Niepodległość, 1982, Numer 2

Czekając na rok 1918

 
  /.../

Dobrze myśląca część społeczeństwa polskiego jest bezsilna wobec coraz wzmagającego się nacisku organizacji rewolucyjnych. Rząd nie zniesie pokuszenia na całość państwa.

Buntownicze plany i czyny zmuszają go stanowczo oświadczyć, że dopóki w Kraju Przywiślańskim nie zniknie bunt, który znów wybuchł, dopóki część ludności, która przyłączyła się do agitatorów politycznych nie uspokoi się od uniesień, które nią owładnęły - żadne dobrodziejstwo wynikające z Najwyższych Manifestów z dn. 19 sierpnia i 30 października nie stanie się udziałem kraju. W zbuntowanym kraju nie może być mowy o urzeczywistnieniu krajowych zamierzeń.

Do przywrócenia porządku cały Kraj Przywiślański czasowo położony jest w stanie wojennym. W ten sposób przyszłość narodu polskiego zależy od niego samego.

Tego zaś, zamierzając i nadal bronić nietykalności narodowych praw polskich, rozszerzonych niedawno przez jego akty prawodawcze, oczekiwać będzie politycznego wytrzeźwienia ludności Królestwa Polskiego, znajdującej się w stanie fermentu, przestrzegając ludność od wstąpienia na drogę niebezpieczną, na którą, niestety, nie po raz pierwszy wstępuje.

Petersburg, 13 listopada 1905 r.

 

W grudniu 1906 roku przemysłowcy łódzcy ogłosili lockout, tzn. zwolnienie wszystkich załóg i zamknięcie fabryk. Pracę straciło 25 tys. robotników Nowe załogi skompletowano dopiero w marcu 1907 r. Po dwu latach kończyła się rewolucja, która wybuchła w styczniu 1905 roku. W atmosferze przegranej nikt pewny nie był pomyślnej przyszłości. Tymczasem za 7 lat miała wybuchnąć wojna, która przyniosła nie tylko śmierć wielu ludzi ale również niepodległość Polsce.

Dzięki rewolucji społeczeństwo polskie przebudziło się politycznie, zdemokratyzowało, przeszło psychologiczne i organizacyjne przygotowanie do działań roku 1918. Co więcej, program niepodległościowy, wysuwany dotąd przez nieliczną kadrową PPS, dotarł do szerokich warstw ludu i stał się programem nowej, dynamicznej klasy - robotników. Mimo klęski rewolucji, zaborcy nie udało się już zlikwidować konspiracji, która wraz z emigracją przygotowała społeczeństwo do wystąpienia w listopadzie 1918 roku.

Mimo że dzieli nas od tych wydarzeń kilka epok w życiu społecznym, znaleźliśmy się dziś w podobnej sytuacji.

Społeczeństwo musiało przejść przez 16 miesięcy iluzji, by stracić złudzenia, by zrozumieć, że „dialog”, „porozumienie”, „kompromis” nie są możliwe z okupantem, by sobie przypomnieć, że Polsce wojnę wypowiedziano nie 13 grudnia 1981 roku ale 22 lipca 1944 r. Musieliśmy się przekonać na własnej skórze, że budowanie demokratycznych instytucji od podstaw w państwie totalitarnym (idea Samorządnej Rzeczpospolitej) jest utopią. Tragedia polega na tym, że ze względu na niedojrzałość ruchu (niezrozumienie konieczności obalenia komunizmu i przejęcia władzy) musiał on przegrać, ale z drugiej strony bez doświadczeń przegranej rewolucji 1980 roku (utrata złudzeń) nie zdołalibyśmy w niedalekiej tzn. kilkuletniej przyszłości odzyskać niepodległość. Utopijną próbą przezwyciężenia tej sprzeczności był właśnie program Samorządnej Rzeczpospolitej. Musiał on przegrać, zastępując w ten sposób zadanie ugody z władzą - walką o pozbawienie władzy komunistów celem dokonania demokratycznych reform, a nie na odwrót. Gdyby „Solidarność” wystąpiła z programem niepodległości przed reformami już w 1980 r., również poniosłaby klęskę z powodu kompromisowego nastawienia większości społeczeństwa, które mając nadzieję na odwilż nie chciałoby ryzykować walki, lecz wówczas opinia publiczna mogłaby mylnie sądzić, że przegrana spowodowana została zbytnim radykalizmem. Choć niektórzy bredzą nadal o dialogu, należy jednak stwierdzić, że dzięki postępowaniu komunistów Polacy dorośli obecnie do podjęcia programu niepodległości.

Aby zrozumieć położenie w jakim znaleźliśmy się i wybrać właściwą metodę działania, musimy jasno powiedzieć prawdę! 13 grudnia rewolucja polska przegrała, czego wyrazem było rozbicie „Solidarności”. Nie oznacza to, że zginęła idea solidarności, ale Związek przestał istnieć i w formie sprzed 13 grudnia już nigdy się nie odrodzi:

- W wolnej Polsce nie będzie bowiem takiej potrzeby, skoro zniknie zagrożenie wspólne dla różnych kierunków politycznych - władza komunistyczna;

- 13 grudnia komuniści nie po to rozpoczęli wojnę ze społeczeństwem, aby się z nim targować o wolność, ale po to by mu ją zabrać raz na zawsze. Jeśli zatem zezwolą na powołanie organizacji pod nazwą Solidarność, będzie ona miała takie prawa, jakie jej komuniści mieć pozwolą, tzn. żadnych. Jeśli zaś mimo terroru ich władza okaże się za słaba, to upadnie. Czekanie, że komuniści zaproszą władze Związku do stołu, rozmów, czego spodziewa się Zb. Bujak, wynika z niezrozumienia rzeczywistości. Nie znajdujemy się bowiem u progu nowego roku 1980, ale na początku nowych lat 1950-tych.

- Tworzenie w konspiracji jednej, masowej organizacji jest utopią, a ze względu na bezpieczeństwo członków zbrodniczą głupotą. Co jednak zrobić jeśli ludzie nie potrafią wyjść poza doświadczenia sprzed 13 grudnia? Jak pogodzić wymogi konspiracji i nowej sytuacji politycznej z ludzkimi marzeniami i złudzeniami?

Gdyby nawet udało się nam stworzyć w podziemiu „Solidarność”, jej żywot byłby bardzo krótki, a ofiary olbrzymie. Masowość jest bowiem przeciwieństwem konspiracji. Rozbicie takiej „Solidarności” pozostawiłoby społeczeństwo bezbronne wobec komunistów z powodu braku innych organizacji. Nie zapominajmy, że Polskie Państwo Podziemne w okresie okupacji hitlerowskiej było bardzo różnorodne, składało się nań wiele grup oporu, organizacji, partii politycznych, które łączyło jedynie uznawanie wspólnego autorytetu: Rządu londyńskiego, Delegatury i Politycznego Komitetu Porozumiewawczego stronnictw politycznych. Nawet wojskowa organizacja - AK - prawie do końca nie miała jednolitego charakteru, a jedynie wspólne dowództwo.

W warunkach legalności trudno było utrzymać polityczną jedność Związku, a co dopiero teraz, gdy nie istnieje możliwość organizowania zebrań dyskusyjnych, zjazdów itp. W nowych warunkach będą zatem powstawały, czy sobie tego ktoś życzy czy nie, ugrupowania polityczne i nie należy temu przeciwdziałać, różnorodność bowiem w nowych warunkach będzie naszą siłą. Likwidacja jednej bądź 10 organizacji nic nie da okupantowi, skoro pozostanie ich 10 razy więcej.

Jeśli kilka grup oporu będzie miało swoje komórki w tym samym zakładzie pracy, to likwidacja, to likwidacja jednej lub dwu nie pozostawi załogi bez kierownictwa, bibuły, łączności z innymi itp. Wielkość powstających ugrupowań politycznych czy też grup oporu o nie wykrystalizowanym programie politycznym powinna być na tyle duża aby rozporządzać własną poligrafią, kolportażem i siecią łączności na obszarze jednego dużego miasta. Przekraczanie jednak tych rozmiarów w obecnej sytuacji jest bardzo niebezpieczne i dlatego niewskazane.

Najbardziej świadoma część społeczeństwa, jego elita polityczna, powinna przystąpić do tworzenia w podziemiu kadrowych partii politycznych.

Drugim niebezpieczeństwem jest rozproszkowanie ruchu, całkowity brak jedności. Aby tego uniknąć poszczególne grupy powinny utrzymywać z sobą łączność, wymieniać informacje, prasę (prowadząc w niej dyskusje i polemiki ale jednocześnie pomagając sobie), nie ujawniać jednak swych kontaktów, zasięgu itp.

Nowe ugrupowania będą w większości wypadków powstawać na bazie „Solidarności”, w oparciu o kontakty nawiązane między sierpniem i grudniem. Proces ten należy uznać za normalny i korzystny, nie można mu przeciwdziałać jako konkurencji dla Związku, gdyż jak wyżej powiedzieliśmy, Związku w dawnej formie już nigdy nie będzie - jest to mrzonka, utopia, głupota wreszcie.

Oprócz wymiany informacji grupy oporu powinno łączyć uznawanie wspólnego autorytetu politycznego, dzięki czemu mógłby powstać system organizacji podziemnych. I tu jest miejsce dla „Solidarności”, nie dla Związku ale dla jego władz. Choć zdekompletowane aresztowaniami, pozostają one jednak jedynymi legalnymi, bo pochodzącymi z demokratycznych wyborów, władzami w Polsce, uznawanymi przez większość społeczeństwa. Tylko regionalne i krajowe władze „Solidarności” miałyby wystarczający autorytet, by uznały je wszystkie liczące się ugrupowania polityczne i grupy oporu. Dlatego też należy jak najszybciej powołać takie władze. Powinny one przejąć funkcje kierownicze w nowym Polskim Państwie Podziemnym. W przeciwnym wypadku wykształcenie się nowego ośrodka kierowniczego podziemia będzie trwało bardzo długo lub w ogóle nie nastąpi, co pociągnie za sobą jedynie negatywne konsekwencje = brak koordynacji w sytuacji spontanicznych bądź regionalnych wystąpień rewolucyjnych.

Celem, do którego powinniśmy dążyć nie jest zapędzenie władz okupacyjnych do rokowań z „Solidarnością” oraz dialog i kompromis z „dobrym, liberalnym” pierwszym sekretarzem, ale likwidacja komunizmu w dogodnym momencie międzynarodowym. Będzie on wyniszczony przez krach gospodarczy całego bloku, bądź wojnę przegraną przez ZSRR. Naszą główną troską powinno zatem być przygotowanie się do wystąpienia w owym momencie, do tego zaś czasu uchronienie społeczeństwa i konspiracji przed wykrwawieniem się. Stoimy wobec sprzeczności, której na dłuższą metę rozwiązać nie można - konieczności utrzymania aktywności społeczeństwa i powstrzymania go zarazem przed przedwczesnym powszechnym wystąpieniem. Na okres kilku miesięcy mogą temu służyć akcje protestacyjne o ograniczonym zasięgu.

Bierny opór jako podstawowa i jedyna forma walki w pierwszym okresie okupacji w zasadzie spełnił już swą rolę i dłużej nie da się go kontynuować na masową skalę (przykładem górnictwo). Zresztą największymi sabotażystami, gwarantującymi gospodarczą klęskę, są komisarze wojskowi. Nie znaczy to, że wzywamy do wydajniejszej pracy - pracować należy nadal jak najmniej, gdyż każda produkcja wzmacnia juntę - ale główne pole aktywności społecznej powinno znajdować się gdzie indziej. Do zadań obecnego okresu należy:

- tworzenie grup oporu, organizacji podziemnych i działających w konspiracji kadrowych partii politycznych,

- wydawanie i kolportaż prasy,

- organizowanie krótkich manifestacyjnych, strajków według wzorca wrocławskiego,

- prowadzenie akcji ulotkowej, plakatowej, malowanie napisów itp.,

- w sprzyjających okolicznościach organizowanie manifestacji ulicznych.

Akcje te nie wykrwawią ruchu, a okupantowi nie pozwolą spać spokojnie. Oczywiście sytuacja taka nie może przeciągać się zbyt długo, gdyż zakończy się albo powszechnym wystąpieniem, oby w odpowiednim momencie, albo pogodzeniem się z niewolą.

Bardzo prawdopodobne, że władze będą dążyły do szybkiej konfrontacji by zdusić podziemie w fazie organizacyjnej lub do eskalacji terroru by powstrzymać społeczeństwo przed wystąpieniami. Rzecz jednak w tym, że niewiele ma ono już do stracenia.

Tu dygresja. Nie podoba się wielu osobom język używany w naszym piśmie: mamy słowa takie jak „okupacja”, „zdrada narodowa”, „polska Norymberga” itp. Rzeczywiście, próżno u nas szukać: „dialogu”, „zgody narodowej”, „porozumienia wszystkich Polaków” itd., jego zwolennicy sprzed 13 grudnia siedzą teraz w łagrach i mają dużo czasu na myślenie o popełnionych błędach. Nawet Lech Wałęsa, który po 13 grudnia stał się niekwestionowanym przywódcą całego narodu, głosi teraz: „Ten partner nie był i nie będzie uczciwy. Dlatego ani kroku wstecz, nie można dać nikogo eliminować” (27 stycznia 1982 r.).

Można obawiać się, że za miesiąc, dwa nasze określenia staną się zbyt łagodne. Rzecz w tym, że komuniści nie cofną się przed żadną zbrodnią by utrzymać się u władzy. Taka jest logika tego systemu. Stan wojenny jest naturalnym stanem komunizmu. Nie zostanie on w Polsce odwołany aż do swego upadku, choć może zmienić nazwę np. na „stan pogłębiającego się dobrobytu”, „wzmożonej czujności”, bądź „powszechnej szczęśliwości”.

Jak wszystko wskazuje komuniści wybrali, a raczej doprowadziła do tego logika ich systemu gdy napotkał na opór społeczeństwa - eskalację terroru - wariant I (patrz: „Dokąd zmierza okupant”, „N” nr 1). Obecnie należy zatem spodziewać się ataku na Kościół, wieś, masowych łapanek młodzieży, rozbudowy łagrów, itp.

Jeśli nie stawimy oporu, zostaniemy zagłodzeni, jeśli zaś sprzeciwiać się będziemy w sposób maksymalnie planowy i zorganizowany, mamy szanse wygranej, choć bez ofiar się oczywiście nie obędzie. Komunizm zbudowano na milionach pomordowanych i bez walki system ten nie ustąpi.

Bardzo możliwe, że w połowie roku tarcia władz okupacyjnych doprowadzą do tego, iż jedna z frakcji będzie chciała wykorzystać wystąpienia do wyeliminowania przeciwnej. W tej sytuacji możliwe jest jakieś koniunkturalne i okresowe przymierze. Minimalnymi warunkami byłoby wypuszczenie wszystkich uwięzionych i legalizacja zneutralizowanej „Solidarności” (dawny skład władz i struktura ale bez dawnych możliwości - Solidarność chadecka). Wówczas nie możemy zrezygnować pod żadnym pozorem z największego osiągnięcia okresu wojny - KONSPIRACJI. Nie wolno wychodzić z podziemia, legalizować się, ujawniać. Dążąc do przywrócenia Związkowi poprzedniej roli, trzeba skoncentrować wszystkie siły na podziemnej działalności politycznej, załamanie bloku jest już bowiem bliskie i nie powinno zastać nas nieprzygotowanymi.

O ile w pierwszym wariancie władze Związku sprawowałyby funkcje kierownicze w podziemiu, o tyle w drugim tworzące się Polskie Państwo Podziemne powinno wyłonić nową reprezentację krajową i zagraniczną.

Pamiętajmy jednak, że głównym problemem spornym w aparacie władzy, wobec braku różnic politycznych, jest - kto zostanie obciążony odpowiedzialnością za brudną robotę po jej wykonaniu, i odejdzie ustępując miejsca nowemu „liberalnemu” sekretarzowi. Wojskowi rozpoczęli masowo awansować, co łączy się z rozbijaniem przez nich administracji terenowej, gospodarczej i podporządkowaniu sobie aparatu partyjnego. Wojsko nie ustąpi dobrowolnie z nowo zdobytych przywilejów. Ostatecznie i ona będzie „ma prawo do okradania narodu”, skoro za Bieruta czyniło to UB, a za Gierka PZPR. Teraz ich kolej. Walka wojskowych komunistów z cywilnym aparatem partyjnym jest już w toku. Im dłużej się będzie toczyć, im pociągnie za sobą więcej „ofiar”, nie kończąc się zdecydowaną wygraną jednej formacji, tym lepiej dla społeczeństwa.

W żadnym wypadku nie można udzielać poparcia lub włączyć się do działalności Solidarności rządowej (nowe władze, nowa struktura i nowy program napisany przez komunistów) i instytucji okupacyjnych (np. OKON). Postępowanie takie powinno być traktowane jako zdrada narodowa. Pamiętajmy, że aby być Polakiem nie wystarczy mówić w języku polskim, trzeba myśleć i postępować zgodnie z wartościami tradycji i kultury narodowej, a nie sowieckiej.

O ochłap, który komuniści chcą nam rzucić (założenia do działalności ZZ) nie warto nawet się spierać, gdyż nie stanowią żadnego przedmiotu dyskusji.

W wypadku żywiołowego ruchu protestu wszystkie organizacje i grupy konspiracyjne powinny się doń włączyć i nadać mu formy organizacyjne, nawet gdyby taki ruch nie miał żadnych szans powodzenia. Nie możemy bowiem przewidzieć co nam przyniesie przyszłość.