk za duży. W sformułowaniu „wygórowany” podejrzewamy sztuczność, nieścisłość, najczęściej negatywny odcień propagandowy. I słusznie. W dodatku wiadomo, że w komunizmie jak złapie się spekulanta to nie prowadzi się zbyt subtelnych dociekań czy zysk jego był, uchowaj Boże, wygórowany. Zawsze idzie do ciupy. Zysk jest wyrażony ceną. Cena zadana przez spekulanta jest wysoka, bo jest kształtowana przez prawo wartości, rynek. Trudno byłoby żądać od spekulanta, by sprzedał dobro taniej niż sprzedać może. Trudno żądać, by zrezygnował z zysku, czyli zarobku za to co robi, byłby wtedy, jak cały ustrój komunistyczny, żebrakiem wystawiającym rękę po jałmużnę pod rozwalającym się płotem. Co robić, by unieszkodliwić spekulanta? Zacząć z nim konkurować. Pan spekulant, gdy odczuje na rynku wzrost podaży dóbr, będzie zmuszony obniżyć cenę (bo już nikt u niego nie kupi, czyli on sam zbankrutuje). Kto to jest więc ten spekulant? Jest to jednostka pośrednicząca w obrocie, czyli handlowiec. I za to, że mu się chce dołożyć pracy i starań, by prowadzić swoją działalność, by zdobyć i zgromadzić po niższej cenie dobra – jest opłacany zyskiem dzięki wyższej cenie sprzedaży. W zachowaniu spekulanta nie widzimy nic innego jak w zachowaniu każdego kupca na Zachodzie dokonującego redystrybucji uprzednio zgromadzonych towarów poprzez odpowiednio ukształtowaną na rynku cenę. Z tak definiowanych spekulantów zbudowana jest cała gospodarka krajów zachodnich.

Czy jednak naprawdę nie można znaleźć cech ujemnych spekulacji w państwach komunistycznych? Czy nie ma rzeczywiście podstaw do negatywnych uczuć i oburzenia pod adresem spekulantów? Są i to są poniekąd zrozumiałe. Odczucia te są dokładnie tego rodzaju jak intuicyjna niechęć wobec inwalidy zajmującego siedzące miejsce w autobusie, gdy jedziemy zmordowani, objuczeni tobołami i musimy stać. Otóż w warunkach gospodarki patologicznej, niezdolnej do prowadzenia jakiejkolwiek produkcji, oprócz czołgów i stali (a nie są to dobra masowe i na co dzień kupowane w sklepach) braki rynkowe obejmują dobra podstawowe dla trwania biologicznego ludzi. Zrozumiały jest odruch agresji i potępienia kogoś, kto spekuluje mięsem, umożliwiając zakup komuś, kto ma więcej pieniędzy od nas, choć my potrzebujemy to mięso tak samo albo i bardziej.

Po wtóre, spekulant najczęściej gromadzi dobra pochodzące z sektora państwowego, a z tego sektora – w naszej świadomości – wszystko się nam należy i to po niskich cenach. Jest to efekt działania propagandy – żebyśmy uznali bajania komunistów o nadchodzącym szczęściu ekonomicznym i że szczęście każdemu się należy – za istniejącą rzeczywistość.

Wreszcie – złą stroną spekulacji w ustroju komunistycznym jest to, że nie pociąga, nie wywołuje wzrostu produkcji zablokowanego istnieniem nieudolnego państwa monopolisty pilnie strzegącego swego monopolu gospodarczego zakazami administracyjnymi. Natomiast pozytywną niezwykle stroną spekulacji, czyli niezależnej działalności handlowej, jest to, że ujawnia jeszcze jednostki, którym się chce, aktywne: że dla wielu nabywców jest ... ostatnią deska ratunku. W drodze nawet ogromnych wyrzeczeń mogą oni coś naprawdę niezbędnego dostać. Alternatywą braku handlu spekulacyjnego byłoby oglądanie wielu niezbędnych dóbr jedynie w starych książkach kucharskich lub ilustrowanych magazynach sprowadzonych z zagranicy. Tyle o samym zjawisku spekulacji. Jest ona jak widać, mutacja normalnej działalności handlowej regulowanej poprzez rynek w warunkach skrajnej nędzy albo w momencie ustanowienia ustroju komunistycznego (co coraz częściej staje się synonimem).

Jednak w języku komunistów słowo „spekulacja” ma szerszy zakres niż wynika z podanej definicji, jak by nie było zawarte w poważnej encyklopedii. Kiedy 17.IX.1939 r. armia sowiecka zajęła ziemie polskie, jednym z pierwszych dekretów nowej władzy był dekret o zwalczaniu spekulacji, choć spekulacji nawet w tym najbardziej wąskim ujęciu nie było. Chodziło po prostu o eliminację polskiego handlu, a szerzej, o zniszczenie wszelkiej niezależnej działalności gospodarczej. Często więc termin „spekulacja” pełni funkcje instrumentalne dla władzy: przed zniszczeniem przeciwnika trzeba go odpowiednio „ustawić” do bicia, zohydzić (w czasach stalinowskich obok spekulanta był jeszcze kontrrewolucjonista, były obszarnik, kułak, agent wywiadu itd.)

No dobrze, zapyta czytelnik, zrozumiała jest niechęć państwa do spekulanta, ale dlaczego traktuje się go aż tak surowo: rekwirując towar, karze grzywnami, wsadza do więzienia? Ano dlatego, że jest to jedyny sposób walki (metoda eliminacji) z konkurentami największego spekulanta jakim jest państwo. Ponieważ państwo jest niezdolne do konkurowania za spekulantami na płaszczyźnie ekonomicznej (konkurencję tę by przegrała) niszcząc ich. I wtedy państwo spekuluje jak chce, do wewnątrz i na zewnątrz; gromadziło dobra w czasie „Solidarności” by je rzucić później na rynek po wyższych cenach; gromadzi dobra przed każdą podwyżką cen: w latach 70 – tych wypowiedziano, zerwano umowy o eksport cukru, by zgromadzony cukier sprzedać później powyższych cenach, gdyż przewidywano dobrą koniunkturę na ten towar; podobnie postąpił Jaroszewicz ogałacając rynek wewnętrzny z masła itd.

Czy to źle? To w pewnym sensie zjawisko normalne. Nienormalne jest to, że jesteśmy we władaniu jednego wielkiego spekulanta. Poprawmy więc hasło skonstruowane na początku: Pluralistyczni spekulanci wszystkich krajów – łączcie się!