Niepodległość, 1982, Numer 7

W.J. - Ogólne zasady strajku generalnego

 
  Bezwładność myślenia opozycji Solidarności
kryje w sobie poważne niebezpieczeństwo.
Pamiętaj: jesteś tym co potrafisz. Niewiedza
nie uchroni nas przed niczym, któregoś dnia
natomiast może okazać się straszna w swoich
skutkach.

Wypowiedź swoją pragnę rozpocząć od ogólnego uporządkowania dyskusji politycznej toczącej się na łamach wydawnictw niezależnych. Podział poglądów na poszczególne pisma czy grupy opozycyjne nie jest w tym przypadku najważniejszy. Chodzi tu bowiem o to co jest wspólne w całości wyrażonych poglądów i jaki element jest w tej dyskusji prawie całkowicie pominięty. Każda bowiem dyskusja o politycznych problemach decyzyjnych, jeżeli ma być spójna i kompletna (zupełna), musi obejmować wszystkie problemy decyzyjne. Można wykazać, że problemów decyzyjnych są trzy rodzaje (ani mniej ani więcej tylko trzy), a podział ten jest spójny i zupełny. Pomińmy jednak logiczny wywód tego twierdzenia i popatrzmy na wnioski jakie wynikają z uporządkowania problemów.

Problem pierwszy – postulacja, czyli wskazywanie celów
W moim odczuciu panuje tu względnie duża jednolitość poglądów. Wysuwane cele narodowej niezależności, niepodległej struktury państwowej, demokratyzacji, szerokich swobód obywatelskich są przyjmowane przez zdecydowaną większość Polaków. Jest to w gruncie rzeczy idea, o którą walczy opozycja, uświadomione i wypowiedziane pragnienie milionów ludzi lub ciche marzenie tych mniej aktywnych politycznie. Różnice polegały lub polegają jeszcze jedynie w ocenie możliwości jak szybko udałoby się osiągnąć ten cel.
Zarzut mój dotyczyłby w tym przypadku mglistości tego celu. Nie jest bowiem możliwe, aby po walce o te cele z nieba spadło narodowe szczęście. Czy wystarczy zabrać władzę komunistom, uniezależnić się od Rosjan, aby Polakom było dobrze? Niestety nie! Jest to dopiero pierwszy i konieczny warunek do spełnienia, ale niestety nie jest to warunek wystarczający. W moim przekonaniu za mało w chwili obecnej poświęcamy uwagi sprawom przyszłej organizacji narodu. Wysiłki w tym kierunku są zbyt słabe i kojarzą się z niefrasobliwością, że „jakoś to będzie”. Tymczasem historia uczy niemiłosiernie, że nic „jakoś nie ma”. Konkretne, przyszłe cele są stanowczo nie wystarczające.

Już teraz należy myśleć o przeszłej konstytucji, rozważać dalsze prawa, przyszłą ekonomikę. Już teraz należy je tworzyć i dyskutować o nich. Późniejsze korzyści wynikające z tej pracy będą wymierne nie tylko w mniejszej liczbie ofiar i złotówkach. Element ten, jeśli zacznie być odczuwany w umysłach nas wszystkich, skonkretyzuje cele, wzmoże poczucie narodowej tożsamości i podniesie poziom kultury politycznego myślenia. Z nasza obecną świadomością polityczną jesteśmy niestety w końcu XVIII wieku. Nie powtarzajmy więc na Boga po raz czwarty tego błędu, który mści się na nas już trzecie stulecie. Czy w dwadzieścia lat po najbliższym zwycięstwie znów obce ręce zaprowadzą „porządek” w kraju naszych dzieci?

Istnieją poważne przesłanki do takich właśnie obaw. Z dużym bowiem niepokojem obserwuję uchylanie się od odpowiedzialności obu walczących stron. Władza komunistyczna nie czuje się odpowiedzialna ani za stan wojenny i jego skutki, ani za kryzys gospodarczy. Godzina policyjna, internowania, aresztowania i polityczny zamordyzm to przecież wina niesfornego społeczeństwa. Spadek przyrostu naturalnego to według władzy wina młodego pokolenia, zapatrzonego w pieniądz i wzory życia zachodniego, lekceważącego sobie reprodukcję biologiczną. W żadnej zaś mierzenie jest to wina władzy, która zawsze miała „komunistyczny program”.

Z drugiej strony ruch oporu Solidarności opowiada się najsilniej za porozumieniem z władzą, za legalizacją swego działania, odwołaniem stanu wojennego czyli powrotem do sytuacji sprzed grudnia 81. Ogromnie mnie to dziwi, bo przecież sytuacja przed grudniem skończyła się właśnie grudniem.

Jaki jest więc sens przegrywania po raz drugi tej samej sytuacji? Czy o to chodzi podziemnemu związkowi? Czy nawoływanie do porozumienia z władzą nie jest odrzuceniem odpowiedzialności jaka spada na związek właśnie z tej racji, że jeszcze istnieje i działa? Odnoszę wrażenie, iż związek w swej chęci współdziałania z władzą (nie wiem tylko jak to współdziałanie ma wyglądać) wykazuje brak chęci czy możliwości podjęcia pełnej odpowiedzialności za swoje działania i chciałby koniecznie to brzemię z kimś podzielić. Może dzieje się tak, że ruch Solidarności był młody i młodym pozostał. Młodym ludziom ciąży odpowiedzialność. Ciąży! Ukrywający się przywódcy mówią o tym wyraźnie.

Sytuację mamy więc napiętą. Przed nadchodzącymi zwrotami w historii brak w naszym kraju ludzi mogących wziąć odpowiedzialność za naród w swoje ręce. Czy jesteśmy skazani więc na zagładę w niekontrolowanym wybuchu nienawiści, w bezmyślnej, niezorganizowanej walce o tzw. „lepsze jutro”?

Rozważmy sprawy bliżej. Przyjmijmy teoretycznie, że mamy sytuacje przed grudniową i zastanówmy się jakie warunki należałoby spełnić, aby nie doszło do stanu wojennego. Uważam, że jednym z rozwiązań było nałożenie „kagańca i kolczatki” Związkowi – kompromis – rezygnacja z kontroli władzy i pożegnanie się z ideą wolnych związków. W konsekwencji powrót do stanu sprzed sierpnia 80 roku.

Drugim rozwiązaniem mogła być szeroko rozumiana demokratyzacja władzy. Z własnej woli władza jednak tego nie zrobi i nie zrobiła. Zagraża to bowiem zmianą ekipy przez sowieckie czołgi. Militarne interwencje rosyjskie miały miejsce wtedy, gdy Kreml tracił zaufanie do aparatu władzy, a nie do społeczeństwa. Zdemokratyzowanie się oznacza dla władzy realną groźbę utraty władzy, zarówno przez czołgi jak i wolne wybory; nie jest więc w żadnym wypadku interesem dla niej korzystnym. Tak więc władza, aby sobą pozostać nie mogła się demokratyzować. Mogła zrobić jedynie to, co zrobiła już dwukrotnie w powojennej historii. W latach 56 i 70 po krótkiej odwilży i mydleniu oczu reformami pomału odzyskiwać swój totalitarny charakter. W 81 roku nie było to takie łatwe, gdyż ludzie nauczeni przez historię i działaczy opozycji stworzyli ogromną siłę – niezależną Solidarność. Metody władzy musiały już być inne i oczywiście silniejsze. Efekt już znamy.

Każda tzw. „odwilż” była okresem, w którym władza grupowała siły i środki do odzyskania utraconych pozycji. Chęć porozumienia z władzą oznacza więc jedynie pragnienie „odwilży” i jest działaniem krótkowzrocznym. Czy opozycyjnej Solidarności chodzi właśnie o taki krótki okres, czy o trwały kaganiec dla siebie? Czy działacze „S” są pewni, że władza w sposób trwały zmieni swój charakter na demokratyczny? Jakie są gwarancje lub choćby poszlaki, że tak się stanie? Obawiam się, że nie ma żadnych.

Co może przynieść w obecnych warunkach odwieszenie „S”? Jedynie parcie na władzę. W ruchu „Solidarności” zawarta była i jest nadal idea oporu wobec władzy. W tym niejednolitym politycznie, masowym ruchu płaszczyzną porozumienia była nasza narodowa cecha – opór wobec władzy. Opór ten będzie tym większy, że da znać o sobie pragnienie wyrównania krzywd. Prawdopodobnie zmieni to ekipę rządzącą. Jednak nowa ekipa nie będzie w stanie rozliczyć poprzedniej, a to dlatego, że musiałaby rozliczyć i siebie, ponieważ nowa władza może być tylko fragmentem obecnej, będzie więc równie skorumpowana, krwiożercza i sztywna.

Takie sytuacje miały już miejsce nie raz w naszym politycznym życiu, a po latach zaś ludzie się dziwią: czemu brak dokumentacji mordów z lat 56 i 70, czemu winnych zbrodni nie ukarano? Właśnie dlatego, że wskutek powiązań personalnych i nieformalnych układów w wyobcowanej ze społeczeństwa władzy winnych zbrodni jest zbyt wielu. Gdy sędzia jest taki sam jak przestępca do procesu po prostu nie dochodzi.

Jak więc wyobrażają sobie przywódcy „S” porozumienie? Znowu dwie ścierające się siły, czy porozumienie „bata z grzbietem”? Jak na razie 15 – minutówki i spacery władzy nie szkodzą, sytuacji nie zmieniają. Proponujecie więc strajk generalny. I co dalej? Za rok, 5 lat, 10 lat. Czy tę perspektywę widzicie?

Z uporem godnym lepszej sprawy Solidarność prze do porozumienia z władzą jakby to miałoby być tym szczęśliwym rozwiązaniem. Interesy narodowe, prawne, ciągłość państwa, służby wewnętrzne mają zostać przy władzy komunistycznej. Za parę lat lub miesięcy po takim porozumieniu można zadyndać na szubienicy za „ekstremizm” lub „zdradę interesów narodowych”. Nie ma powrotu do stanu sprzed 13 grudnia 81. Nie podcina się gałęzi, na której się siedzi. Przed grudniem władza przegrywała z „S”. Zadała więc cios zbrodniczy (w naszym mniemaniu). Wcześniej jednak zagwarantowała sobie niezbywalne prawo do takiego ciosu. Mało kto zwracał uwagę na prawodawstwo władzy, stanowiące stertę nic nie znaczących ogólników lub zakamuflowanych, morderczych kar za „przewinienia wobec państwa”.

Obecna chwila stawia przed opozycją wysokie wymagania. Na działaczach „Solidarności” skupiają się oczy i myśli milionów Polaków. Tymczasem „Solidarność” stoi jak skarcone dziecko, które bardzo pragnie porozumienia ze swoim wyrodnym ojcem. Tylko dziecko jest już dorosłe, czego związkowcy nie widzą, a ojciec to niestety stary alkoholik w stadium delirium tremens. Jest to chwila, w której trzeba zobaczyć i uwierzyć, że ma się tyle własnych możliwości, sił i odpowiedzialności, że można iść przez życie samodzielnie bez delirycznej władzy. Rozpocząć własne samodzielne życie – budować państwo!

Już teraz przecież tworzymy to, co ma być jutro. Już dzisiaj, w teraźniejszej walce nadajemy kształt i siłę przyszłej Polski. Nie postawienie jasnych celów, uniki, brak odwagi na teraz zaowocuje później mizernymi rezultatami, tylko chwila niezależności.

Problem drugi – optymalizacja, czyli jak osiągnąć cel.
W tej sprawie istnieje chyba największe zróżnicowanie postaw. Od „nic nie robić a samo się rozleci” do „rżnąć ich już teraz”. Najtrudniej jest tu zaproponować logiczny ład. Najtrudniej pogodzić ludzi. Nie ma jednak najmniejszej wątpliwości, że zatwierdzone do realizacji sposoby muszą być skuteczne, dzięki nim należy osiągnąć wyznaczone cele. Na drodze stoi przeciwnik, ten zrobi wszystko (i jeszcze więcej) abyśmy celu nie osiągnęli.

Przeciwnik (władza komunistyczna) znajduje się już w pierwszym, agonalnym stadium. Jak długo ta agonia potrwa? Załóżmy, że krótko (2 – 3 lata). Co uzyskujemy, gdy wybierzemy wariant „nic nie robić a samo się rozleci”. Przeciwnik skona, a my jaki mamy rezultat. Z czym staniemy po jego śmierci? W najlepszym przypadku z paroma autorytetami, jeśli przeciwnik miotający się w agonii upadku imperium nie rozstrzela tych autorytetów, a po drodze tych, co chcieli aby samo się to rozleciało. Ponadto wątpliwe jest to, czy po upadku komunistów pozostaną ich struktury organizacyjne. Widmo więc pustki po takiej bezsensownej postawie nakazuje przyjąć inne środki, tym bardziej, że konanie może być dłuższe i konać będziemy też my.

Wariant „rżnąć ich już teraz” jest w części zrozumiałym wynikiem nadmiernych emocji. Jest to jednak „pobrzękiwanie szabelką”, której zresztą nie ma, lub prowokacją ubecji. Przypomina to bowiem sytuację podczas okupacji hitlerowskiej, gdy istniało potężne podziemne państwo z największą podziemną armią na świecie. Trwało szkolenie bojowe, rozpatrywany był właściwy moment powstania. I nagle, gdzieś z boku zadziwiające słowa: dlaczego AK stoi z bronią u nogi – to zdrada – Niemca trzeba bić wszędzie, czym się da i to już, od zaraz. Gdyby wcielić to hasło w życie, powstanie przeciw Niemcom utonęłoby we krwi, naród zgubiony, wymordowany. Czy o to chodziło podżegaczom? Wszystko wskazuje, że właśnie taki mieli cel – ludobójczy. Osiągnęliby jednocześnie dwa cele. Po pierwsze – nienawiść do Niemców stałaby się fizjologiczna, a strach przed nimi paraliżujący wszelką działalność (już teraz słychać – niech naród nie podskakuje, bo się Niemcy zjednoczą i wejdą tutaj) i z tego właśnie powodu konieczne byłoby poszukanie silnego przyjaciela. Oczywiście Kraj Rad gotów jest do przyjaźni od zaraz i bezwarunkowo. Po drugie Kraj Rad da nam tę przyjaźń bez względu na to czy my jej chcemy czy nie. Podziemne państwo razem z jego armią jakoś sobie tej przyjaźni nie życzy, więc niech się wytraci w walce z silniejszym jeszcze Niemcem. Niech walka rozpocznie się już teraz, gdy wróg ma przewagę i zmiażdży powstanie. Czyli niemieckimi łapami chcieli załatwić to, co po latach musieli zrobić sami – jeszcze w latach 50-tych rozgramiać „podziemne bandy”.

Analogia do tamtych wydarzeń wydaje się oczywista, więc wariant „rżnąć ich już teraz” wskutek przewagi militarnej wroga nie jest w obecnej chwili korzystny, nie zapewni osiągnięcia celu.

Opowiadam się zdecydowanie za podziemnym państwem, parlamentem, partiami politycznymi, armią podziemną, podziemnymi finansami, oświatą, służbą zdrowia, wywiadem, koniecznymi organizacjami służb pomocniczych. To podziemne państwo – jedyna zwarta organizacja do walki na teraz i do pracy na potem – musi być zdolne do pokonania przeciwnika w momencie jego największej słabości, w chwili dołka kryzysowego, braku poparcia z zagranicy i jego największego wewnętrznego rozbicia. Musi to być państwo sprawne, aby walka była krótka (minimum ofiar i kosztów), aby natychmiast wprowadzić nowy ład i zabezpieczyć go. Zabezpieczenie nowego państwa jest oczywiście konieczne, gdyż rewolucje są burzliwe, a nagromadzona przez lata agresja może być wtedy groźna na różne sposoby.

Pominę jednak szczegóły jak sobie wyobrażam nasze sprawne państwo. Stanowi to bowiem odrębny szeroki temat nie tylko dla mojej wypowiedzi, ale społecznej dyskusji przede wszystkim. Stwierdzę raz jeszcze, że tylko państwo (podziemne teraz) może być jedynym środkiem do osiągnięcia celów. Jakikolwiek niezależny i samorządny związek zawodowy roli tej podjąć nie może. Dyskusja o związkach zawodowych zaciera tu tylko ostrość tematu.

Problem trzeci – realizacja, czyli wskazywanie zasobów - z czego osiągnąć cel
Piszę, że problem ten jest chyba całkowicie pominięty, gdyż nie spotkałem dyskusji na ten temat. Zarzut może mieć źródło w mojej niewiedzy. Niemniej jednak doświadczenie uczy, że rozpatrywanie triady „cel – projekt – wykonanie” często zawiera błędne, milczące założenie, że sposobów i środków jest pod dostatkiem i trzeba mieć tylko dobre chęci, żeby się nimi posłużyć. Niejedne dobre chęci „diabli wzięli” wskutek nierozpatrzonego problemu realizacji.

Do zasobów należą ludzie, środki techniczne i normy prawne. Ludzie, my Polacy. I tu od razu należy wnikliwie rozpatrzyć jakie zaakceptujemy struktury organizacyjne, co odpowiada naszemu narodowemu charakterowi, jakie powinny być normy prawne, aby nasze wady nie spowodowały zastoju struktur lub ich rozbicia, by obok podpisów była trwałość i skuteczność. Przemyślmy trzysta ostatnich lat naszej historii. Czego nie zrealizowaliśmy, czy za wszystko zło odpowiedzialni są komuniści? Lubimy przenosić winę na innych, komunizm to sprawa przejściowa, a refleksje powinny być szersze.

Z dużą troską piszę te słowa. Chciałbym być właściwie zrozumiany. Organizujemy się sporadycznie dla akcji, zaś potrzeba trwałości nie jest naszą narodową cechą, zbytnio natomiast lubimy się rozpraszać. Polacy wyspecjalizowali się w działaniu na pokaz, w teatralnych gestach, a co gorsza władza podziemna obdarzona autorytetem nie wykazuje właściwej odwagi działania. Chodzą więc ludzie obwieszeni jak choinki krzyżykami, opornikami, znaczkami „S”, a z magazynami, kolportażem, drukiem kłopoty, brak ludzi do pracy. Poza tym noszenie opornika wcale nie jest bardziej bezpieczne od roznoszenia bibuły. Wystarczy porównać, co dla ruchu korzystniejsze: żeby 10 tysięcy pielęgniarek nosiło oporniki, czy tysiąc spośród nich zorganizowało służbę medyczną potrzebną podczas strajku i demonstracji ulicznych. I nie można mieć pretensji do pielęgniarek, że wybierają pierwszą formę oporu. Jest to przecież wynik akcji propagandowej władz „S”. Ileż to zakładów dumnie podaje, iż tyle a tyle tysięcy pracowników nosi znaczki „S”. I co z tego. Czy komunizm się zawali? Przy przejściu przez obecny „historyczny zakręt” dobrze jest uświadomić sobie własne wady, które wpłynąć mogą na skuteczność działań.

Drugi element zasobów to środki techniczne. Podziemne, teraźniejsze państwo, a przyszłe jeszcze bardziej, potrzebuje środków materialnych do prowadzenia działalności. Z samego bowiem gadania, nazywania struktur czy funkcji nic nie wynika. Musimy doprowadzić do przejmowania części obecnej „wroniej” produkcji na cele państwa podziemnego, w podziemiu też produkować. W powstaniu niszczyć władze nie zaś ośrodki gospodarcze, z których później musimy korzystać. Już teraz tworzyć plany wykorzystania potencjału gospodarczego po zwycięstwie. Już teraz tworzyć i zaopatrywać podziemne państwo. Czasu mamy coraz mniej.