Niepodległość, 1982, Numer 4-5

Polemiki: XYZ - Dreptanie w miejscu

 
  Na przełomie marca i kwietnia ukazały się pierwsze artykuły programowe. Rozpoczęła się dyskusja; wypowiedzieli się przywódcy – to dobrze, znaczy, że już wolno pisać artykuły polityczne. Kiedy pierwszy numer naszego pisma przygotowaliśmy na dzień 8 stycznia br., nikt nie chciał go wydrukować, ponieważ (oprócz niskiego poziomu intelektualnego) zarzucono nam: „zamieszczacie artykuły polityczne”, a jak twierdzili dysponenci środków produkcji (tj. powielaczy) „nie czas na wysuwanie programów politycznych, trzeba czekać aż uczyni to Wrona i wtedy jej odpowiedzieć”, „trzeba zagonić Wronę do rozmów z „Solidarnością”, a wy chcecie obalać ustrój”. No i dziś trwa „zaganianie”, z wiadomym skutkiem. Teraz zza krat A. Michnik biada nad brakiem w przeszłości refleksji politycznej – znaczy, pisać można i jest nadzieja, że wydrukują! Porównajmy zatem propozycje programowe wysunięte ostatnio przez Kuronia, Kulerskiego (Bujaka), Romaszewskiego, Radę Społeczną przy Episkopacie i pismo CDN, zwracając uwagę nie tylko na te elementy, które nas dzielą, ale przede wszystkim na te, które nas łączą.

I. Cel ruchu demokratycznego.

Mianem ruchu demokratycznego określamy wszystkie organizacje, instytucje i grupy wypowiadające się za wprowadzeniem w Polsce demokracji parlamentarnej. Możemy wyróżnić dwa przeciwstawne programy:

1. Celem powinno być zawarcie trwałego porozumienia z komunistycznymi władzami okupacyjnymi.

Zbigniew Romaszewski – najpełniej uzasadnił powyższą tezę. Uważa on, że odsuwanie konfrontacji z okupantem do chwili rozpadu ZSRR oznacza w praktyce rezygnację z walki bieżącej, czekanie na samoczynne rozwiązanie się kryzysu. Ze względu na ZSRR należy jednak brać pod uwagę wyłącznie rozwiązanie polityczne, którego podstawą musi być koncepcja ewolucji (tj. bezkrwawa) systemu komunistycznego w kierunku demokratyzacji, a to oznacza zawarcie trwałego porozumienia z władzą, która w ten sposób wyraziłaby zgodę na „funkcjonowanie instytucji niezależnych w socjalizmie”. Autor z jednej strony podkreśla, że jak wykazało doświadczenie system jest niereformowalny, istnienie niezależnych instytucji w socjalizmie jest tylko hipotezą (wątpliwą), władze nie akceptują żadnej formy upodmiotowienia społeczeństwa, zagrożone odwołują się do czołgów, jedyną bazą społeczną władzy są najprymitywniejsze i najbardziej sfaszyzowane elementy społeczne, ale w momencie zagrożenia rozpadem, te właśnie władze miałyby wyłonić ośrodek wiarygodny dla ZSRR i zdolny do konstruktywnego dialogu ze społeczeństwem, co prowadziłoby do politycznego rozwiązania kryzysu. Romaszewski pisze: „W tych warunkach (tj. rozpadając się – „N”) znajdą się również wśród władz PRL rzecznicy bardziej elastycznej polityki (ciekawe, czy wśród elementów najprymitywniejszych, czy może wśród najbardziej sfaszyzowanych – „N”) mogącej doprowadzić do trwałego porozumienia społecznego”. ZSRR zagrożony natomiast natychmiastową konfrontacją w Polsce zmieni swą koncepcję, gdyż zainteresowany byłby w demilitaryzacji Europy. Już zresztą przed 13 grudnia, gdyby PZPR nie była rozbita, to w porozumieniu mogłaby pełnić rolę gwaranta interesów ZSRR.

Kulerski (Bujak) – Jak można wnioskować z obu tekstów celem powinno być stopniowe otwieranie zapór dzielących władzę od społeczeństwa i stopniowe zdejmowanie nałożonych na nie więzów. Udział społeczeństwa w podejmowaniu decyzji dotyczących życia gospodarczego, społecznego i kulturalnego. Stopniowa demokratyzacja i liberalizacja dokonywana przez władze pod naciskiem społeczeństwa.

Rada Społeczna przy Episkopacie – Tezy wymieniają warunki ugody stanowiące, jak można sądzić, minimum, na które Kościół może wyrazić swą zgodę. Obok reaktywowania Związku, przywrócenia związków twórczych i prasy katolickiej, zwolnienia internowanych, amnestii dla skazanych i zaprzestania ścigania ukrywających się, mowa jest o stopniowym zniesieniu stanu wojennego i przedstawieniu ogólnego programu reform. Pojawia się też ważne słowo – „gwarancje” – chociaż nie zostały one uściślone, z dalszej części tekstu można domyślić się, że oprócz deklaracji dotrzymania warunków umów sierpniowych z 1980 r., władze musiałyby zgodzić się na: - samorządność (zapewne chodzi o samorządy pracownicze), - swobodne wysuwanie kandydatów w wyborach do Rad Narodowych (a więc wolne wybory samorządowe0, - autonomiczne stowarzyszenia młodzieży (a więc możliwość powołania m. in. nowego NZS-u), - swobodne prezentowanie poglądów na antenie TV przez członków specjalnych mieszanych komisji doradczych (a więc jakaś okrojona forma dostępu „Solidarności” do środków masowego przekazu).

Oczywiście cztery ostatnie punkty są najważniejsze (oznaczają w praktyce powrót do stanu sprzed 13 grudnia), gdyż jak wiadomo dotrzymania jakichkolwiek umów komuniści mogą składać codziennie przez najbliższe sto lat, byleby tylko mieli w swym ręku ZOMO, UB i MO, a już „poradzą” sobie z dotrzymaniem owych umów.

2. Celem powinno być obalenie ustroju komunistycznego drogą likwidacji władz okupacyjnych.

CDN – Nie można przywrócić elementarnych swobód obywatelskich, nie obalając grudniowej dyktatury. To właśnie 13 grudnia przekreślono szansę zawarcia porozumienia narodowego. Należy oczywiście dążyć do zawarcia porozumienia narodowego, ale prawdziwego, tzn. łączącego wszystkie grupy i organizacje demokratyczne. „Prawdziwe porozumienie zawiera się w obozach dla internowanych”. CDN Słusznie również podkreśla, że dalsze „błaganie” władz o porozumienie grozi jedynie utratą autorytetu.

Musimy jednak redaktora R. S. rozczarować – Tezy Rady Społecznej przy Episkopacie nie są ostatnią próbą czynioną w tym kierunku. Rada Społeczna będzie ponawiać co miesiąc swe propozycje, tak długo aż nie zostanie... internowana! Podobnie można wyczytać w „Przetrwaniu” 14, iż nie należy „liczyć na żadną nową umowę społeczną”!

Jacek Kuroń – zajął pośrednie stanowisko. Ludzie ZSRR nie chcieli kompromisu i zniszczyli wszelkie jego warunki w dniu 13 grudnia (teza CDN). Inicjatywa kompromisu byłaby dla komunistów ryzykowna, ale utrzymywanie okupacji (przy rosnącym oporze) jest czystym samobójstwem (teza Romaszewskiego). W tej sytuacji należy dążyć do obalenia władzy (CDN), bądź zawarcia kompromisu (Romaszewski), ale ostateczny wybór będzie zależny od postawy komunistów. A zatem Kuroń nie wyklucza, iż ruch oporu może być stroną kompromisu z rodzimymi komunistami (choć nie jest to cel), bądź stroną układającą się z ZSRR bezpośrednio po przejęciu władzy.

Dyskusja:

Odsuwanie konfrontacji do chwili rozpadu ZSRR nie jest rezygnacją z walki, gdyż można czasowo wyznaczyć datę totalnego załamania RWPG (1983-84), o ile Związek Radziecki nie zdecyduje się na wojnę latem roku bieżącego lub przyszłego. Rozpoczęcie walki (strajku generalnego) w Polsce w momencie, kiedy wystąpią konsekwencje krachu gospodarczego stwarzające sytuację wybuchową w Krajach Demokracji Ludowej i pozwalające na sformowanie wspólnego frontu walki narodów Europy Środkowo-Wschodniej przeciw ZSRR, otworzy szansę na niezależność. Chodzi jedynie o to, czy wytrzymamy jeszcze rok i czy poświęcimy go na zorganizowanie się, czy na apele i ględzenie.

Rozwiązanie polityczne jest najmniej prawdopodobne, a zasłanianie oczu i zatykanie uszu na rzeczywistość nie zmieni jej. Fakt, iż nie będziemy dostrzegali innego rozwiązania niż polityczne (bo go nie chcemy) i będziemy przygotowywali się jedynie do tego mniej prawdopodobnego, choć bardziej pożądanego, nie zapobiegnie przegranej i ofiarom, lecz jedynie zwiększy ich liczbę. Wyłonienie się ośrodka władzy „wiarygodnego dla ZSRR”, oznacza taką władzę, która gwarantuje kolonialny status Polski, a więc całkowite zniszczenie wolności w Polsce, co oczywiście z „konstruktywnym dialogiem” nie ma nic wspólnego. Rosja może zgodzić się tylko na takie porozumienie, które po okresie przejściowej demokracji (np. lata 1945-47, 1980-81) zapewni powrót do pełnego zniewolenia. Ów okres przejściowy (wywołany słabością ruchu demokratycznego i słabością ZSRR), jeżeli będziemy traktować go jak sytuację krótkotrwałą i będziemy zdawać sobie sprawę, że taką jest dla ZSRR, może okazać się dla nas korzystny, gdyż w czasie jego trwania mogą pojawić się nowe możliwości trwałego odzyskania niepodległości. Nie wolno zatem doprowadzić do rozbrojenia ruchu demokratycznego, jak to się stało ze społeczeństwem w roku 1981. Pamiętajmy jednak, że trwała demokracja w Polsce będzie oznaczała odpadnięcie od ZSRR Krajów Demokracji Ludowej, a więc jego rezygnację z polityki imperialistycznej, czego bez przegranej wojny trudno sobie wyobrazić.

Autor słusznie zauważa, że gdyby PZPR nie była rozbita, mogłaby pełnić rolę gwaranta interesów ZSRR w „porozumieniu”, tzn. wyjaśnijmy – byłaby na tyle silna, że zawierając jakiekolwiek porozumienie, z kimkolwiek, mogłaby po krótkim czasie rozbić i wsadzić partnera do więzienia, jak to uczyniła z PSL-em. Najlepszą zaś ilustracją może być rozgromienie przez Gomułkę redakcji „Po prostu” i tzw. partyjnych liberałów, z którymi poprzednio wszedł w sojusz (rok 1956). Gdyby PZPR nie była rozbita, to już w sierpniu 1980 r. użyłaby czołgów do zdławienia strajków, a tak zwycięska frakcja antygierkowska musiała tolerować przez rok „Solidarność” i mozolnie przygotowywać listy internowanych, by w końcu... ustąpić miejsca wojsku.

Jedyne ustępstwa, na które komuniści mogą wyrazić zgodę, to takie, z których później będą mogli się wycofać. A ostrość bądź łagodny charakter wysuwanych żądań nie ma z tym nic wspólnego. Jeśli natychmiastowa konfrontacja w Polsce będzie dla ZSRR niewygodna, to przesunie ją o kilka miesięcy, wydając polecenia prowadzenia rozmów lub przeniesie ją poza Polskę. Rzecz jednak w tym, że jedynie natychmiastowa (rok 1982, 1983) konfrontacja jest dla ZSRR korzystna, póki ma jeszcze przewagę militarną nad Zachodem. Demilitaryzacja Europy oznaczać będzie dla nas koniec bytu narodowego, gdyż Europa zdemilitaryzowana, to Europa zfinlandyzowana, a Polska wraz z innymi KDL zamieniona w sowieckie republiki. Związek Radziecki rozbrojony nawet do Uralu (część europejska), będzie mógł z Syberii dosięgnąć swymi rakietami każdego skrawka Europy, podczas gdy ta pozostanie bezbronna, tj. zdemilitaryzowana.

Trwałe porozumienie z władzą może i byłoby dla naszego społeczeństwa korzystne, w obecnej sytuacji geopolitycznej, gdyby było możliwe. Otóż zawarcie jakiegokolwiek kompromisu z władzą, gdy tego chciała lub przejściowo została zmuszona, zakłada, że otrzymamy gwarancje, iż po raz kolejny, np. za 5 miesięcy, nie użyje się przeciw nam ZOMO, UB, wojska. Społeczeństwo nie może bowiem przez najbliższe 10 lat stać z bronią u nogi („Solidarność” wytrzymała tylko przez rok) i codziennie szykować się do odparcia ataku przeciwnika, a policja może. Owe gwarancje – to rozbrojenie władzy, rozwiązanie ZOMO, kontrola nad policją i wojskiem, choć i wówczas komuniści zorganizowaliby z pewnością nowe oddziały policji pod nazwą Liga Obrony Staruszek lub Przyjaciele Dzieci.

Zarówno wzajemne blokowanie się obu sił (społeczeństwa i władzy) jak i rozbrojenie władzy (bez jej obalenia) nie jest możliwe. A skoro możliwe nie jest, to wysuwanie takiego hasła, obezwładnia społeczeństwo – oszukuje je i mami. Realny program, tj. dający się urzeczywistnić, może polegać jedynie na podjęciu próby całkowitego podporządkowania się komunistom lub obalenia ich władzy. Jakiekolwiek porozumienie bez gwarancji będzie natomiast kapitulacją i rozbrojeniem demokracji polskiej własnymi rękami społeczeństwa. Możliwe również, że Wrona zagrożona rozruchami wypuści z więzienia ugodowych polityków (będą mieli czyste ręce, bo siedzieli) i zawrze z nimi porozumienie, by zyskać na czasie. Później, gdy wrócimy do domów i pracy, ubecja wyrówna rachunki (por. mordy w Szczecinie po 1971 r.).

Pamiętajmy, że w razie takiego rozwoju sytuacji nie wolno wierzyć komunistom i naiwnym politykom, pod żadnym pozorem nie ujawniać się, lecz w podziemiu kontynuować walkę polityczną, aż do odzyskania pełnej niepodległości.

Możliwe także, że po obaleniu przez społeczeństwo Jaruzelskiego pojawi się Olszowski w charakterze „liberała” i „chorążego pokoju”, aby zaproponować w imieniu Kremla, siebie na władcę PRL! Jest on zdolnym politykiem, który, jeśli będzie w tym widział korzyść dla siebie, to „zaprosi” Rosję lub podpisze porozumienie. Sytuację taką należy traktować wyłącznie jako przejściową, stwarzającą nam lepszy punkt wyjścia dla odzyskania niepodległości. Pamiętajmy bowiem, że główną gwarancją jakiegokolwiek porozumienia z komunistami (jeśli będziemy jeszcze za słabi, by się ich pozbyć) – jest ich rozbrojenie. Społeczna kontrola nad milicją, policją i wojskiem. (Tu dygresja. Jacek Kuroń, specjalista od straszenia aparatczyków wybuchem społecznego gniewu, znów ostrzega. Ale aparat się nie boi. Umiał wykorzystać Sierpień, bo się za radą tegoż J. K. samoograniczaliśmy, teraz zaś ma dużą szansę wykorzystania czerwca. Chętnych do ugody cały tabun, tylko przebierać).

Wystarczy przypomnieć Porozumienie Warszawskie po Bydgoszczy, kiedy władze „Solidarności” skapitulowały przerażone zapowiedzią Rakowskiego wprowadzenia stanu wojennego. Teraz po doświadczeniach półrocza, każde rokowania z rządem kończyłyby się argumentem: „Oj, bo wezwę czołgi i po co wam to? Przecież wiecie, ile was to kosztowało w przeszłości” i kolejnymi kapitulacjami „Solidarności”. Na szczęście okupant nie ma zamiaru bawić się z przywódcami Związku w ciuciubabkę. Bombardowany propozycjami porozumienia i ugody przygotowuje w Szczecinie procesy, w których członkowie „Solidarności” zostaną oskarżeni i skazani za przynależność do „organizacji mającej na celu obalenie ustroju PRL”, tj. „Solidarności”. Jesteśmy przekonani, że komuniści widząc palące się Komitety, spychani do rezerwatów, w obliczu buntu wojska i rozgromienia policji, zaoferują w końcu „Solidarności” ugodę i porozumienie – 10 miejsc w Sejmie oraz stanowisko pełnomocnika rządu ds. reformy gospodarczej w... PGR Pcim Dolny!

Dotychczas frakcje partyjne wykorzystywały do swych celów walkę społeczeństwa o wolność, teraz my musimy skorzystać z toczącej się walki o władzę między cywilnymi i wojskowymi komunistami. Miast biadolić, że nie chcemy rozlewu krwi (któż by jej chciał?), musimy przygotować się na dwa warianty rozwoju sytuacji:

1. utrzymywanie się dotychczasowego układu sił przerywane częściowymi pacyfikacjami i demonstracjami,

2. generalna konfrontacja w tej lub innej postaci.

Oba warianty wymagają stworzenia partii politycznych, centralnego ośrodka dyspozycji (decyzji), struktur państwa podziemnego oraz jasnego uświadomienia społeczeństwu, że walczy nie o porozumienie z okupantem ale o niepodległość, gdyż jest to jedyna możliwa, realna i konsekwentna zarazem linia wynikająca z polskiego Sierpnia 1980.

 

II. Organizacja ruchu demokratycznego.

W tej kwestii spór dotyczy potrzeby powołania centralnego ośrodka decyzji i zakresu jego zadań.

Kulerski (Bujak) – wypowiadają się przeciw powołaniu jakiegokolwiek ośrodka centralnego, a nawet tak podkreślają nieformalny charakter ruchu, że można odnieść wrażenie, iż są przeciwni jakiejkolwiek organizacji. Bujak jest wręcz przerażony projektem utworzenia jednego ośrodka władzy. Celem ma być stworzenie podziemnego społeczeństwa, tzn. zbiorowiska jednostek i małych towarzyskich grupek stawiających oddzielnie bierny opór, bez wiedzy o sobie, łączności itp. Ruch wieloośrodkowy, zdecentralizowany, nieformalny, niezależne, luźno związane grupy, a nie masowa organizacja konspiracyjna obejmująca cały kraj, gdyż taka narażałaby się automatycznie na przedwczesne rozbicie. Maksimum – to ośrodki regionalne. Takie podziemne społeczeństwo mogłoby, w niewiadomej przyszłości, pełnić rolę zaplecza dla ewentualnego Polskiego Państwa Podziemnego, którego może jednak nie będzie trzeba tworzyć.

Kuroń – w sposób jasny wypowiedział się za organizowaniem się wokół ośrodka centralnego i okazaniem mu pełnej dyscypliny, czym naraził się na, wynikający naszym zdaniem ze złej woli, zarzut centralizmu. Okazywanie pełnej dyscypliny ośrodkowi centralnemu nie oznacza scentralizowanej organizacji, gdyż nic nie mówi o zakresie władzy, a więc i wymaganej dyscypliny owego ośrodka.

Romaszewski – wprowadził pewien porządek do toczącej się dyskusji tłumacząc, iż powołanie centralnego ośrodka dyspozycji wcale nie musi oznaczać jednej scentralizowanej organizacji ogólnokrajowej. Sprawą naglącą jest powołanie centrum decyzyjnego ale bez centralizacji wykonawczej. Centralnie podejmowano by decyzje w określonym zakresie (wyznaczanie celów i kierunków walki, opracowywanie taktyki, wyznaczanie zakresu działań, które należy podjąć w skali kraju i regionu), obowiązujące dla całego kraju, przy jednoczesnym zdecentralizowanym sposobie ich wykonywania, opartym na lokalnej pomysłowości, spontaniczności itp. Maksymalna decentralizacja opierałaby się na sieci Tajnych Tymczasowych Komisji Zakładowych (TTKZ) i terenowych Komitetach Oporu Społecznego (KOS). Im wyżej w hierarchii organizacyjnej (np. struktury ponadzakładowe), tym wzajemne powiązania byłyby luźniejsze, co uniemożliwi ubecji rozbicie wszystkich grup. Romaszewski widzi „Solidarność” jako federację, bądź konfederację wszystkich grup oporu (w tym o różniących się profilach i programach politycznych), które powołują się na Związek; muszą one jedynie rozróżniać tę część działań, które prowadzą w imieniu „Solidarności” (ich zakres wyznacza centrum decyzyjne), od realizowanych we własnym imieniu (np. działania czysto polityczne).

CDN – jest zwolennikiem utworzenia Polskiego Państwa Podziemnego, alternatywnej struktury władzy wobec administracji okupacyjnej. Pierwszym krokiem byłoby powołanie podziemnego parlamentu – Rady Jedności Narodu. W jej skład mieliby wejść nie tylko przedstawiciele Związku, ale również reprezentanci wszystkich demokratycznych ugrupowań politycznych (tj. wypowiadających się za wolnymi wyborami do Sejmu). RJN byłaby zatem reprezentacją całego narodu, czyli w praktyce pełniłaby rolę dawnej Komisji Krajowej, lecz wobec tworzenia się partii politycznych, nabrałaby czysto politycznego charakteru. Oznacza to w praktyce, że ze Związku „wyszłyby” grupy o sprecyzowanych poglądach politycznych i powołałyby partie polityczne, podczas gdy w ramach „Solidarności” pozostałyby grupy oporu o niewykrystalizowanym profilu politycznym.

Dyskusja:

Nie możemy spontanicznie przeprowadzić akcji gaszenia świateł, zapalania świeczek, a pod kioskami w środy, jak zwykle, ustawiają się ludzie w długie kolejki złaknieni codziennej porcji kłamstwa. Przed wojną „Solidarność” nie była w stanie zorganizować nigdzie na szczeblu ponadzakładowym strajku czynnego, a teraz w warunkach nielegalnych miałaby stworzyć rynek pracy, itp. Podziemne społeczeństwo jest niebezpieczną utopią, jeśli nie stoi za nim podziemne państwo, gdyż możliwe jest wprawdzie istnienie niezależnych elit (a więc skala ruchu z lat 1976-80), ale nie samowystarczalnego społeczeństwa. Musi ono bowiem na co dzień wchodzić w rozmaite kontakty z władzą państwową aby żyć. Dlatego jeśli nie chce się poddać, powinno stworzyć nową, własną władzę, własne państwo. Pomysły teoretyczne Bujaka (Kulerskiego) są żywcem wzięte z programu Kuronia sprzed kilku lat; dodajmy programu powstałego w całkowicie innych warunkach. Obecnie ten wybitny opozycjonista, lecz kiepski teoretyk, doszedł do wniosków, które inni głosili już dwa lata wcześniej (konieczność obalenia komunizmu, nierealność porozumienia z władzami, tj. pogodzenia demokracji z komunizmem), a uczniowie pozostali w tyle i jak echo powtarzają jego pomysły z czasów KSS-KOR.

KOR ma wielkie zasługi na polu walki z komunizmem (i należy mu się za to pomnik), ale w dziedzinie teoretycznej – wskazywania celów walki – zabrnął w ślepą uliczkę. Było to m. in. wynikiem przenoszenia na grunt polski doświadczeń rosyjskiego ruchu obrony praw człowieka, głoszącego, iż należy walczyć o praworządność w tym systemie, a nie o jego obalenie. Ten typ myślenia odbił się później na taktyce, a co gorsza, również na propagandzie „Solidarności” – głoszono ideę samoograniczania się i reformowania, miast przygotować się do odparcia ataku. Już najwyższy czas, by powołać centrum decyzyjne (nie koordynacyjne, dyskusyjne lub towarzyskie), przynajmniej w odniesieniu do „Solidarności”. Dalszy brak dyspozycji lub chaos, jakiego byliśmy świadkami przed 1 maja (wezwania, aby przyłączyć się do pochodu partyjnego lub udać się do parków, bądź pójść na mszę) spowoduje rozbicie ruchu. Następnym razem pojawi się 50 konkurencyjnych propozycji, a skołowana większość zamiast usłuchać jakiejkolwiek z nich, pójdzie na wódkę.

Najbardziej odpowiada nam Romaszewskiego wizja „Solidarności” jako federacji rozmaitych grup (centralne podejmowanie decyzji, zdecentralizowane wykonawstwo) uznających jeden autorytet polityczny i organizacyjny. Wydaje się jednak, że taka reorganizacja ruchu oporu powinna stanowić pierwszy etap budowy państwa podziemnego. Następnym byłoby utworzenie Rady Jedności Narodu. Mogłaby ona spełnić jedynie funkcje potencjalnego ośrodka politycznego, namiastki autentycznej reprezentacji narodu w decydujących momentach walki politycznej, nie może natomiast jako ciało zbyt szerokie kierować państwem podziemnym, a jedynie wskazywać kierunki działania. Jej powołanie zależne jest od szybkiego wykrystalizowania się partii politycznych, a co najmniej kierunków politycznych, których przedstawiciele zasiedliby obok reprezentantów „Solidarności” w owym parlamencie. Istnieje zatem konieczność stworzenia organu wykonawczego RJN – odpowiednika Rządu Narodowego, który mając uznanie Rady, podejmowałby jedynie ważniejsze decyzje polityczne, pozostając raczej potencjalnym ośrodkiem kierowniczym. Stworzenie takiego organu wykonawczego jest możliwe jedynie w oparciu o Komitet Koordynacyjny „Solidarności”, jako jedynego ciała cieszącego się ogólnokrajowym autorytetem. I tu tkwi problem, bowiem KK tego nie chce (zwłaszcza Bujak). Pozostawiając zatem, jak pisze CDN, inicjatywę przywódcom Mazowsza, z góry grzebiemy ją.

Cechą władzy jest wydawanie poleceń, które może egzekwować, należy zatem stworzyć administrację, centralny fundusz, całe zaplecze państwa podziemnego (a nie tylko RJN), aby decyzje centrum nie napotykały np. strajk drukarzy, którym jakaś uchwała bądź dekret nie spodobają się i odmówią druku. Podobnie uważamy, że KK„S” powinien z klubu dyskusyjnego przekształcić się w prawdziwe władze Związku, wydające konkretne polecenia, co oczywiście nie ma nic wspólnego z centralizmem, a za to dużo z porządkiem.

 

III. Metody walki

Kulerski (Bujak) – wyznaczenie metod walki wynika z przyjętego założenia, że system ulegał powolnemu rozkładowi i następować będą stopniowe zmiany na lepsze. Najważniejszą rolę odegra zatem bierny opór: niesienie pomocy prześladowanym, wymiana wolnej myśli, tworzenie niezależnego obiegu informacji i sieci łączności (przy braku powiązań między poszczególnymi grupami towarzyskimi – ciekawe jak?), samokształcenie, oświata gospodarcza (pewnie zgłębianie tajemnic kubańskiego systemu kartkowego), kształcenie działaczy dla (chyba wronich) „samorządów” terytorialnych i pracowniczych, działalność wydawnicza, związkowa (jak? jawnie?), tworzenie niezależnych od władz struktur społecznych, ewentualnie strajki, ale naczelną zasadą powinno być unikanie frontalnych ataków na władzę. Jednym słowem – siedzieć cicho i przeczekać!

Romaszewski – Należy kierować się następującą zasadą – stosować jak najostrzejsze i najbardziej dotkliwe z punktu widzenia władz metody walki, wysuwając jednocześnie żądania, które komuniści mogliby zaakceptować. Prowadzenie akcji ulotkowych i plakatowych, walka z kolaborantami, stworzenie ogólnokrajowej służby informacyjnej (rodzaj Polskiej Agencji Telegraficznej), z materiałów której korzystałyby redakcje pism lokalnych i zakładowych. Uruchomienie rozgłośni radiowej. Skoordynowanie działań strajkowych i demonstracji w skali kraju. Ponieważ generalne rozstrzygnięcie przybierze zapewne jakąś formę strajku powszechnego, a więc terenem konfrontacji będą zakłady pracy, Tajne Tymczasowe Komisje Zakładowe powinny przygotować swe zakłady do strajku pod względem techniczno – organizacyjnym, a załogi pod względem świadomości politycznej. Romaszewski nie pisze jednak, czy w wypadku ataku policji na zakłady pracy (użycia broni), załogi mają stawić opór (a więc czy już teraz przygotowywać się do tego), czy też poddać się. Skoro władze ustępują tylko przed siłą, to należy tę siłę tworzyć, by poczuły się zmuszone do ewentualnych negocjacji (Przetrwanie 14).

Słabość, którą proponują Kulerski i Bujak, jest najgorszym argumentem przetargowym.

Kuroń – Okupacja przekreśliła wszelkie drogi pokojowego działania, póki trwa, nie będzie spokoju, gdyż każde zdrowe społeczeństwo musi odpowiedzieć na nią walką. Apele o spokój, przy braku alternatywnego i atrakcyjnego programu, pogorszą tylko sytuację. Ostatnim środkiem nacisku i szansą kompromisu będzie strajk generalny. Kierownictwo ruchu oporu powinno przygotować społeczeństwo polskie do „zlikwidowania okupacji w zbiorowym, zorganizowanym wystąpieniu”, poprzez „równoczesne uderzenie we wszystkie ośrodki władzy i informacji w całym kraju”, a jednocześnie nawet na najdalej idące ustępstwa w kompromisie z władzą (gdyby ten wariant okazał się realny) Nie pisze jednak jak sobie wyobraża owo „zbiorowe, zorganizowane wystąpienie” i jakie byłyby granice ewentualnych ustępstw.

Dyskusja:

Bierny opór nie może być na dłuższą metę ani jedyną ani główną metodą walki. W Czechosłowacji ludność wytrwała kilka miesięcy, po dwóch latach złamali się nawet najbardziej zdeterminowani. W Polsce spełnił on już swoją rolę nie pozwalając władzy spacyfikować społeczeństwa w ciągu kilku pierwszych miesięcy stanu wojennego. Teraz musi ustąpić miejsca czynnym metodom walki, stać się ich tłem, w przeciwnym razie powtórzy się rozwiązanie czeskie. Propozycje Kulerskiego (Bujaka) to po prostu działania w dużej mierze pozorowane, pozwalające bardziej na zachowanie własnego dobrego samopoczucia, niż szkodzące władzy. Opowiadamy się za propozycjami Romaszewskiego i Kuronia, ale wysuwamy własne żądania nie przejmując się tym, czy komuniści będą bardzo złościli się na nas, czy będą tylko trochę niezadowoleni. Strajki i demonstracje służące utrzymaniu społeczeństwa w gotowości, osłabieniu władzy i psychologicznemu zmęczeniu aparatu represji, nie mogą być nieprzygotowane i ogłaszane w momencie dogodnym dla władzy (np. 13 maja), kiedy z góry wiadomo, że społeczeństwo masowo ich nie poprze, a okupant wykorzysta do dalszych pacyfikacji i zastraszania. Samo ogłaszanie apeli nie wystarcza. Demonstracje, jeśli mają mieć sens i nie kończyć się masakrą uczestników, powinny otrzymać ochronę utworzonych w tym celu Grup Samoobrony. Ubecja i milicja nie może dłużej czuć się bezkarnie, trzeba ją „przekonać”, że jedynie bierność stwarza funkcjonariuszom szansę bezpieczeństwa.

Zastanówmy się też jak powinno wyglądać owo „zbiorowe zorganizowane wystąpienie” i „równoczesne uderzenie na wszystkie ośrodki władzy”? Punktem wyjścia powinien być strajk generalny połączony z obroną zakładów pracy (a więc przygotowania do niej trzeba podjąć już teraz) i ewentualnymi demonstracjami ulicznymi typu 3 maja, ale ZORGANIZOWANYMI. W przeciwnym wypadku dojdzie do złamania strajku siłą. Musimy zdać sobie sprawę, że władza zacznie się rozpadać dopiero w momencie rozpadu wojska. To zaś nastąpi tylko wówczas, gdy okaże się, że od ZOMO, mimo wyposażenia w czołgi i karabiny maszynowe, są za słabe, aby stłumić niezadowolenie społeczeństwa i okupant będzie zmuszony wprowadzić do akcji żołnierzy. Tylko stojąc przed wyborem: strzelać lub nie strzelać – i mając w dodatku szansę na przeżycie po odmowie wykonania rozkazu, bądź przejściu na stronę „Solidarności” (opieka struktur Polskiego Państwa Podziemnego), wojsko może częściowo opowiedzieć się po stronie narodu. A wówczas władza zagrożona wojną domową, której wynik będzie nie pewny, cofnie się. I pamiętajmy, im gorzej będziemy zorganizowani, tym więcej ofiar pociągnie za sobą nasza walka!